Liga polska - 25. kolejka
Legia Warszawa | 6-0 |
Widzew Łódź |
10 min. Sokołowski I 21 min. Saganowski (k) 49 min. Sokołowski I 65 min. Boruc (k) 69 min. Saganowski 88 min. Saganowski |
||||
Boruc Sokołowski I |
Juliano | |||
Boruc Choto (73. Jóźwiak) Szala Zieliński Jarzębowski (58. Dudek) Sokołowski I Kiełbowicz Magiera Wróblewski (17. Surma) Sokołowski II Saganowski |
SKŁADY | Tyrajski (86. Walentynowicz) Ława Cichoń Pawlak Nazaruk Rybski (67. Seweryn) Juliano (90. Pieprzyk) Lelo Becalik Walburg Rachwał |
||
SĘDZIA: Tomasz Pacuda (Częstochowa) |
||||
WIDZOWIE: 4000 |
Relacja
Łódź na dnie!
Na następny klasyk ligi polskiej z udziałem Legii i Widzewa przyjdzie nam czekać przynajmniej rok. Łodzianie spadają w tym roku z I ligi i nie zanosi się na to by mieli szybko do niej powrócić. A szkoda, bo ten niezwykle zasłużony klub dla polskiej piłki na pewno zasłużył na lepszy los. W składzie Legii zabrakło na ten mecz Piotra Włodarczyka (lekka kontuzja), Aleksandra Vukovicia (niespodziewanie zasiadł na ławce rezerwowych) oraz Łukasza Surmy (także usiadł na ławce). Zespół Widzewa to jedna wielka niewiadoma, bowiem co mecz odchodzi kilku graczy. Nie można więc nawet mówić o podstawowej jedenastce Widzewa, bo takiej po prostu nie ma... Klasysk klasykiem, ale w rzeczywistości miał być to mecz tylko o przysłowiową pietruszkę. Jednak wszyscy kibice (tylko posiadacze karnetów, bez kibiców gości) mieli nadzieję, że gracze Legii godnie zakończą sezon 2003/2004 przy Łazienkowskiej.
Od pierwszego gwizdka sędziego Legia zyskała wręcz miażdżącą przewagę nad Widzewem. Zespół Franciszka Smudy wyraźnie nie wykazywał zbytnich chęci do ataku. Z drugiej strony umiejętności graczy z Łodzi są co najmniej o klasę mniejsze od piłkarzy z Warszawy. Legia raz po raz stwarzała groźne sytuacje, które z reguły kończyły się rzutami rożnymi. Brak Aleksandara Vukovicia nie był zbyt widoczny. Tomek Sokołowski I spisywał się bardzo pewnie na pozycji ofensywnego pomocnika. W niewielu sytuacjach, gdy Widzew próbował wyprowadzić kontrę, niemal każdą z nich rozbijał blok obronny Legii z bardzo pewnie grającym Dicksonem Choto. W pierwszej kluczowej sytuacji Marek Saganowski zagrał w pole karne do Wróblewskiego, który szybko oddał piłkę do Sokołowskiego I, a ten pewnym strzałem wyprowadził Legię na prowadzenie. W tej akcji kontuzji pachwiny doznał Radek Wróblewski. W konsekwencji musiał opuścić plac gry. W jego miejsce pojawił się Łukasz Surma. W 21. minucie Tomasz Jarzębowski był wyraźnie faulowany w polu karnym. W tej sytuacji Marek Saganowski pewnie wykorzystał rzut karny i było już 2:0! Być może tym golem "Sagan" wreszcie przełamał swoją niemoc w strzelaniu karnych. W 37. minucie Legia zdobyła bramkę za sprawą “Sagana”, ale niestety piłka przeszła końcową linię i sędzia słusznie gola nie uznał. Legia atakowała zarówno lewą, jak i prawą flanką. Częste przerzuty pod polem karnym na drugą stronę, dobre rozciąganie gry – aż dziwne jak dobrze grało się Legii bez swego serbskiego rozgrywającego.
