|
Warszawa - Sobota, 19 marca 2005, godz. 18:15 Ekstraklasa - 15. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
1 (1) |
|
Amica Wronki
| 1 (0) |
Sędzia: Tomasz Pacuda (Częstochowa) Widzów: 7000 Pełen raport |
|
W szpitalu o życie walczy jedna z naszych koleżanek |
Aniu, walcz!!!
Trzeci mecz tej wiosny Legia rozgrywała przed własną publicznością. Podobnie jak w przypadku pierwszych dwóch spotkań, mimo bliskości astronomicznej wiosny, było mroźno. Na stadionowym termometrze przez większość meczu widniała liczba zero. Pod zegarem zasiadło tymczasem ok. 30 fanów Amiki, którzy zostali wpuszczeni na stadion bez kart wyjazdowych. Przypomnijmy, że było to możliwe tylko dzięki interwencji Stowarzyszenia Kibiców Legii "Sekcja Sympatyków".
Frekwencja na Łazienkowskiej po raz kolejny nie zachwyciła. Jak poinformował nas spiker oraz stadionowy zegar, na trybunach zebrało się jedynie 6800 fanów. Na stadionie tym razem pojawiły się reklamy sponsora ekstraklasy, firmy Idea. Mniejszym powodzeniam niż zakładali właściciele klubu, cieszą się miejsca reklamowe na nowej "tablicy ogłoszeń" nad trybuną odkrytą. Zaledwie pięć reklam [i tak o dwie więcej niż przed tygodniem] na wielometrowej blaszanej powierzchni, raczej nie najlepiej świadczy o naszych specach od marketingu.
Klubowi działacze starają się pamiętać o byłych legionistach i z meczu na mecz powiększa się nasza "galeria sław". Na meczu z Pogonią upominki i koszulkę ze swoim nazwiskiem otrzymał Lesław Ćmikiewicz. Tym razem przyszła kolej na Władysława Stachurskiego, który otrzymał koszulkę z numerem 2.
Wśród płócien wywieszonych przez legionistów pojawił się transparent skierowany do naszej koleżanki, legionistki, która w bardzo ciężkim stanie przebywa w szpitalu. "Aniu, walcz!!!" - nic dodać, nic ująć... Niestety Ania nie mogła razem z nami wspierać dopingiem zawodników. My początkowo robiliśmy to niemrawo, ale szybko się rozkręcaliśmy. Już w 11. minucie piłkarze strzelili bramkę, która pozwoliła nam wyjść na prowadzenie. Wydawało się wtedy, że wszystko idzie zgodnie z planem. Ani na moment nie daliśmy zaistnieć kibicom Amiki, których ani razu nie dało sie usłyszeć w czasie meczu. W przerwie cała wroniecka wycieczka prawdopodobnie udała się na posiłek [sponsorowany przez klub?], zostawiając flagę "Amikowcy" bez opieki. Przyjmujemy zakłady kiedy owa flaga zmieni właściciela ;-)
W drugiej połowie obie trybuny bardzo dobrze współpracowały ze sobą. Przez ponad 20 minut śpiewaliśmy nieprzerwanie hit z Wiednia - "Legiaaa Warszawaaa, Legiaaa Warszawaaa aejaejaeja Legiaaa Warszawaaa" - śpiewał cały stadion. Bardzo pozytywnie mobilizował wszystkich do większego wysiłku "Staruch". Niestety nie wszyscy równomiernie zdziewali gardła, co nie pozostało bez reakcji. "Serdeczny ch... w d... tym, którzy nie przyłączają się do dopingu, bo tutaj wiele osób daje z siebie naprawdę wszystko" - może te słowa, które w amoku wypowiedział nasz wodzirej, trafią do niektórych osób. Nie jest Wam wstyd, że parę tysięcy ludzi zdziera gardło, daje z siebie wszystko, aby atmosfera była niesamowita, aby o Legii mówiono w samych superlatywach, a Wy siedzicie cicho i nie chce Wam się otworzyć jadaczki?! Mimo olewki ze strony pewnej części osób, która powinna zmienić albo podejście albo trybunę, było naprawdę nieźle. Widać było, że akcja "Przywróćmy blask Żylecie" nabiera wyrazu. W drugiej połowie pojawiła się szansa na podwyższenie prowadzenia. Niestety Marek Saganowski nie wykorzystał drugiej "jedenastki" i cały czas na zegarze widniał wynik 1-0 dla gospodarzy. Karny ten przeszedł niemal bez echa... gdyż większość trybuny odkrytej była... przykryta wówczas sektorówką. To jedyna atrakcja, oprócz dopingu... i stroboskopów na Krytej, którą podziwiać mogli wronczanie. "Oni już są w szatni" - takie głosy dało się słyszeć na temat piłkarzy Legii, już kilka minut przed końcem spotkania. "Trzy godziny marzniemy, a na koniec wbiją nam gola" - taką czarną wizję parokrotnie powtarzał jeden z doświadczonych kibiców. Niestety, miał rację. Po akcji gości w doliczonym czasie gry można się było jedynie chwycić za głowę i zastanowić, co w tym czasie robili nasi obrońcy. Chyba faktycznie byli już w szatni. Przynajmniej myślami. "Jesteśmy z Wami, hej Legio jesteśmy z Wami" - śpiewali kibice. Ale czasu było już za mało, aby odmienić losy meczu. Niestety remis stał się faktem i świętować mogła nieliczna i mało fanatyczna grupa z Wronek. My tymczasem ze smutkiem musieliśmy pogodzić się z niekorzystnym wynikiem. Po meczu był czas na ustalanie szczegółów wyprawy do Lubina. Ta nastąpi za dwa tygodnie. Po raz pierwszy od dawna Wielką Sobotę spędzimy... z rodziną. Niektórzy nieswojo czuć się będą bez legijnego wyjazdu w ten właśnie dzień. Do zobaczenia w Lubinie!
Autor: Bodziach