|
Warszawa - Niedziela, 22 sierpnia 2004, godz. 19:15 Ekstraklasa - 3. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Zagłębie Lubin
| 0 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro (Bydgoszcz) Widzów: 6500 Pełen raport |
|
Kibice opuścili trybuny protestując przeciw tak wysokim cenom biletów i karnetów |
Protest
Po zawirowaniach cenowo-identyfikatorowych, których świadkami byliśmy w przerwie między sezonami, można się było spodziewać spadku frekwencji na Legii. Ostatecznie wprowadzenie identyfikatorów zostało odłożone, a ceny wejściówek pozostały na wysokim poziomie. Spotkanie z beniaminkiem ekstraklasy, przyciągnęło na trybuny naszego stadionu 7 tysięcy kibiców. Początkowo było nas trochę mniej...
Od strony sportowej, rzadko udawało się Legii, dobrze rozpocząć sezon na własnym stadionie. W zeszłym roku bezbramkowo zremisowaliśmy z Łęczną, teraz z Zagłębiem. Przed meczem, tak jak na wiosnę, odśpiewaliśmy "Sen o Warszawie". Na wyjście piłkarzy z naszych gardeł niosło się głośne "Mistrzem Polski jest Legia". Później miał miejsce protest. Wszyscy kibice z trybuny odkrytej opuścili swoje miejsca, udając się za trybunę. Podobnie postąpiła znaczna część fanów z Krytej. Na płocie "Żylety" pozostał jedynie wymowny transparent: "Teraz kupicie sobie kibiców?", skierowany do właścicieli naszego klubu. Zza trybuny dochodziło jedynie "Legia to my!". Gdy staliśmy za trybunami, dołączyło do nas około 500 fanów, którzy wcześniej czekali pod stadionem, nie mając wystarczającej gotówki na bilety. Dla nich jedyną możliwością, aby obejrzeć Legię w akcji, był wjazd z bramą. Po kilkunastu minutach, w większym już gronie, wróciliśmy na swoje miejsca, ale do końca pierwszej połowy nie prowadziliśmy dopingu.
Była to okazja dla gości, którzy z kilkunastominutowym opóźnieniem, weszli na stadion. Lubinianie, których ponad 80 zasiadło pod zegarem, wywiesili dwie flagi ["Albi Bellatores" i "OCB '03"] i w pierwszej połowie prowadzili słyszalny dla nas doping. Zadanie mieli mocno ułatwione, bowiem cały stadion milczał jak grób. No...nie licząc kibiców z Krytej, którzy dopingowali...cheerleaderki. Nieudolna gra piłkarzy została przerwana przeciągłym gwizdkiem sędziego. Wielu z nas, ten gwizdek przyjęło z ulgą. Gwizdami pożegnani zostali bohaterowie tego meczu, schodzący do szatni.
W drugiej połowie protest nie był już kontynuowany, choć na płocie nie zawisła ani jedna flaga. Nie było również spodziewanej przez niektórych Panoramy Warszawy. Najważniejsze, że po paromiesięcznej przerwie, na Łazienkowską wrócił doping. I to nie byle jaki! Przez pierwsze 20 minut, nikt nie żałował gardeł. Pieśni zagrzewające naszych piłkarzy do wysiłku, przeplatane były ze skandowaniem hasła "Legia to my" oraz przyśpiewki "Walter do Madrytu". Na "gnieździe" doszło do zmiany pokoleń. Dopingiem kierował dziś młodszy wiekiem fanatyk naszego klubu i trzeba przyznać, że świeża krew dobrze wpłynęła na poziom naszych śpiewów. Co najważniejsze mobilizacja do śpiewania była pozytywna - bez wysyłania do państwa położonego w południowej części Azji :-) Pierwsze koty za płoty ;-)
Gra zawodników wcale nie mobilizowała do wzmożonego wysiłku kibiców. Dało się to odczuć w końcówce meczu, kiedy doping siadł. O ile w pierwszej połowie goście mogli sobie pozwolić na zaistnienie na naszym stadionie, o tyle w drugich 45 minutach, ani na moment nie doszli oni do głosu. Lubinianie zaprezentowali stroboskopy i dwie race. Zostawili po sobie pozytywne wrażenie, tym bardziej, że ich przyjazd do Warszawy był do końca niewiadomą.
Piłkarze do końca nie potrafili pokonać bramkarza Zagłębia i spotkanie zakończyło się zasłużonym remisem. "Droższe bilety" - taka była odpowiedź fanów. Dodajmy jednak, że nasz protest nie był skierowany do piłkarzy [choć ich gra jest również poniżej poziomu], a do właścicieli Legii. Tymczasem, już w czwartek czeka nas rewanżowe spotkanie z FC Tbilisi. Ani przeciwnik, ani gra naszych piłkarzy, ani pora rozgrywania meczu [czwartek, g. 17:00], nie sprawią raczej, że trybuny naszego obiektu zapełnią się bardziej niż dzisiaj. Dopiero niedzielne spotkanie z Cracovią powinno zapełnić trybuny stadionu Wojska Polskiego.
Autor: Bodziach