|
Warszawa - Poniedziałek, 6 czerwca 2005, godz. 18:00 Puchar Polski - 1/2 finału |
|
Legia Warszawa
|
1 (1) |
|
Dyskobolia Grodzisk Wlkp.
| 1 (0) |
Sędzia: Piotr Siedlecki Widzów: 5000 Pełen raport |
|
Na Żylecie zadebiutowała nowa 27-metrowa flaga LEGIA WARSZAWA |
K jak kajak
Pierwotnie pierwsze spotkanie Pucharu Polski pomiędzy Legią a Groclinem miało zostać rozegrane w niedzielę. Na prośbę Legii, telewizja Polsat zmieniła jednak termin meczu na poniedziałek. Ten okazał się mało atrakcyjnym terminem, bowiem na trybunach stadionu Wojska Polskiego zasiadło zaledwie... ok. 5 tysięcy kibiców. Jak widać specjalne 10-cio procentowe zniżki dla karneciarzy nie okazały się kuszące. "Za te 3 złote kupię sobie piwo po meczu i będę świętować zwycięstwo" - padały głosy. Niestety, świętować nie było czego, ale nie uprzedzajmy faktów. Dodajmy tylko, że część kibiców weszła na stadion po około 30 minutach meczu. Tak właśnie sprawuje się nowy system biletowy... Nawet najbardziej zwariowanego kibica można w ten sposób odstraszyć. Kiedy zrozumieją to działacze?
Na stadionie było nas mało, ale nie miało to znaczenia przy dopingu. Śpiewaliśmy tego dnia naprawdę nieźle, momentami można było zapomnieć, że stadion jest prawie w 2/3 pusty. Na rozpoczęcie meczu przypadł debiut efektownej, malowanej flagi na płot z napisem "Legia Warszawa", herbem Legii, syrenką oraz godłem narodowym. Gdy z flagi zjęto przykrywającą ją płachtę, na trybunie rozświetliły się race. Po jednym meczu przerwy, na gniazdo powrócił "Staruch" i radził sobie bez zarzutu. Zagrzewał nas wszystkich do maksymalnego wokalnego wysiłku. Na boisku tymczasem trwała walka o lepszą pozycję wyjściową przed rewanżem. Już po kilkunastu minutach gry wyszliśmy na prowadzenie za sprawą Bartka Karwana. "Barteeeek Karwaaaan" niosło się po stadionie. Niestety blondwłosy zawodnik jeszcze w pierwszej połowie doznał kolejnej (która to już z kolei?) kontuzji i nie mógł kontynuować gry. Jeszcze przed przerwą, parokrotnie nasi obrońcy wystawiali nasze nerwy na próbę. Choto, Sokół II i Szala - żaden z nich nie był bez winy. Po kilku dobrych interwencjach Boruca, raz i on był bez szans. Na szczęście piłka trafiła w słupek i wyszła w pole. Kibice skandowali nazwisko warszawskiego golkipera, inni natomiast żartobliwie skandowali "Słupek, słupek" ;-)
W przerwie tematem przewodnim było dogadywanie szczegółów najbliższych wyjazdów - do Płocka i Grodziska. W przerwie działo się jednak więcej. Nagrodą tradycyjnego konkursu, polegającego na trafieniu piłką z połowy boiska do bramki, był tym razem...kajak. Tak, kajak :-) Czerwono-biało-zielony. "Idealny na wyjazd do Płocka" - dało się słyszeć żarty z trybun. Na boisku trwała jednak walka o nagrodę. Żaden z trzech uczestników konkursu nie trafił do bramki i kajak będzie wobec tego do wygrania na meczu z GieKSą. Kajak w poniedziałek, kajak w czwartek - takie hasło reklamowe polecamy ze swojej strony ;-) "Jak nikt do listopada go nie wygra, dorobią mu płozy i przerobią na sanie" - legioniści najwyraźniej byli w dobrych humorach.
Po przerwie na boisku byliśmy świadkami przeróżnych cyrków. Sędzia "sprawiedliwie" gwizdał tylko w jedną stronę. Jedna pomyłka? Ok. Dwie? Ale kilkanaście na przestrzeni kilku minut?! Tego było za wiele! "PZPN, PZPN...." - tę znaną w całym kraju przyśpiewkę o piłkarskiej centrali z wściekłością śpiewał cały stadion. "Kupiony, jak nic! Kasa leży pewnie w kajaku!" - sugerowali rozwścieczeni fani. Ich złości nie ma się co dziwić, w końcu arbiter Siedlecki oszukiwał nas na naszych oczach. To, że Jacek Zieliński nie wziął przykładu z Carlosa Alberto Torresa, znaczy tylko o jego kulturze osobistej. Nie wytrzymał natomiast Boruc, który zwrócił uwagę sędziemu, za co ukarany został żółtą kartką. Chwilę później Groclin, wobec fatalnej postawy naszej linii obrony, bez kłopotu zdobył wyrównującą bramkę. "Hej Legio jesteśmy z Wami" - odpowiedziały natychmiast trybuny. Kilkanaście minut później sędzia ukarał zawodnika Groclinu czerwoną kartką. Mimo to na boisko nie było widać, kto ma przewagę jednego gracza. "Kto gra w dziesiątkę?" - pytali retorycznie kibice. Na Żylecie "Staruch" mobilizował kibicowską brać - "Skoro przyszliście na mecz i mienicie się kibicami na dobre i na złe - macie teraz obowiązek zdzierać gardła do utraty tchu!" Pomogło. "Do boju Legio marsz" naprawdę musiało dodawać wiary piłkarzom. Ci jednak nie byli w stanie sklecić już ani jednej składnej akcji i mecz ten zakończył się bramkowym remisem, który w lepszej sytuacji przed rewanżem stawia grodziszczan. Z jednego punktu piłkarze gości cieszyli się sami. Do Warszawy tym razem nie pofatygowali się kibice Dyskobolii, którzy po serii wyjazdów, najwidoczniej potrzebowali głębszego oddechu. My niestety w kiepskich nastrojach opuszczaliśmy stadion, gdzie po raz kolejny spotkamy się już w czwartek. Jesteśmy pewni, że żegnający się z pierwszą ligą GKS nie opuści jakże atrakcyjnego wyjazdu do stolicy.
Frekwencja: 5000
Kibiców gości: 0
Flagi gospodarzy: 24
Autor: Bodziach