Już w pierwszych minutach drugiej połowy piłkarze Legii postanowili zmienić wynik! Marek Saganowski popędził lewą stroną boiska i już w polu karnym zagrał do tyłu do Sokoła I. Tomek bez problemu pokonał bramkarza gości. W tym momencie wydawało się, że następne gole są tylko kwestią czasu. I już 3 minuty później Sokół I zagrał do Surmy i było już 4:0! Jednak nie do końca... Łukasz był na wyraźnym spalonym i sędzia gola nie uznał. Na jednym z transparentów na "Żylecie" kibice zaapelowali do Vukovicia, aby nie odchodził do Wisły Kraków. W 64. minucie w polu karnym faulowany był Jacek Magiera. Rzut karny był bezsporny. Do wykonania "jedenastki" podszedł... Artur Boruc!!! Jak podszedł, tak strzelił! 4:0 dla Legii stało się faktem, a cieszący się Boruc... dostał żółtą kartkę. Gdy Artur nie zdążył jeszcze powrócić do bramki, łodzianie szybko wznowili grę i strzałem z 50 metrów (!) przelobowali golkipera Legii! Jednak arbiter uspokoił radujących się Widzewiaków pokazując, że gra miała być wznowiona na jego gwizdek. Tak więc gol został nie uznany. W 69. minucie było już 5:0! Istny pogrom! Marek Saganowski strzelił głową po dośrodkowaniu z prawej strony pola karnego! W tym momencie wiedzieliśmy już czemu to właśnie Widzew spada w tym roku z ligi... W 88. minucie Legia dobiła Widzew! Wprowadzony wcześniej na plac gry Dariusz Dudek dośrodkował z prawej strony do "Sagana", a ten umieścił piłkę głową w bramce. Było już 6:0, czyli całkowity nokaut!
To był ostatni mecz w obecnym sezonie w Warszawie. Dziękujemy wszystkim kibicom za to, że razem z nami dopingowali Legię. Ze stadionem przy Łazienkowskiej przywitamy się już niebawem, w nowym sezonie 2004/2005...
Autor: Szmiciu
Pomeczowe wypowiedzi:
Franciszek Smuda (trener Widzewa): Powiem krótko. Muszę stwierdzić, że Legia w tej chwili jest poza zasięgiem dla Widzewa, co było widać w czasie gry. Wynik jest z pewnością sprawiedliwy i Legia wygrała zasłużenie. Przykro przegrywać tak wysoko. Można mieć żal, że nie zbudowano w Łodzi silniejszego zespołu. Z tym materiałem nie stać nas na więcej. Ja żegnam się z Widzewem, nie spadnę z nim z ligi, bo już podpisałem kontrakt z Omonią Nikozja. Szkoda mi upadku Widzewa. To klub z tradycją, wspaniałymi kibicami. Mam nadzieję, że w niedługim czasie się odrodzi.
Dariusz Kubicki (trener Legii Warszawa): Zależało nam na godnym pożegnaniu się z warszawską publicznością. Szkoda tylko, że z takich czy innych względów, tego meczu nie mógł oglądać komplet publiczności. Po porażce w Pucharze Polski założyliśmy sobie dwa zwycięstwa w meczach kończących ligę. To ważne z psychologicznego punktu widzenia, ponieważ będzie lepszy klimat do przygotowań przed nowym sezonem. Gratuluję piłkarzom rekordowego zwycięstwa, tym bardziej, że przyszło dosyć łatwo. Dzisiaj nie wystawiłem do gry Vukovicia, który prowadził grę Legii przez cały sezon. Powód jest prosty - wiem, że nie będę mógł z niego korzystać w przyszłym sezonie, więc muszę sprawdzać inne rozwiązania.
Norbert Tyrajski (Widzew): Przegrana w takich rozmiarach to z pewnością nie jest miłe uczucie. Jednak gramy w takim składzie, tak jak gramy i są tego efekty, w negatywnym słowa tego znaczniu. Uważam, że grać na Łazienkowskiej i przegrać 0-6 jest upokorzeniem, ale takie jest życie piłkarza i nie zawsze się wygrywa.
