Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Kraków - Niedziela, 10 kwietnia 2005, godz. 15:30
Ekstraklasa - 17. kolejka
Herb Cracovia Cracovia
  • 90+4' Bojarski
1 (0)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)

    Sędzia: Tomasz Mikulski
    Widzów: 9000
    Pełen raport
    Fani Legii bardzo szczelnie wypełnili swój sektor

    Hipokryzja

    Gdy po raz ostatni Legia grała w lidze wyjazdowy mecz z Cracovią, byłem zbyt młody, aby się nim emocjonować. Nazwa "Cracovia" znana mi była jednak od najmłodszych lat, mimo iż obie drużyny grały w innych klasach rozgrywkowych. Chętnych do obejrzenia tego meczu było wielu. Biletów starczyło tylko dla 500 osób, a to i tak głównie dzięki wstawiennictwu prezesa Cracovii. Do Krakowa ruszyło jednak więcej osób - również ci nieposiadający wejściówek (a właściwie niewpisani na listę imienną).
    Trasę Warszawa-Kraków większość przebyła jednym z dwóch pociągów rejsowych. W okolicach krakowskiego dworca czekały już na nas podstawione autobusy, które przewiozły wszystkich pod stadion przy ulicy Kałuży. Kibice, którzy udali się na mecz samochodami i autokarami, mogli wcześniej odwiewdzić ul. Franciszkańską. Na niej znajduje się słynne okno papieskie, a w okolicach znicze, kwiaty i...szale wielu polskich drużyn złożone w geście "pojednania dla Papieża". O tym, że "pojednanie" to głównie wymysł naiwnych dziennikarzy, przekonały nas sobotnie mecze pierwszej i drugiej ligi.
    Autokary z kibicami, które podjechały pod stadion Cracovii wzbudzały spore zainteresowanie wśród miejscowych. "Wypierdalać!" - witały nas "pojednawcze" okrzyki krakowian. Dookoła stadionu kibice gospodarzy bez żadnego problemu spożywali napoje nisko i wysoko procentowe. Policja nie zwracała na to uwagi. Później część z tych buletek miała wylądować na naszych głowach. Wejście na sektor odbywało się w miarę sprawnie. Żadne listy, czy bilety nie były sprawdzane. Wpuszczeni zostali wszyscy. Jedyny minus to brak na sektorze gości depozytu, a do zakazanych przedmiotów należała m.in. kamera. Nie było także obiecanego przez PZPN cateringu. Na sektorze panował trudny do opisania ścisk. Było nas zdecydowanie więcej niż zakładali organizatorzy - według naszych szacunków ok. 700. Na płocie wywiesiliśmy tego dnia tylko jedną flagę - "Legię" w barwach narodowych, przepasaną żałobnym kirem. Po przeciwnej stronie, wisiało płótno "Ojcze Święty żegna Cię twoja Cracovia" oraz flagi zaprzyjaźnionych z Cracovią klubów - m.in. Czarnych Jasło. Już przed meczem obie strony nie szczędziły sobie uprzejmości - nawzajem wykrzykując obraźliwe hasła pod adresem rywala.
    Przed meczem niektórzy kibice raczyli się lekturą programu meczowego, w którym to m.in. była opisana historia...naszego klubu. Jak można się domyślać, autor tekstu nie przyłożył się do rzetelnego przedstawienia historii Legii.
    Spiker poprosił przed meczem o uczczenie minutą ciszy śmierci Ojca Świętego. Obie strony przez minutę w milczeniu oddały się zadumie. Później miała miejsce modlitwa oraz odśpiewanie ulubionej pieśni Jana Pawła II - "Barki". Większość kibiców ochoczo śpiewała pieśń z szalami uniesionymi nad głowami. Wobec późniejszych, już mniej kulturalnych śpiewów i zachowań...przedmeczowe "święte zachowanie" było niczym innym, jak szopką. Hipokryzja - trafnie skwitował to jeden z fanów Legii. Spiker poprosił kibiców obu drużyn, aby przez pierwsze 45 minut nie prowadzić dopingu, a akcje obu zespołów nagradzać brawami. Z naszego sektora w pierwszej połowie nie dało się słyszeć ani jednego okrzyku. Krakowianie tymczasem kilka razy coś zaśpiewali, po czym chyba zreflektowali się, że sektor przyjezdnych milczy i również ucichli. W pierwszej połowie gospodarze kilka razy rytmicznie klaskali, lekko nadinterpretowując apel spikera ;-) Sama gra piłkarzy naszego klubu wołała o pomstę do nieba. Beniaminek z Krakowa wyraźnie dominował na boisku, nie pozwalając Legii rozwinąć skrzydeł. Było to chyba najdłuższe 45 minut jakie miałem okazję oglądać.
