|
Kraków - Piątek, 29 października 2004, godz. 20:00 Ekstraklasa - 10. kolejka |
|
Wisła Kraków
|
2 (1) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Lubosz Michel (Słowacja) Widzów: 10000 Pełen raport |
|
|
Jeżeli walczysz - rób to z honorem
Podczas wyjazdu do Poznania zastanawialiśmy się nad przyczyną naszej kiepskiej frekwencji wyjazdowej. Temat wrócił przy okazji wyjazdu do Krakowa... Mniej niż połowa sprzedanych wejściówek to żenada w naszym wykonaniu. Jeszcze w zeszłym roku zainteresowanie takim wyjazdem przejawiało grubo ponad tysiąc osób... Z powodu nikłego zainteresowania, nie doszedł do skutku pociąg specjalny, organizowany przez Stowarzyszenie. Trzeba więc było znaleźć zastępczy transport.
Jedni wybrali podróż pociągami, inni zdecydowali się na wyjazd samochodowy. W obu przypadkach trafiliśmy na przeszkody. Ekipa poruszająca się koleją miała problemy z kanarami oraz policją. Poruszający się samochodami musieli zmagać się z ogromnymi korkami. Te utworzyły się przed Radomiem... Niestety przez nieplanowany godzinny postój w tym rejonie, szanse na dotarcie do celu na czas zmalały do minimum. Rozpoczęło się odliczanie kilometrów i spoglądanie na zegarek. Przepisy drogowe zeszły na dalszy plan i dzięki temu do samego Krakowa wjechaliśmy wraz z rozpoczęciem meczu. Na sektor dotarliśmy dopiero w 25 minucie. Bramki chipowe dały znak "proszę wejść" i po dokładnej rewizji mogliśmy dołączyć do ok. 200 legionistów zajmujących już miejsca na sektorze dla gości. Wcześniej ekipa pociągowa została dostarczona na stadion Wisły podstawionym autobusem. Problemów z wejściem nie miały nawet osoby nieposiadające chipów - tacy delikwenci byli jedynie spisywani z dowodów. Tak więc zrzucanie naszej kiepskiej frekwencji na "wyjazdówki" - mijałoby się z prawdą.
Już kilka dni przed meczem Wiślacy poinfomorwali nas, że przed meczem minutą ciszy chcą upamiętnić śmierć jednego ze swoich kibiców... Oczywiście uszanowaliśmy tę chwilę i przed minutę cały stadion milczał. Następnie zaśpiewaliśmy "Deyna Kazimierz - nie rusz Kazika, bo zginiesz", przywołując zachowanie Krakusów, podczas podobnego momentu na naszym obiekcie. Kibice "Białej Gwiazdy" odpalili krzyż z rac. Ponadto przez całą pierwszą połowę nie prowadzili dopingu. Na X pojawiła się czarna folia, a na dole transparent z ksywą tragicznie zmarłego Wiślaka. Ten sektor przez cały mecz pozostał pusty. My również odnieśliśmy się do krakowskich klimatów. Około 25 minuty wieszamy transparent "Ze sprzętem nie jesteś dla nikogo wzorem. Jeżeli walczysz - rób to z honorem!!!". Ze strony gospodarzy otrzymujemy brawa. Ci wywiesili transparent z hasłem "Pozdrowienia do więzienia..." a po jego prawej stronie mniejsze płótna z ksywami Krakusów...którzy przebywają w miejscu odosobnienia lub nie ma ich już na tym świecie.
Wiślacy milczeli przez 45 minut. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy nie utrzymali języka na wodzy i nie mogli oprzeć się bluzgom na nasz klub. Nic sobie z tego nie robiąc, przez całą pierwszą część meczu dopingujemy Legię. Niestety już w 3 minucie meczu tracimy bramkę. Wyniki nie są w stanie nas zniechęcić i przez cały czas z naszego sektora dochodził śpiew legijnej braci. Naszą radość po bramce Saganowskiego stonował arbiter, sygnalizując pozycję spaloną. Gdy sędzia w końcu zakończył pierwszą część spotkania, cały stadion ryknął "Legia to stara...". Standard.
W przerwie niestety zabrakło zimnych napojów w cateringu. Nie było więc czym "potraktować" zmęczonego śpiewem gardła. Przed rozpoczęciem drugiej połowy zdejmujemy transparent, odsłaniając ponownie 7 naszych płócien. Wisła po przerwie pokazała doping na bardzo dobrym poziomie. Trzeba przyznać, że gdy śpiewali wszyscy - robiło to niesamowite wrażenie. Z oprawy, miejscowi pokazali jedynie swoją największą flagę sektorową. Ta rozwijana było nietypowo - od środka, na boki. Gdy już została rozciągnięta na całej długości trybuny gospodarzy, fani poruszali flagą w lewo i w prawo. My tymczasem próbowaliśmy przebić się z dopingiem. Momentami sztuka ta udawała nam się. Nasza grupa cały mecz zachowywała się bardzo spokojnie. Nie było żadnych zgrzytów. W drugiej połowie jeden z policjantów miał jakieś "ale" do "Różyka", prowadzącego doping z ogrodzenia. Prowokacyjne zachowanie funkcjonariusza na szczęście nie spowodowało zamieszek. Był natomiast akcent humorystyczny, w postaci piosenki "Nie zadzieraj nosa" do nadgorliwego policjanta ;-)
W końcówce, mimo wyniku 2-0 dla Wisły, cały czas jedziemy hitem "Ole ole...". Wiślacy z trybuny głównej cichli, my tymczasem dopiero się rozkręcaliśmy. Kilku warszawiaków postanowiło pozbyć się górnej części garderoby. Wobec ciepłego wieczora, zapalenie płuc raczej nie grozi.
Spotkanie zakończyło się naszą porażką. Piłkarze po raz kolejny nie wykazali zainteresowania podziękowaniem nam za "fatygę". Po raz kolejny musieliśmy ich zachęcić, aby podeszli pod nasz sektor. Wydaje się to trochę nienormalne. Mimo beznadziejnej gry, piłkarze mogą liczyć na doping przez całe mecze. Tak trudno podejść pod sektor i podziękować kibicom? Dodajmy, że nasza pieśń "Ole, ole" cały czas nie milkła. Stadion opustoszał, zostaliśmy na nim tylko my. Jeszcze przez około pół godziny musieliśmy siedzieć na sektorze, zanim zostaliśmy wypuszczeni. Zdecydowana większość osób wsiadła do podstawionego autobusu. Byli też tacy, którzy "wybili" się ze stadionu na miasto. Mimo późnej pory, można było pozwiedzać Gród Kraka oraz napić się piwka w knajpie. Zwiedzanie zwiedzaniem, ale w końcu przyszła i na nas pora i wyruszyliśmy do zdecydowanie najpiękniejszego miasta pod słońcem.
A za tydzień derby... Już dziś zapraszamy na to spotkanie! Pamiętajcie, żeby zabrać choć jedną osobę, która nie wybierała się na ten mecz! Pokażmy się z jak najlepszej strony!
Autor: Bodziach