|
Warszawa - Czwartek, 30 września 2004, godz. 20:45 Liga Europy - 1. runda |
|
Legia Warszawa
|
1 (0) |
|
Austria Wiedeń
- 32' Vachousek
- 43' Poledica (sam.)
- 90+1' Sionko
| 3 (2) |
Sędzia: Nicolai Vollquartz (Dania) Widzów: 13000 Pełen raport |
|
Okazała prezentacja transparentów i flag na Żylecie |
Czy wygrywasz, czy nie...
Dwa tygodnie po najeździe na Wiedeń, czekał nas mecz rewanżowy z Austrią. Zainteresowanie meczem w Warszawie było ogromne. Przez tydzień kibice stali w kolejkach do kas. Oprócz wejściówek, trzeba było bowiem wyrobić sobie Tymczasową Kartę Kibica, wymaganą do wejścia na stadion. Pełny stadion może oznaczać, że wszystkim sztuka ta się powiodła.
O tym, że wiedeńczycy nie przebiją naszego wyjazdu mogliśmy być pewni. Do Warszawy zawitało ich zaledwie około 200. Nawet na polskie warunki jest to wynik słaby. Tym bardziej, że wynik pierwszego meczu był dla nich korzystny. Nasze sektory dosyć szybko wypełniały się kibicami. Co jakiś czas trochę kropiło, ale jak na tę porę roku, nie było tragedii.
Na płocie zawisły dwa niemieckojęzyczne transparenty. Wyraziliśmy w nich nasze zdanie odnośnie działań austiackiej policji, która po pierwszym meczu zatrzymała kilku niewinnych kibiców Legii. Na płocie pojawiło się też nowe legijne płótno - "Old Fashion Man Club".
Przed meczem Wojtek Hadaj podał informacje dotyczące dystrybucji biletów na wyjazdowy mecz z Lechem. Następnie wiceprezydent Warszawy, Andrzej Urbański powiedział że wszyscy warszawiacy czekają na wygraną najlepszego klubu stolicy na nowej murawie. Niestety, ta nie okazała się szczęśliwa. Były podziękowania dla ludzi odpowiedzialnych za remont murawy oraz budowę nowego stadionu. Następnie gratulacje za 50 lat spędzonych w Legii odebrał Lucjan Brychczy. Na "Żylecie" zaprezentowaliśmy sektorówkę z podobizną żywej legendy naszego klubu, a wszyscy zgodnie skandowali imię i nazwisko "Kiciego".
Niedługo później na murawę wybiegli zawodnicy obu drużyn. Na trybunie odkrytej powstała choreografia z pasów folii w barwach naszego klubu, po bokach której widniał herb Legii i eLka. Głośne "Mistrzem Polski jest Legia" miało być preludium do niesamowitego dopingu przez 90 minut. Słychać było mobilizację, którą spotęgował wczorajszy apel Stowarzyszenia. Wszyscy wierzyliśmy w to, że piłkarze sprawią nam wiele radości i w ładnym stylu awansują do fazy grupowej Pucharu UEFA. Część nadzieje straciła już po 32 minutach. Wtedy legioniści stracili pierwszą bramkę i do awansu potrzebowali trzech trafień. Jak to zazwyczaj bywa, stracona bramka wzmogła doping na trybunach. "Jesteśmy z Wami" - śpiewaliśmy. Wcześniej w górę poszła nasza największa flaga sektorowa - Panorama Warszawy. Chyba zrobiła ona wrażenie na przyjezdnych. Z ich sektora zaczęły błyskać flesze. Jak jesteśmy już, przy kibicach Austrii, to nie zaprezentowali nic godnego uwagi. Płot przyozdobili 18-oma niewielkich rozmiarów flagami. Doping prowadzili raczej dla nas niesłyszalny. W czasie meczu odpalili parę rac. Odnotować można jedynie zabawę przyjezdnych w "ciuchcię" oraz spontaniczną radość po bramkach. Podczas, gdy wszyscy wierzyliśmy w odmienienie losów meczu...piłkę do własnej bramki wpakował Poledica. Gol do przerwy, perspektywa że do awansu brakuje czterech bramek, była mało ciekawa.
Drugie 45 minut niewiele różniło się od pierwszej połowy. Na boisku Legia grała nieporadnie. Doping słabł z każdą minutą... Na początku tej części gry, na koronie stadionu powiewało kilkadziesiąt dużych flag na kijach. W ich asyście mogliśmy podziwiać kolejną naszą sektorówkę - Wielką Flagę. Ciekawie wyszła choreografia z flag i transparentów. Na środkowym sektorze zadebiutowały w tym czasie nowe transparenty, z postaciami kibiców. Po kilku minutach flagi przestały powiewać i skupiliśmy się już tylko na dopingu. Ten niestety nie był już tak dobry, jak jeszcze przed meczem. "Czy wygrywasz, czy nie..." śpiewane było już 20 minut przed końcem spotkania. Raczej nikt nie spodziewał się diametralnej zmiany wyniku. Bramka chłopaka z Targówka, Marcina Smolińskiego, była dla nas jedynym momentem radości. Goście jeszcze raz trafili do siatki Boruca i w takich mało przyjemnych okolicznościach zakończyliśmy tegoroczną przygodę z europucharami. Niektórzy próbowali się pocieszać, że...Puchar Polski też jest pucharem. Pocieszenie to żadne...nikomu nie było do śmiechu. W ponurych humorach udaliśmy się do domów. A w niedzielę czeka nas podróż do Poznania. Niestety w dosyć skromnym gronie...
Autor: Bodziach