|
Katowice - Sobota, 13 listopada 2004, godz. 15:30 Ekstraklasa - 12. kolejka |
|
GKS Katowice
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
- 38' Włodarczyk
- 48' Saganowski
- 60' Saganowski
| 3 (1) |
Sędzia: Mariusz Podgórski (Wrocław) Widzów: 5000 Pełen raport |
|
|
Zabiorę Cię właśnie tam
Pierwsza czynność po powrocie do domu z Katowic to wyłączenie dzwoniącego budzika. Tego samego, który dokładnie 24h wcześniej budził, aby nie zaspać na pociąg na Górny Śląsk. Choć mecz rozpoczął się o godzinie, która miała ułatwiać kibicom powrót do domów, większość warszawiaków do stolicy dotarła nad ranem.
Tylko 120 biletów na mecz zostało sprzedanych w Warszawie. Nikt nie wątplił w to, że chętnych do podróży na ostatni jesienny wyjazd będzie więcej. Warszawiacy do Katowic podróżowali pociągami i samochodami. Zdecydowanie liczniejsza była grupa, która za środek transportu wybrała kolej. Pierwsza grupa chciała wyjechać z Centralnego już o 6:30. Policja nie wpuściła jednak do pojazdu osób bez biletów...i stąd też cała wycieczka musiała czekać na kolejny pociąg. Tym razem widząc, że jazda bez biletów się nie powiedzie, większość zapłaciła za przejazd. Podróżowaliśmy bez obstawy. Być może dlatego, że jeden z wagonów był nieogrzewany ;-)
Bez większych przygód docieramy do Sosnowca ok. 13:20. Tu dosiada się do nas parę stówek Legii i Zagłębia, którzy zebrali się na dworcu głównym w Sosnowcu. W Katowicach jeszcze przesiadka do "żółtka" i po kilkunastu minutach wysiadamy na stacji Katowice Załęże. Stąd czekała nas podróż "z buta" na Bukową. W eskorcie policji maszerujemy w kierunku stadionu. Nie brakuje śpiewów sławiących Legię i Zagłębie. Przechodząc obok jednej ze starych kamienic, w oknie ukazują się dwie osoby, które wykrzykują obraźliwe hasła pod naszym adresem, co i rusz wymachując "fuckami". Śmiechu było co niemiara, owa para jak żywa przypominała niezapomnianego Zdzisława Dyrmę i jego żonę Zofię z "Misia". Burdel na kółkach mieliśmy okazję mijać jeszcze w drodze powrotnej.
Pod sektor dla gości docieramy ponad godzinę przed meczem. Kibice z chipami mogli od razu kierować się do wejścia [gdzie nie działała bramka chipowa] i nasze dane były sprawdzane na liście imiennej. Pozostali mogli nabywać wejściówki w cenie 20zł. Wchodzenie na sektor było powolne i zanim wszyscy [prawie wszyscy, bo kilkanaście osób zostało pod bramą] znaleźli się wśród nas, pierwsza połowa meczu dobiegała końca... Łącznie było nas około 500, z czego mniej więcej 150 Zagłębia.
Na kilkanaście minut przed meczem obiekt GieKSy świecił pustkami. Gospodarze nie wywiesili początkowo żadnej flagi. Płot z naszej strony został przyozdobiony 17 flagami Legii i jednym płótnem Zagłębia. Warto zaznaczyć, że katowiczanie przez cały mecz nie bluzgali na przyjezdnych, czego nie można powiedzieć o nas. Ulubieńcem publiczności okazał się legionista, były zawodnik Ruchu, Piotrek Włodarczyk. Każde dojście do piłki tego piłkarza, było kwitowane gwizdami i okrzykami "Śmierdziel". Fani GKSu kontynuowali obchody 40-lecia swojego klubu. Najpierw GKS zaprezentował białe szarfy z kiepskiej jakości transparentami. Przesłaniem tej choreo było "Wszystko jest nieważne. GKS Katowice - to jest naprawdę ważne". Pojawiły się też - styropianowy napis "Czterdziestolatek", sektorówki "40" [skwitowane skandowaniem z naszej strony oczekiwanego wyniku meczu: 4-0], transparenty "GKS Katowice" i "Czterdziestolatek" oraz małe flagi na kijach. Była też pirotechnika ze strony gospodarzy - stroboskopy, race i zimne ognie. Po odpaleniu kilkudziesięciu rac pod "blaszokiem", sędzia musiał przerwać na parę minut mecz, z powodu gęstego dymu, unoszącego się nad murawą.