Tomasz Sokołowski I: Podeszliśmy profesjonalnie do tego spotkania. Nam ten mecz nic nie dawał i graliśmy tylko dla kibiców i dla siebie. Szkoda tylko, że nie było kompletu na trybunach. Odnośnie spotkania, to mecz nam po prostu wyszedł, a Widzew ma taką drużynę jaką. Cieszymy się z tej wygranej, teraz jedziemy do Katowic po kolejne trzy punkty, aby zakończyć ten sezon udanie. Cieszą dwa zdobyte gole oraz rozmiary dzisiejszej wygranej.
Jacek Magiera: Nie pamiętam, aby ostatnio w meczu Legii była różnica pomiędzy klasami obu klubów ekstraklasy. Jednak na pewno żal jest, że taka firma jak Widzew spada do II ligi. Jest to klub z tradycjami i dawniej była siłą napędową w naszej lidze oraz polskiego futbolu.
Artur Boruc: Jako strzelec oficjalnej bramki w ligowym meczu czuję się bardzo sympatycznie. Do tej pory nie znałem tego uczucia, ale to jest coś pięknego. Nie wiem do czego to porównać. Mam nadzieję, że kiedyś to się jeszcze powtórzy, choć nie będzie z tym tak łatwo. Nie kombinowałem jak mam strzelić. Chciałem do końca wyczekać i ostatecznie uderzyłem w prawy róg. Tremy nie było, bo wynik był już przesądzony (3-0 dla Legii - przyp. red.). Gola dedykuję mojej żonie, która dziś obroniła pracę magisterską.
Łukasz Surma: Dziś wszedłem z ławki, bo po ostatnich spotkaniach musiałem trochę odpocząć. Tym bardziej, że mecze mi nie wychodziły. Szczególnie z Lechem Poznań. Wtedy nie grałem tego, co potrafię. Trener to zauważył i posadził mnie na ławce, jednak nie mam do niego żadnych pretensji. Cieszę się tylko, że Legia ma wyrównany skład i trzeba walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce. Wierzę jednak, że dzisiaj ponownie wszedłem na dobry tor. Szkoda tylko, że bramka nie została uznana, bo chciałem się zrehabilitować za te ostatnie dwa mecze. Jednak całkiem możliwe, że byłem wtedy na pozycji spalonej. Dziś zaprezentowaliśmy dobrą piłkę. Graliśmy z polotem. Odnośnie rywala. Cóż, na dzień dzisiejszy to Widzew prezentuje formę ledwo drugoligową. Jednak trzeba umieć wygrywać ze słabszym rywalem.
Radosław Wróblewski: Zderzyłem się z bramkarzem i m potłuczenie biodra. Jutro zrobię szczegółowe badania i będę wiedział na czym stoję. Widzew nie przyjechał oddać nam za darmo punktów. Chcieliśmy jak najlepiej zaprezentować się w tym mecz, walczyliśmy i niezlekceważyliśmy rywala - graliśmy na maksa. W sytuacji bramkowej miałem obrońcę Widzewa na plecach i musiałem ją podać do Tomka Sokołowskiego bo inaczej bramkarz by mi ją zablokował. Tomek dopełnił formalności, strzelając do psutej bramki.
Autor: Fumen
Relacja z trybun
Pożegnanie Widzewa
Klasyki Legia-Widzew wzbudzały od wielu lat ogromne zainteresowanie w całej Polsce, nie tylko w Warszawie i Łodzi. Meczom obu drużyn zawsze towarzyszyły - wspaniała atmosfera na trybunach i nietrywialne choreografie. Niestety, wobec kar PZPN nałożonych na Legię za mecz z Lechem oraz fakt niewpuszczenia na stadion kibiców Widzewa, legioniści zrezygnowali z oprawy tego meczu. A dodajmy, że gdyby ta doszła do skutku...jeszcze przez długi czas otrzymywalibyśmy gratulacje z całej Polski. Niestety, plany musimy odłożyć...o kilka lat. Nie zapowiada się bowiem, aby Widzew szybko wrócił do ekstraklasy.
Aby dostać się tego dnia na Łazienkowską trzeba było nie lada cierpliwości. Funkcjonariusze policji po kilka razy sprawdzali karnety, karty prasowe i inne przepustki, pozwalające przekroczyć bramy stadionu. Gdy już przebrnęliśmy przez pierwsze "zasieki", byliśmy poddawani bardzo dokładnej kontroli. Mimo, iż zanosiło się na deszcz, ochroniarze długo zastanawiali się, czy aby parasole nie są przedmiotami zaliczanymi do wyjątkowo niebezpiecznych. Jak widać, po meczu z Lechem ochroniarze dostali nieźle w kość.
