|
Warszawa - Środa, 18 maja 2005, godz. 20:00 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Legia Warszawa
- 17' Vuković
- 90' Sokołowski II
|
2 (1) |
|
Lech Poznań
| 1 (1) |
Sędzia: Krzysztof Słupik Widzów: 7000 Pełen raport |
|
Składanka: Na górze oprawa na wejście, pod spodem race lecą na murawę |
Jak lepiej?
Po raz trzeci na przestrzeni kilkunastu dni spotkaliśmy się z Lechem, po raz drugi w Warszawie. Rewanżowy mecz 1/4 finału Pucharu Polski zaplanowany został na środowy wieczór. Niestety przez cały dzień w Warszawie padało i aura nie zachęcała do odwiedzenia stadionu. Zaledwie 10 stopni, nieustanny deszcz... zapewne warunki atmosferyczne miały wpływ na kiepską frekwencję tego dnia. Na trybunach zasiadło zaledwie ok. 7000 kibiców, czyli mniej niż na meczu ligowym pomiędzy obiema drużynami. Do frekwencji Lecha z pierwszego meczu nawet nie mamy się co porównywać...
Lechici co ciekawe liczniej stawili się na meczu pucharowym, rozgrywanym w tygodniu, niż na spotkaniu, które rozgrywane było w sobotę. Do Warszawy przyjechało ich ok. 300, a na płocie wywiesili kilkanaście flag. Również legioniści nieźle prezentowali się pod tym względem. Choć część płotu była w tym czasie "zajęta" na poczet oprawy. Flagi miały się pojawić w tym miejscu na początku meczu, zaraz po początkowej prezentacji. Pojawiły się, ale właśnie od tego zaczął się nowy rozdział tego meczu.
Przed wyjściem piłkarzy na boisko stadion kipiał. Naszemu hymnowi "Mistrzem Polski jest Legia" towarzyszyła dziś wspaniała oprawa na trybunie odkrytej. Praktycznie przez całą wiosnę ultrasi Legii nie pokazali nic specjalnego. Powodów takiego stanu rzeczy nie zamierzamy tutaj zgłębiać, ale kibice mieli swoje powody. Pewniakiem były jednak efektowne oprawy na spotkaniu pucharowym z Lechem i ligowym meczu z Wisłą. Na płocie przed odkrytą zawisł kilkudziesięciometrowy transparent z folii, przestawiający płomienie i napis "ULTRAS" w płomiennym klimacie. Na G pojawiła się sektorówka przedstawiająca postać diabła - specjalnie podwieszana. Na bocznych sektorach foliowe flagi w barwach oraz mnóstwo pirotechniki, podświetlającej sektorówkę oraz sprawiającej diabelskie wrażenie. Była to jakby kontynuacja "Ultra Inferno". Pomysłowe, wykonanie bardzo staranne i efektowne! O tym, że na scenie ultras nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, przekonaliśmy chyba niedowiarków. Sama "piekielna" prezentacja nie dałaby takiego efektu, gdyby towarzyszyła jej głucha cisza. Na szczęście na trybunach był ryk aż miło. Takiego początku już dawno nie słyszałem w naszym wykonaniu! Szkoda, że wszystko popsuło się za sprawą jednego człowieka.
Dyrektor ds. bezpieczeństwa na Legii. Stefan Dziewulski, bo o nim mowa, pokazał nie po raz pierwszy, że dane słowo nie znaczy dla niego zupełnie nic. Osoby, które miały za zadanie usunąć transparent z płotu (w celu poprawienia widoczności) i wywiesić w tym miejscu flagi nie mogły tego uczynić. Taka była wolna pana Stefana. Gdybyśmy zawiedli się po raz pierwszy, zapewne skończyłoby się na paru okrzykach. Tym razem dla niektórych jednak miarka się przebrała i w ruch poszły bardziej drastyczne "środki". Z płotu zniknęło ok. 40 wywieszonych do tej pory flag. Wspaniały doping dla Legii w jednej chwili ucichł. "Jak było lepiej, Dziewulski, jak było lepiej" - retorycznie pytali kibice. "Podziękujcie Dziewulskiemu" - skandowali kibice w kierunku piłkarzy, jakby tłumacząc się, że nie będą ich już tego wieczora wspierać dopingiem. Obie trybuny nawiązały dialog, w którym jednoznacznie wyklinały wspomnianego dyrektora ds. bezpieczeństwa.
