|
Warszawa - Niedziela, 17 kwietnia 2005, godz. 17:15 Ekstraklasa - 18. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Odra Wodzisław
| 1 (0) |
Sędzia: Leszek Gawron Widzów: 6000 Pełen raport |
|
Tylko około 6 tysięcy osób oglądało mecz z Odrą |
Kaczuszki
Ostatnie "wyczyny" naszych piłkarzy były mało optymistycznymi akcentami przed meczem z Odrą Wodzisław. Któż jednak mógł się spodziewać porażki z chłopcami Smudy, którzy nie tak dawno zanotowali 0:5 z Łęczną? W sobotnie, bardzo słoneczne popołudnie kibice zmierzali na Łazienkowską. Było nas mało, niewiele ponad 6 tysięcy. Jak widać ostatnie popisy naszych gwiazdeczek i "promocyjne" ceny biletów robią swoje... Swoje dołożyli ochroniarze, którzy nie wpuścili na mecz wielu trzeźwych kibiców, sugerując że ci byli "na gazie".
Szkoda, że nasi wspaniali działacze zamknęli dla kibiców łuk od ulicy Łazienkowskiej. A dlaczego zamknęli? Bo ten miał być zajęty przez uczestników akcji "Po szkole na zakole". Chętnych do skorzystania z tej akcji było niewielu. Część miejsc zajęli żołnierze. Dlaczego jednak nie można było sprzedawać biletów na łuk, gdzie chętnie wybraliby się ci, których nie stać na wejściówkę na odkrytą? Pewnie działacze znajdą mnóstwo powodów. Na plus należy zaliczyć jedynie urozmaicenie cateringu na trybunie Krytej. Tam do menu powróciły kiełbaski i teraz kibice nie są "skazani" na popcorn & nachos.
Po paru meczach wyjazdowych w końcu, po ponad miesięcznej przerwie, zagraliśmy mecz u siebie. Atmosfera od początku była inna niż zazwyczaj. Na płocie nie było zbyt wielu flag. Tych z motywem legijnym było jeszcze mniej... przed trybuną odkrytą tylko wymowna "Legia to my" i "Żyleta". Obok pojawiły się flagi naszych zgód oraz specjalna flaga "na cześć" Pawła Kaczorowskiego. Ta zawisła, gdy tylko było pewne, że "Kaczor" zagra w tym meczu.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego cały stadion zaśpiewał tradycyjnie "Sen o Warszawie". Przez miesiąc nie wyszliśmy z wprawy ;-) Na pierwszy gwizdek sędziego na murawę lecą...gumowe kaczuszki. Kilkadziesiąt żółtych kaczek wylądowało na murawie, a po chwili piłkarze przerwali mecz, by usunąć je z boiska. Przez kilka pierwszych minut sporo nasłuchał się na swój temat adresat gumowych zabawek - Kaczorowski. Piłkarzyna ten jakby nic sobie nie robił z okrzyków kibiców, grał jak tylko potrafił najlepiej...i przyznać trzeba obiektywnie był jednym z najlepszych na boisku. Kilka razy odkryta inicjowała dialog pomiędzy trybunami. "Kaczorowski?!" - krzyczeli fani z "Żylety". Tylko nielicznym "wyrwało" się wówczas "Kto wygra mecz?!" To pytanie pojawiło się dopiero po przerwie.
Sektor gości początkowo świecił pustkami. Po kilkunastu minutach pojawiła się w nim ok. 40 osobowa grupa z Wodzisławia. Fani Odry wywiesili trzy flagi i przez pierwszą połowę siedzieli cicho. Dopiero po przerwie wodzisławianie zaczęli nieśmiało dopingować swój zespół. Goście zaprezentowali nawet oprawę przedstawiającą niebieskie serce z folii, wokół którego powiewały czerwone balony. Zaraz po tej prezentacji na sektorze Odry miało miejsce zamieszanie z ochroną i policją. Od razu zareagowała na to warszawska publiczność. "Zostaw kibica" i "Zawsze i wszędzie..." - skandowaliśmy, co przyjezdni nagrodzili brawami. Na szczęście, chyba nikomu nic się nie stało i nikt nie został zawinięty.
Wydarzenia na boisku raczej nie były najwyższych lotów. Stąd też kibice początkowo dużo czasu poświęcili "Kaczorowi". W ogóle doping w pierwszej części meczu prawie nie istniał. Ożywiło się po przerwie, gdy na gniazdo wrócił "Staruch". Po bramce strzelonej przez Odrę nasze śpiewy wreszcie stały na odpowiednim poziomie. "Czy wygrywasz, czy nie..." - śpiewali kibice. Jedni do końca wierzyli w wygraną, inni już wcześniej zwątpili w piłkarzyków. Wszyscy jednak gorąco zagrzewali do boju legionistów. Nie przyniosło to spodziewanego efektu i musieliśmy oddać punkty słabiutkiej Odrze...
Taki wynik z pewnością nie poprawi nastrojów w naszej drużynie. Trudno także liczyć na lepszą frekwencję przy okazji najbliższego meczu z Górnikiem Łęczna. Z takiego obrotu sprawy mogli się cieszyć jedynie kibice gości, którzy świętowali wygraną razem ze swoimi grajkami. Nasi nie podeszli nawet podziękować za doping. Zebrali za to sporo gwizdów. Na słowa uznania zasłużył tylko Artur Boruc. Bramkarz jednak w pojedynkę meczu nie wygra.
Autor: Bodziach