    W przerwie w okolicach naszego sektora zawisły kolejne flagi Cracovii oraz płótno GKSu Tychy. Okrzyki "Hej Hej Cracovia" były naprawdę donośne i zsynchronizowane. Niestety, poza nimi gospodarze nie zaprezentowali innych pieśni klubowych. My zaczęliśmy naszym firmowym "Jesteśmy zawsze tam...". Później kilka razy pokazaliśmy swój stosunek do kibiców, którzy korzystają z ostrego przedłużenia dłoni... Doping z naszej strony prowadzony był zrywami. Raz lepiej, raz gorzej. Nie pomagały na pewno przemioty rzucane z sektorów Cracovii. Butelki, kamienie - taki asortyment co i rusz lądował wśród nas. Część z nich po chwili wracała do adresatów. Mogliśmy poczuć się zupełnie jak w Łodzi. Po "przyjęciu" wielu kamieni, odpowiedzią z naszego sektora była raca, która wylądowała na jednej z flag miejscowych. Wydawało się, że będzie to punkt zapalny i rozpocznie się konkretna awantura. Tak jednak nie było. Choć płot oddzielający obie strony od sektorów buforowych ruszał się coraz częściej, policja nie pozwoliła na bezpośrednie starcie.
    Na murawie cały czas dominowali krakowianie. Legia przez cały mecz grała wręcz żałośnie. Z taką grą droga do europejskich pucharów może być długa i kręta... Mimo bezbarwnej gry, mieliśmy szansę na wygraną. W ostatniej minucie meczu sędzia wskazał na punkt oddalony o 11 metrów od bramki Cabaja. Piłkę ustawił Łukasz Surma. Zanim jednak podbiegł do futbolówki, na sektorach Cracovii ropoczęły się walki z policją. Surma tymczasem w sobie tylko znany sposób...podał piłkę do bramkarza biało-czerwonych. Zdumieni fani gospodarzy cieszyli się z takiego obrotu sprawy. Po chwili mieli jeszcze więcej powodów do radości. Bramka strzelona w trzeciej minucie doliczonego czasu gry zapewniła im zasłużone zwycięstwo. Z jednej strony ogromna radość krakusów, z drugiej spuszczone głowy warszawian - łatwo można było wyczytać wynik potyczki po twarzach kibiców. Wydawało się, że wszystkie emocje mamy za sobą.
    Nic bardziej mylnego. Oczekując prawie godzinę na wypuszczenie z sektora, mieliśmy okazję obserwować walki Cracovii z policją. Doszło do nich przed hotelem "Cracovia". Policjanci użyli armetek wodnych, pałek i broni gładkolufowej. Chuligani rzucali wszystkim, co mieli pod ręką. Kostka brukowa, deski i pręty - taki arsenał fruwał w stronę funkcjonariuszy. My tymczasem, wbrew temu co podają media, cały czas staliśmy na sektorze opustoszałego już stadionu i nie mieliśmy z tymi zachowaniami nic wspólnego.
    Po godzinie oczekiwań, brama wyjściowa została otwarta i mogliśmy zająć miejsca w autobusach. Te w eskorcie policji dowiozły nas na dworzec główny. Podobnie jak to miało miejsce w pierwszą stronę, kibice podzielili się na dwie grupy. Jedna z nich do Warszawy wracała pociągiem pospiesznym, druga ekspresem. A w drodze motywem przewodnim rozmów było zapowiadane "pojednanie".
    W środę ciąg dalszy cyklu wyjazdowego. Tym razem czeka nas wyjazd na pucharowy mecz do Zabrza.

    Autor: Bodziach