W przerwie starał się interweniować Wojtek Hadaj. "Jeśli to możliwe - dopingujcie Legię." - mówił. Nie miało to prawa "zaskoczyć". Kibice nie dadzą sobą sterować nawet osobom, które tak dobrze sobie niegdyś radziły z kontrolą obywateli. Fani zresztą poszli na całość, nawiązując do przeszłości "Pana dyrektora". "Stefan! Co? ZOMO!" - tak wyglądał dialog Żylety z Krytą. Starający się mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą - S. - chyba zwątpił do reszty, gdy na murawie zaczęły lądować kolejne race. "Jak było lepiej" - dalej retorycznie pytali kibice. Po którejś z kolei serii rac, pod środkowy sektor trybuny odkrytej podbiegł Artur Boruc. Większość zapewne nawet nie słyszała jego słów. "Pozwólcie nam pokonać Lecha" - mniej więcej takie słowa wypowiedział bramkarz Legii. Tym razem, nawiązując do wcześniejszych okrzyków, cały stadion skandował: "Podziękujcie Borucowi". Po czym ruszyliśmy z dopingiem dla Legii! Do końca meczu zostało zaledwie 20 minut. Był to czas, aby pokazać się w końcu z dobrej strony. Wobec naszego protestu, wokalnie dominował Lech. Zmieniło się to właśnie z chwilą "interwencji" Boruca. Do końca spotkania prowadziliśmy całkiem niezły doping. Piłkarze nie potrafili jednak za nic zdobyć bramki na wagę awansu do półfinału PP. "Puchar jest nasz, ten puchar do Lecha należy" - próbowali nas wkurzyć lechici. Zapomnieli jednak, że spotkanie trwa 90 minut. Gdy na tablicy wyników brakowało tylko jednej podziałki do tej minuty, rzut wolny wykonywali legioniści. Strzał, interwencja Piątka, słupek, zamieszanie pod bramką i w końcu GOOOOOOOOOLLLLLLLLL!!!! Jak ubrać w słowa takie emocje... taką radość?! Wszyscy padli sobie w ramiona. Mój szal na kilka minut zmienił właściciela, po czym wrócił na moją szyję :-) Cóż to była za radość!!! Stadion oszalał niczym po bramce Kucharskiego w pamiętnym meczu z Panathinaikosem. Już dawno nie mieliśmy okazji cieszyć się w końcówce meczu z gola dającego nam wygraną. Zapłonęło błyskawicznie kilkanaście rac i tym razem nie w celu rzucania ich na murawę. Po trzech minutach sędzia gwizdnął po raz ostatni i mogliśmy świętować awans do półfinału Pucharu Polski. Awans, o którym już praktycznie mogliśmy zapomnieć! Załamani wydawali się jedynie goście z Poznania. Tak pewnie wymachujący przywiezionymi ze sobą "łapkami" nagle zamilkli. Druga ich wizyta w Warszawie nie zakończyła się po ich myśli. Dodajmy tylko, że wobec protesu na tym meczu, poza pierwszą choreografią, nie pokazaliśmy z zaplanowanej na ten dzień oprawy, nic więcej.
Trudno cokolwiek wyrokować przed meczem z Wisłą. Nikt z nas nie zna konsekwencji, jakie zostaną wyciągnięte po dzisiejszym meczu. Domyślać się można, że nie unikniemy surowych kar. Planowana efektowna oprawa na Wisłę, wobec powyższego, prawdopodobnie nie dojdzie do skutku. W tej chwili trudno cokolwiek przewidzieć. Na zmianę zachowania pewnych ludzi nie mamy co liczyć. A dopóki to nie nastąpi, nie widzimy szans na poprawę. Ubeckim metodom na Legii mówimy stanowcze NIE!
Frekwencja: 7000
Kibiców gości: 300
Flagi gospodarzy: 0 (protest)
Flagi gości: 16
Autor: Bodziach