Za naszym sektorem dostępny był catering, w którym serwowano kiełbaski oraz zimne i gorące napoje. Na deszczową pogodę, najlepsza była gorąca herbata. Obok można było kupić program meczowy "Bukowa", wydawany przez kibiców GKSu.
Doping początkowo stał na niezłym poziomie. W naszym repertuarze zagościła nowa pieśń - "Warszawa, Warszawa - w naszych sercach tylko Legia Warszawa". GKS śpiewał w pierwszej połowie porównywalnie z nami. Po przerwie ich doping, wraz ze zmieniającą się sytuacją na boisku, siadał. My tymczasem rozkręcaliśmy się z każdą minutą. Nie było źle, ale z pewnością mogliśmy być głośniej. Po pierwszej bramce odpalamy dwie race. Później na dole sektora błyskają stroboskopy, a na górze machamy balonami w barwach. Zdecydowanie najlepiej wyglądało jednak 20 rac odpalonych na całym naszym sektorze, 15 minut przed końcem spotkania. W rytmie piosenki "Ole ole, ole ola", cała trybuna machała szalami w lewo i prawo. Także race "pulsowały", co dało bardzo dobry efekt.
Piłkarze Legii w końcu zaczęli grać na poziomie, wygrywając trzeci mecz z rzędu. "Tak powinien wyglądać każdy mecz w naszym wykonaniu. Żadnego stresu o wynik, bo od początku wiadomo kto wygra" - mówił po meczu jeden z kibiców warszawskiej jedenastki. Zgadzamy się w pełni.
Po końcowym gwizdku sędziego, razem z piłkarzami cieszymy się z trzech punktów. Ci przybijają z nami piątki. Najwięcej oklasków zebrali Boruc i Saganowski. Później, podobnie jak przy ostatniej naszej wizycie na Śląsku, zostaliśmy zamknięci na sektorze. Po godzinnym oczekiwaniu na otwarcie bramy, jesteśmy prowadzeni na dworzec. Po drodze ponownie mijamy wesołych kochanków, którzy jakby tylko czekali na nasz przemarsz. Dwoma pociągami dojeżdżamy do Sosnowca. Umacnianie zgody trwało w większości przypadków do 3:50, bo wtedy do Warszawy ruszył pierwszy pomeczowy "pośpiech". Czasu mieliśmy dużo, ale na nudę nikt nie mógł narzekać. Po ciepłym posiłku udajemy się do "Mirage". Tutaj zabawa na całego! Co chwila miały miejsce pozdrowienia na linii Legia-Zagłębie, a na parkiecie dominowali kibice w barwach. Nie mogło zabraknąć przeboju "na zamówienie" - "Otwieram wino ze swoją dziewczyną". Bawili się przy tym wszyscy, choć tego hitem tego wyjazdu jest inna piosenka w wersji melanżowej. Mianowicie "Zabiorę Cię właśnie tam". Życzliwym dziękujemy za słowa kolejnych zwrotek tej piosenki :-)
Wyjazdowa część rundy jesiennej zakończona...choć nie do końca. Przed nami jeszcze wypad do Grójca na spotkanie w Pucharze Polski. Tymczasem za tydzień koniec ligowych zmagań w roku 2004. Na Łazienkowskiej zmierzymy się z Wisłą Płock.
Autor: Bodziach