Tego dnia na trybunach zebrało się jedynie około 5 tysiecy kibiców, posiadających karnety na rundę wiosenną. Widok pustych trybun raził w oczy. Raziło również słońce, które dosyć niespodziewanie [w ciągu dnia mocno padało w Warszawie] świeciło przez cały mecz. Sektor pod zegarem pozostawał niestety pusty. Mimo zapowiedzi, nawet skromna, 200 osobowa grupa kibiców przyjezdnych nie została wpuszczona na stadion. Pociąg z widzewiakami został zawrócony już w Warszawie. Utrudnienia jakie ich spotkały były spowodowane obawami policji, że łodzianie nie mając nic do stracenia [ostatni wyjazd w I lidze], będą wszczynać awantury. Jak byłoby naprawdę - nie przekonamy się już nigdy.
Gdy tego dnia przemówił po raz pierwszy Wojtek Hadaj, nie było aż tak głośnego odzewu, jak zazwyczaj. Niestety...było nas ponad trzykrotnie mniej niż na ostatnim meczu z Lechem. Pod bramami stadionu zebrało się kilkuset fanów, którzy nie bacząc na zakazy PZPN, chcieli obejrzeć mecz Legii. Zdecydowana większość "Żylety", w ramach solidarności z fanami sprzed bram, postanowiła zamanifestować swoje niezadowolenie. Trybuna odkryta na moment opustoszała, ale ludzie sprzed stadionu nie zostali mimo to wpuszczeni.
Doping tego dnia nie stał na najwyższym poziomie. Może nie było najgorzej, ale pierwszy kwadrans raczej możemy nazwać piknikiem. Dopiero po bramce Sokołowskiego trybuny nieco ożywiły się. W przerwie nie odbył się tym razem konkurs strzałów. Hadaj wytłumaczył to jasno: "Nie chcemy, by ktokolwiek poczuł się pokrzywdzony". Piłkarzy wychodzących na drugą połowę przywitały transparenty skierowane do serbskiego pomocnika Legii, Aleksandara Vukovicia. "Aco" wielokrotnie podkreślał, że dla niego liczą się tylko Partizan i Legia...a gdy przyszło co do czego, rozpoczął negocjacje z Wisłą Kraków. Marzenia o tym, że w końcu pojawił się w Warszawie zawodnik przywiązany do naszego klubu, pękły jak bańka mydlana. Czego dowodem jest Vuković, pieniądze stawiane są przez zawodników wyżej niż własny honor. Przykre to, ale prawdziwe. "Vuko = Pinokio" i "Vuko w Wiśle" [z ręką zawodnika wystającą z rzeki] wisiały przez kilkanaście minut na płocie trybuny otwartej. Spotkanie z Widzewem, wbrew przedmeczowym zapowiedziom, nie było pożegnalnym występem "bohatera" ostatnich dni. Darek Kubicki nie zdecydował się wystawić go w składzie, twierdząc że woli obserwować graczy, z których będzie mógł korzystać w przyszłości.
