|
Poznań - Niedziela, 3 października 2004, godz. 13:00 Ekstraklasa - 8. kolejka |
|
Lech Poznań
|
1 (1) |
|
Legia Warszawa
| 1 (1) |
Sędzia: Tomasz Pacuda Widzów: 17000 Pełen raport |
|
Tylko 160 osób z Warszawy zasiadło w sektorze gości |
A melanż trwa...
Godzina 3:50. Budzik dzwoni... Zerkając jednym okiem na zegarek, zadaję sobie pytanie: czy my jesteśmy normalni? Nie znajdując pozytywnej odpowiedzi, po 3,5 godzinnej drzemce, zwlekam się z łóżka i ogarniam przed podróżą na dworzec.
Godzina 5:20. Z dworca Warszawa Wschodnia rusza pociąg specjalny, zorganizowany przez Stowarzyszenie "Sekcja Sympatyków". Niestety sporo miejsc pozostaje wolnych. Jaki jest tego powód - nie wie nikt. Fakt jest taki, że w bardzo skromnym jak na nas gronie, ruszamy w kierunku Wielkopolski. Jeszcze na Zachodnim czekamy kilka minut na śpiochów. Kolejny postój czeka nas w Ursusie. Tutaj, stojąc na światłach, dobiega do nas kibic z Gołąbek, który ładny kilometr przebiegł po torach, licząc że zatrzyma pociąg ;-) Miał szczęście, bo właśnie staliśmy, więc i zdyszany maratończyk mógł z nami jechać. Dalsza droga mija spokojnie. Jedni odsypiają zarwaną noc, inni tymczasem od rana zaczynają melanż. Nie brakuje śpiewów. Pewnym urozmaiceniem podróży jest postój w Żychlinie. Tam mamy kilkuminutową przerwę, więc większość naszej wycieczki udała się w poszukiwaniu sklepu. Niestety, obydwa przez nas napotkane były zamknięte. Ponad półgodzinne opóźnienie do minumum zostało zredukowane dzięki prowadzącym pociąg. Ok. 10:30 wysiadamy na stacji Poznań Wola.
Tutaj czekały na nas dwa przegubowe autobusy. Zanim do nich wsiedliśmy wszyscy zostali spisani i dokładnie przeszukani. Procedura trwała kilkanaście minut, ale wobec kulturalnego podejścia policji, nikt nie narzekał. Wpuszczeni do autobusu zostali również kibice bez "wyjazdówek" oraz dokumentów tożsamości. Podróż na stadion zajęła kolejne kilkanaście minut. Po drodze "pozdrawiali" nas młodociani poznaniacy. Jedni nawet przygotowali transparent zawieszony na dwóch sztachetkach...płotu. Wysiadając w okolicach stadionu, czekał nas jeszcze marsz pod nasz sektor. Ten nie był usłany różami, a...błotem. Gdy wreszcie dotarliśmy pod odpowiedni sektor, wpuszczani byli tylko ci, którzy znajdowali się na liście wyjazdowej. Działo się tak, bowiem bramki chipowe w Poznaniu nie działały [lub nie było ich w ogóle]. Wobec wolnego procesu wpuszczania, padło kilka uwag, aby sprawdzaniem nazwisk zajęli się ci policjanci, którzy znają przynajmniej alfabet. Mimo drobnych uszczypliwości, weszli wszyscy - nawet ci, których na owej liście nie było. Wśród donośnego "Bo w nienawiści do tej drużyny..." ze strony gospodarzy, zajmowaliśmy miejsca na naszym sektorze. Na płocie zawisło 9 flag, a nas było niestety tylko około 160. Ci, którzy nie wybrali się na ten wyjazd mają się czego wstydzić...oraz żałować. Mimo skromnej liczby, zaznaczamy swoją obecność głośnym, jak na taką liczbę osób, śpiewem.
