|
Lubin - Sobota, 2 kwietnia 2005, godz. 18:15 Ekstraklasa - 16. kolejka |
|
Zagłębie Lubin
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Piotr Siedlecki Widzów: 7500 Pełen raport |
|
|
Nietakt
To był najsmutniejszy wyjazd, w jakim kiedykolwiek brałem udział... Stan zdrowia Papieża nie był obojętny nikomu z nas. Chyba każdy, na swój sposób modlił się o zdrowie dla Ojca Świętego. W sobotni ranek spotkaliśmy się jednak pod stadionem Legii, skąd wyruszyć mieliśmy do odległego Lubina. Wiele osób uważało, że najlepszym rozwiązaniem byłoby odwołanie przez PZPN wszystkich meczów, a co za tym idzie, nasza podróż nie byłaby konieczna. Decyzja miała zapaść o godzinie 13. Ruszyliśmy więc, cały czas nasłuchując informacji o stanie zdrowia Papieża.
O 13 dowiedzieliśmy się, że mecz w Lubinie się odbędzie. Na Dolny Śląsk jechaliśmy z obstawą policji. Ta nie opuszczała nas ani na krok. Kilkugodzinna podróż mijała nam głównie na dyskusjach o największym Polaku.
Pół godziny przed rozpoczęciem meczu nasze autokary podjechały w okolice sektora dla kibiców gości. Część osób dostała się na sektor bez kłopotów - bez zbędnego obszukiwania, jak i sprawdzania chipów. Druga połowa nie została potraktowana równie ulgowo. Wobec braku bramek chipowych, sprawdzane było samo posiadanie karty. Później czekała nas droga stromymi schodami na trybunę za jedną z bramek. Sam obiekt Zagłębia prezentuje się lepiej niż jeszcze parę lat temu, a to za sprawą oświetlenia, które pozwala rozgrywać mecze o bardziej sensownych godzinach. Z drugiej strony, tego dnia nie było pory odpowiedniej. Każda była nietaktem...
Gdy piłkarze wyszli na boisko, stadionowy spiker przekazał mikrofon księdzu Wiesławowi Migdałowi. Cały stadion w skupieniu, na stojąco, wysłuchał modlitwy o zdrowie Jana Pawła II. Po słowach kończących modlitwę - "Niech wygra lepiej dysponowana drużyna" - kibice oklaskami przyjęli słowa duchownego. Na naszym sektorze zawisł transparent "Ojcze Święty zawsze będziesz w naszych sercach". Kibice Zagłębia rozpoczęli mecz od odśpiewania hymnu narodowego. Do inicjatywy lubinian przyłączyli się fani Legii. Warto zaznaczyć, że obie strony darowały sobie wzajemne wulgaryzmy i skupiły się na dopingowaniu swoich drużyn. Przynajmniej do 65 minuty.
Zagłębie prezentowało się całkiem nieźle. Ich doping był słyszalny, a na trybunach cały czas coś się działo. Zapamiętaliśmy m.in. sektorówkę "MKS" w asyście papierowych flag, napis z rac przedstawiający nazwę ich klubu oraz kartoniadę - której przesłania jednak nie udało nam się rozszyfrować. W przerwie natomiast mieliśmy okazję poznać nowatorskie "menu" serwowane przez miejscowych. Zamiast kiełbasek, kaszanek, czy hot-dogów, mogliśmy skonsumować...kukurydzę.
Sektor przyjezdnych, na którym zasiadło tego dnia ponad 250 kibiców Legii, został przyozdobiony 17 flagami. Jedno z nich ustąpiło później miejsca transparentowi skierowanemu do Pawła Kaczorowskiego. "Chórzysto - nigdy nie będziesz legionistą" - te słowa widniały na płótnie, a kibice skandowali wulgarne okrzyki w kierunku obrońcy Legii. Niestety, nie udało się kulturalnie dotrwać do końca meczu.
Sam doping początkowo był kiepski. Legijne pieśni dopiero w drugiej połowie były bardziej donośne. 10 minut przed końcem meczu, odpaliliśmy kilkanaście rac. W miarę upływu czasu, coraz mniej wierzyliśmy w wygraną naszego klubu. Piłkarze, podobnie jak my, wydawali się być myślami wiele kilometrów stąd. Niewykorzystane sytuacje Włodarczyka i Saganowskiego, ostatecznie zadecydowały, że mecz zakończył się remisem. Piłkarze podeszli do naszego sektora, aby podziękować nam za wsparcie. "Bez Kaczora" - skandowane z ust części kibiców, faktycznie odwiodło tego piłkarza od "wycieczki" pod nasz sektor.
Bardzo sprawnie przebiegało opuszczanie stadionu Zagłębia. Wszyscy szybko zajęli miejsca w autokarach. Na wyjazd pod eskortą czekaliśmy kilkanaście minut. W drodze powrotnej cały czas nasłuchiwaliśmy wieści dotyczących zdrowia Ojca Świętego. Niestety, półtorej godziny po zakończeniu spotkania w Lubinie, dotarła do nas tragiczna wiadomość. Autokary niemal w tej samej chwili zamilkły zupełnie. Dało się jedynie słyszeć płacz i szlochanie. Niemal od razu zapadła decyzja, że zatrzymamy się w najbliższym kościele. Na Rynku w Oleśnicy zostawiliśmy pojazdy i w milczeniu udaliśmy się do świątyni, gdzie odbywała się msza upamiętniająca osobę Papieża. Początkowo wszyscy zdziwieni byli wizytą kibiców w kościele, ale po mszy dało się słyszeć głosy chwalące legionistów. Nawet gdy msza dobiegła końca, wierni nie wychodzili z kościoła. Dalszy powrót do Warszawy odbywał się w grobowej atmosferze. Do domów wróciliśmy po godzinie 6...
Jedno jest pewne - ten wyjazd na zawsze zapadnie w naszej pamięci. Jak będziemy go wspominać zależy już od każdego z nas.
Autor: Bodziach