Ledwo rozpoczęła się druga połowa meczu, a po raz trzeci mogliśmy cieszyć się po zdobytej bramce. Sporo emocji było natomiast w 69 minucie spotkania. Sędzia podyktował rzut karny dla Legii, a jego wykonawcą, ku uciesze kibiców, okazał się Artur Boruc. Po skutecznej egzekucji, golkiper Legii dosyć wolno wracał do bramki [po drodze tańcząc z chorągiewką w dłoni] i...widzewiacy ze środka boiska trafili do siatki. Chwila konsternacji na trybunach, wzrok skierowany na arbitra - a ten pokazał jasno - bez jego gwizdka nie można wznowić gry. Bramka nieuznana. Strzelcowi co najwyżej należałaby się nagroda w konkursie organizowanym przez "Naszą Legię" i "Życie Warszawy". Wypłacać pieniędzy nie będzie trzeba, bowiem z dobrego źródła mamy informację, że strzelec...nie wysłał wcześniej smsa o treści "Legia gol" ;-)
"Legiaaaa Warszawaaaa" - ta pieśń wychodziła nam tego dnia najlepiej. W przerwach odliczaliśmy kolejne bramki strzelane rywalom. W 72. minucie padł gol numer 5. "Ile goli ma Legia?!" - ryczał po raz kolejny spiker. Mecz powoli zbliżał się do końca, temperatura na stadionowym zegarze zmalała o 2 stopnie, gdy "Sagan" strzelił szóstą bramkę. Przed meczem nie brakowało obaw o motywację legionistów...a tu tymczasem taki festiwal strzelecki [dodajmy, że kolejnych dwóch goli dla Legii nie uznał sędzia]. Najbardziej szkoda, że tego efektownego zwycięstwa nie mogło oglądać kilkanaście tysięcy kibiców. A zapowiada się na to, że na mecz z Widzewem będziemy musieli dłużej poczekać. "Widzę Widzew w 3 lidze" - głosił napis na transparencie wiszącym na Krytej. W której lidze rozpoczną łodzianie rozgrywki w nowym sezonie - nie wiemy. Wiemy natomiast...że nie ma czego zazdrościć łódzkim fanom. Mimo kamieni latających w mieście włókniarzy...takich wyjazdów będzie nam brakowało.
Po meczu piłkarze dziękują nam za doping. Część fanów liczyła, że uda im się zdobyć koszulki graczy, ale ci nie zamierzali się rozstawać ze swoimi trykotami przed meczem z GKSem. Następnie z flagą "Legia Warszawa" cała drużyna przeszła podziękować Krytej za doping. Widzewiacy tymczasem ze spuszczonymi głowami udali się do szatni. Ostatni raz Widzew tak wysoko przegrał w Warszawie w roku 1948...
Był to ostatni mecz sezonu na naszym stadionie. W piątek czeka nas jeszcze wyjazd do Katowic, po którym będziemy mieli ponad miesięczną przerwę. Zakończmy ten sezon licznym wyjazdem na Śląsk!
Autor: Bodziach
Fotoreportaż z meczu - 57 zdjęć
Zapowiedź
Zatopimy Łódź?
We wtorek dojdzie do długo oczekiwanego spotkania - klasyku naszej ligi. Oczekiwanego tym bardziej, iż może się okazać, że to Legia będzie katem Widzewa i przypieczętuje spadek łodzian do II ligi. Jednak nie wszyscy chętni bedą mogli obejrzeć to na żywo. Po wydarzeniach na meczu z Lechem, PZPN ograniczył liczbę widzów do 4000, a z Łodzi przyjedzie tylko 200 fanów. Nie będzie więc wielkiego święta na Łazienkowskiej.
W rundzie wiosennej Widzew spisuje się fatalnie (2 zwycięstwa, 3 remisy, 6 porażek). Podopieczni Franciszka Smudy zajmują ostatnią pozycję z dorobkiem 19 punktów. Aby jeszcze marzyć o pozostaniu ekstraklasie widzewiacy muszą na Łazienkowskiej wygrać. Będzie im bardzo trudno, ponieważ wiosną Legia przed własną publicznością zdobyła komplet punktów. Ponadto będzie to ostatni mecz legionistów na własnym terenie i z pewnością będą chcieli efektownie pożegnać się z kibicami. Żegnał się - na dłużej - będzie Aleksandar Vuković, który nie dogadał się z działaczami i 30 czerwca odchodzi z Legii. Mimo, iż popularny "Vuko" zawiódł nasze zaufanie, postarajmy się pożegnać go zwyczajnie - tak jak kolejnego piłkarza, który kończy swój etap kariery bycia legionistą.
Jesienią Legia pokonała w Łodzi Widzew 1-0 po golu Stanko Svitlicy. Dotychczas obie drużyny rozegrały ze sobą w lidze 55 spotkań: 20 razy wygrała Legia, 18 razy lepszy był Widzew, natomiast 17 razy padał wynik remisowy. Bilans bramkowy przemawia na korzyść warszawian: 76-57.
Autor: Woytek
Wasze pomeczowe komentarze (0)