Lech również dopingował nieźle. Śpiewał głównie "Kocioł". Reszta stadionu włączała się do dopingu w przypadkach bluzgania na Legię. Zaznaczmy też, że na naszym sektorze zastaliśmy kilkaset ulotek świadczących o kompleksie Lecha wobec nas. Ale to chyba nic nowego. Przed wyjściem piłkarzy na murawę, miejscowy spiker przypominał o prawidłowym podniesieniu kartonów na wyjście piłkarzy. Te utworzyły datę powstania Lecha - 1922. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego obie strony ruszyły z dopingiem. Przewaga oczywiście była po stronie Lecha...ale w 9 minucie wszystko się zmieniło. Bramkę zdobył Marek Saganowski, a nieliczna grupa z Warszawy miała powody do radości. Po bramce odpalamy 5 rac i przez dłuższy czas nie ustajemy w dopingu. Lechici w pewnym momencie zupełnie odpuścili, co dało nam możliwość zaistnienia. Częste bluzgi Lecha, nie znajdowały odpowiedzi aż do 75 minuty. Lechici kilkakrotnie dawali do zrozumienia, czyją stronę trzymają w derbach Krakowa, rozgrywanych zaraz po meczu Lech-Legia. W 32 minucie niestety Legia straciła bramkę i to pobudziło młyn Lecha do lepszego dopingu. W pierwszej połowie fani "Kolejorza" odpowiedzieli jedynie na zeszłoroczne "Cały Poznań chórem" - sektorówką z hasłem "Zły dotyk prowadzi na Łazienkowską!". Legioniści odpowiadają hasłem "Poznańskie słowiki", skandowanym w kierunku fanów Lecha. Czy wymiana argumentów w kontekście pedofilskim będzie kontynuowana? Przekonamy się na wiosnę.
W przerwie wzięciem cieszyły się zimne napoje. Przez cały mecz w Poznaniu, mocno świeciło słońce, było zupełnie nietypowo jak na tę porę roku. Po wznowieniu gry, lechici zaprezentowali ostatnią tego dnia prezentację. Chyba najmniej udaną. Hasło na transparentach "Suma wszystkich waszych strachów" w połączeniu z sektorówką z jakimś diabło-szkieletorem nie bardzo trafiała do nas. Po bokach sektorówki pojawiły się baloniki w biało-niebieskich barwach. Ponadto Lech odpalił tego dnia 7 rac. Pora rozgrywania meczu [g.13] z pewnością nie mobilizowała do pirotechnicznych pokazów. W drugiej połowie nasz doping był nieco słabszy niż w pierwszej. Mimo to, nasze przestoje były naprawdę krótkie. Głównym naszym problemem była liczebność. Mimo tego, dawaliśmy sobie radę. Ostatnie 7 minut graliśmy w dziesiątkę, ale w tym momencie tym jedenastym zawodnikiem byliśmy właśnie my. "Legiaaa Warszawaaaa" niosło się z naszego sektora. W ostatniej minucie meczu odpaliliśmy jeszcze jedną racę. Remis 1-1 utrzymał się do 90 minuty i spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Po meczu dziękujemy zawodnikom za grę [choć niektórym podziękowania się nie należały]. Następnie czekało nas ponad półgodzinne oczekiwanie na wypuszczenie z sektora. Gdy w końcu usłyszeliśmy "Panowie, możecie opuścić sektor", wszyscy skierowali się do autobusów. Te sprawniej niż w pierwszą stronę dowiozły nas na dworzec. Po zajęciu swoich miejsc, okazało się, że mamy balast w postaci policji. Pasażerowie na gapę chcieli dotrzeć z nami do Swarzędza. Tak więc ten odcinek nie był zbyt rozrywkowy. Gdy tylko funkcjonariusze opuścili nasz pojazd, nastąpiła kontynuacja melanżu. Nie brakowało śpiewów...i gdy w końcu zaczęły się kończyć nasze zapasy, z pomocą przyszedł nam postój w Kutnie. 20 minut przerwy wystarczyło, aby dostatecznie dozbroić się w napoje z gatunku wyskokowych. Trasa Kutno-Warszawa minęła nam niezmiernie szybko. Zabawa trwała non-stop. Już dawno "specjal" nie był tak wesoły i roztańczony, jak tego wieczora. Dominowały hity "Otwieram wino ze swoją dziewczyną..." oraz "A melanż trwa...". Chyba nikt z obecnych nie miał prawa żałować wyjazdu. Żałować mogą tylko ci, którzy znaleźli jakieś powody, aby z nami nie jechać. Do naszego pięknego miasta docieramy około 21:30. Teraz czekamy na decyzję, czy mecz z Mazowszem Grójec rozegrany zostanie w Warszawie, czy też w Grójcu. Tak, czy siak - a melanż trwa...
Autor: Bodziach