|
Grodzisk Wielkopolski - Sobota, 14 maja 2005, godz. 17:00 Ekstraklasa - 22. kolejka |
|
Dyskobolia Grodzisk Wlkp.
- 39' Sikora
- 45+4' Sikora
- 69' Radzewicz
|
3 (2) |
|
Legia Warszawa
- 9' Saganowski
- 34' Saganowski
| 2 (2) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 4000 Pełen raport |
|
Około 160 fanów Legii mokło przez cały mecz w Grodzisku |
Deszczowy Grodzisk
Wyjazdy do Grodziska nigdy nam nie "leżały". Tym razem wypad do tego wielkopolskiego miasteczka odbył się w sobotę, parę dni po wizycie w Poznaniu. "Mecz o wicemistrzostwo" - tak spotkanie Legii z Groclinem określała prasa. Nie było w tym wiele przesady, bowiem wygrana którejś z drużyn, znacznie przybliżała ją do drugiego miejsca w tabeli. Dla warszawian ten mecz był ważny także z innego powodu. Wygrana, bądź remis Legii, przy jednoczesnej wygranej Wisły z Odrą, dawały Wiślakom mistrzostwo Polski. Dzięki temu moglibyśmy uniknąć świętowania mistrza przez Krakusów na...Łazienkowskiej.
Przez całą drogę do Wielkopolski towarzyszyła nam przyjemna, słoneczna pogoda. Dopiero 30 minut przed meczem zaczęło padać. Pod sektor dla przyjezdnych zajechało tego dnia parę busów i kilkanaście samochodów osobowych. Kilka osób zdecydowało się także na podróż pociągiem. Sektor gości początkowo świecił pustkami. Zaledwie około 100 fanów i parę flag na płocie, oznaczało że nie wszyscy chętni dojechali do Grodziska na czas. Praktycznie przez całą pierwszą połowę dołączali do nas kolejni kibice z Warszawy. Ostatecznie zebrało się nas 160, a na płocie zawisło 7 legijnych płócien.
Gospodarze nie zapełnili trybun do ostatniego miejsca. Na stadionie zebrało się ich około 4000 kibiców. Trybuna położona bezpośrednio przy naszym sektorze wyróżniała się gąszczem parasoli ;-) Młyn "Szczunów z Landu" pod względem liczebności prezentował się nieźle, choć doping grodziskich kibiców pozostawiał sporo do życzenia. Gospodarze wielokrotnie w czasie meczu pozdrawiali Polonię i bluzgali na nasz klub. Nie odpowiadaliśmy na zaczepki KSD. Skupiliśmy się na dopingu dla Legii. Już po ośmiu minutach mogliśmy cieszyć się z bramki "Sagana". Gdy ten sam zawodnik po raz drugi pokonał Przyrowskiego, fani z sektora gości odetchnęli z ulgą. "Dobrze, że Wisła nie będzie świętowała majstra na naszym stadionie" - mówili zgromadzeni kibice. Jak się później okazało, były to słowa wypowiedziane zdecydowanie za wcześnie. Jeszcze przed przerwą Groclin wyrównał, a w drugiej połowie zdobył trzecią bramkę i sprawa mistrzostwa przedstawia się dla nas mało interesująco. Po tegorocznych wyczynach naszych piłkarzy już dawno przestaliśmy się przejmować grą zawodników, więc nie zraziła nas ona do głośnego, jak na naszą liczbę, dopingu.
W przerwie część legionistów skorzystała z cateringu. Powodzeniem cieszyły się specjały grodziskiej kuchni - niedopieczone kiełbaski i niedoparzona herbata ;-) Dobrze, że Coca-cola miała bąbelki. Kibice, którzy do Grodziska zajechali pociągiem, szukali w tym czasie miejsc w samochodach. Z powodzeniem. Deszcz cały czas nie ustawał i stąd różne "deszczowe piosenki" śpiewane przez nas w przerwie. Gdy jednak sędzia wznowił grę, wróciliśmy do normalnego dopingu. "Legia, Legia Warszawa" - przez około pół godziny non-stop śpiewaliśmy tę właśnie pieśń. Ze strony ultras nie zaprezentowaliśmy nic. W przeciwieństwie do gospodarzy, którzy jednak wcale się nie przemęczyli. Do góry podnieśli szarfy w biało-zielonych barwach, wraz ze świecami dymnymi. Później machali jeszcze małymi flagami na kijach. Podsumowując - "Szczuny" bez rewelacji.
W ostatniej minucie na pole karne Groclinu udał się Artur Boruc, za co otrzymał od kibiców sporo oklasków. Mimo, iż nie był to najlepszy mecz w wykonaniu golkipera Legii, fani doceniali jego waleczność. Mecz zakończył się wygraną gospodarzy. Piłkarze w niepełnym składzie (bez Kaczorowskiego) nieśmiało podeszli pod nasz sektor, w celu przybicia piątek. Tu musieli wysłuchać wielu krytycznych uwag ze strony kibiców. Vuković, którego fani przywitali dosyć chłodno, chciał coś wyjaśnić legionistom. "Wyp... do Wisły" - rzucili w jego kierunku fani, którzy nie chcieli słuchać co do powiedzenia ma "Judasz". Serb wysłuchał jeszcze kilka innych mało sympatycznych uwag, po czym ze spuszczoną głową skierował się do szatni. Jak długo jeszcze wstydzić się będziemy za naszych piłkarzy? Najpierw mieliśmy walczyć o mistrza, później celem było zajęcie drugiego miejsca. Obecnie piłkarze zgodnie twierdzą, że sukcesem będzie dla nich utrzymanie miejsca gwarantującego im grę w pucharach. Aż strach pomyśleć, jakie będą ich "ambicje" po kolejnych meczach...
Stadion przy ul. Sportowej opustoszał szybko. Po 20 minutach bramy za sektorem gości zostały otwarte i mogliśmy ruszyć do stolicy. Abyśmy nie narzekali na nudę, kibice Widzewa postanowili uatrakcyjnić nam przejazd przez Sochaczew. W wyniku akcji łodzian, jeden z naszych samochodów miał niegroźny na szczęście wypadek.
Frekwencja: 4000
Kibiców gości: 160
Flagi gości: 7
Autor: Bodziach