Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Grodzisk Wielkopolski - Środa, 15 czerwca 2005, godz. 20:00
Puchar Polski - 1/2 finału
Herb Dyskobolia Grodzisk Wlkp. Dyskobolia Grodzisk Wlkp.
  • 19' Vranjes
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 35' Sokołowski I
1 (1)

Sędzia: Tomasz Mikulski (Lublin)
Widzów: 4000
Pełen raport
Ponad 200 fanów Legii dopingowało swoją drużynę w Grodzisku Wielkopolskim

Jeździmy dla Legii!

Wyjazdy do Grodziska nigdy nie były dla kibiców Legii specjalnie emocjonujące. Tym razem jednak graliśmy "o coś". Piłkarze Legii walczyli o finał Pucharu Polski, a my chcieliśmy im w tym pomóc. Dlatego też, mimo środka tygodnia, wyjazd wywołał spore zainteresowanie.

Stowarzyszenie Kibiców Legii zorganizowało na ten mecz 2 autokary, które bez problemu wypełnili kibice, dodatkowo z Warszawy wyjechały dwa busy i kilkanaście samochodów. Do Grodziska dotarło nas więc około dwustu. Pogoda dopisywała, dlatego fani Legii dojechali do Wielkopolski w dobrych nastrojach. Tempo autokarowe jest nam wszystkim dobrze znane, dlatego nie dziwiło małe spóźnienie. W końcu jednak, co najważniejsze, wszyscy zasiedli na sektorze.

W międzyczasie do fanów dotarła informacja o oświadczeniu, jakie umieścił na oficjalnej stronie klubu Stefan Dziewulski. Było ono szeroko komentowane, przeważały jednak ironiczne głosy, że tylko winny się tłumaczy, a odtajnienia teczki jak nie było, tak nie ma ;).
Na płocie zawisły flagi, które tradycyjnie już podróżują ze swoimi właścicielami na wszystkie wyjazdy Legii. Był więc "Kaziu Deyna", była "Legiunia", był "A melanż trwa". Do Grodziska dotarły również Fan Cluby Legii z Choszczna i Sandomierza, a swoją obecność zaznaczyły wywieszając odpowiednie płótna.

Na płocie zasiadł "S", który motywował legionistów do śpiewów przy pomocy megafonu. Trzeba przyznać, że było nas słychać przez całe spotkanie, chociaż nie zawsze były to piosenki adekwatne do boiskowej sytuacji. Już w pierwszej połowie zarzucona została nowa wersja piosenki o Pawle Kaczorowskim, który, jak się wydaje, nie ma szans na jakikolwiek luz ze strony kibiców. Każdy mecz pokazuje, że wokalne popisy "Kaczora" nadal leżą na sercach legionistom. Piosenek o "Kaczce" było jednak zdecydowanie za dużo. To, że nie jest akceptowany wszyscy wiemy, ale nie ma chyba potrzeby "jechania" mu przez tak długi okres czasu. Szczególnie, że piłkarze potrzebowali wokalnego wsparcia, bo wynik nie układał się po naszej myśli. Z drugiej strony po meczu pokazali, gdzie mają nasz wysiłek i nasz doping...więc niech każdy pomyśli nad swoją postawą sam. Krytyka nic tu nie zmieni.

Po strzelonej przez Legię bramce odpaliliśmy dwie race i zaczął się naprawdę głośny i równy doping w rytmie wiedeńskiego hitu "Legia Warszawa!". Chwilę później na sektorze padło hasło "pozbywamy się koszulek" i większość chłopaków do końca pierwszej połowy dopingowała "na gołe klaty" ;). Po przerwie było już troszkę słabiej. Głównie na skutek gry piłkarzy, którzy jakoś nie mogli trafić do bramki Przyrowskiego. Co chwilę jednak dochodziły sms-y o treści: "Super was widać i słychać, tak trzymać!", więc z dopingiem nie było najgorzej.
Jeszcze w drugiej połowie regulaminowego czasu gry odpalone zostały stroboskopy i wulkaniki. Jako, że było już ciemno, a stadion oświetlał tylko blask jupiterów, wyglądało to naprawdę efektownie. Pirotechnikę przygotowała grupa fanów z Mokotowa, która we własnym zakresie stara się pomagać legijnym "ultrasom" nie tylko podczas meczów wyjazdowych. Pozdro Karol:P !

Gdy mecz zbliżał się ku końcowi dało się słyszeć pierwsze głosy "Kurczę, ten wyjazd nigdy się nie skończy, jak tak dalej pójdzie będziemy w Warszawie o 7 rano". Ci, którzy tak myśleli niewiele się pomylili. Po dogrywce mogliśmy bowiem obejrzeć "popis" naszych zawodników, którzy wykazali się wprost "rewelacyjną" skutecznością. Niecelny strzał Sagana, i kolejny, Magiery, nie podłamały jednak towarzystwa, które przez cały wyjazd dobrze się bawiło. Mocno dopingowany był Artek Boruc, jednak tym razem opuściło go szczęście (vide Zabrze), i musiał uznać wyższość rywali. Choć rzucał się tam gdzie trzeba, nie udało mu się niestety nic "wyjąć". Jako, że karne strzelano na bramkę znajdującą się pod sektorem "Szczunów z Landu" większość towarzystwa, po zdjęciu flag, wdrapała się na płot, by znaleźć najlepszy punkt obserwacyjny. Ochrona na szczęście nie reagowała żadnymi nerwowymi ruchami, zresztą cały mecz zachowywali się w porządku i nie dochodziło do żadnych głupich prowokacji jakie często mają miejsce na wyjazdach. Chwilę po strzeleniu przez Grodziska ostatniego karnego (oczywiście celnego, bo inni jakoś strzelać umieją) kibice Groclinu wybiegli na murawę, by razem ze swoimi pikarzami cieszyć się z awansu do finału Pucharu Polski. Feta była naprawdę wielka, ciekawe jak będą się cieszyć z ewentualnego zdobycia pucharu !?

Tymczasem piłkarze Legii cichaczem zawijali się do szatni. Na apel kapitana - Artka Boruca - kilku z nich podeszło jednak na wysokość pola karnego bramki, znajdującej się pod sektorem gości, i nieśmiało poklaskali, dziekując fanom za przybycie. Podczas gdy kibice Legii czekali na tradycyjne przybicie piątek, piłkarze zawrócili i poszli do szatni. Zaskoczenie na twarzy Boruca mówiło wszystko - nie tak powinni zachować się zawodnicy klubu, którego kibice przemierzają w środę setki kilometrów, tylko po to by na koniec potraktowano ich jako nikomu niepotrzebny dodatek. Na szczęście nie wszyscy piłkarze myślą tylko o sobie - chwilę później Boruc wraz z "Kiełbkiem" podbiegli pod sektor Legii. Fani zeskoczyli w tym czasie z ogrodzenia i podbiegli do zawodników, wymieniając uwagi o całokształcie sytuacji i dziękując im za postawę. Zaskoczona ochrona nie bardzo wiedziała jak zareagować, ale nikt nie myślał o wszczynaniu jakiegoś zamieszania, więc chwilę później kibice, przez otwartą specjalnie dla nich bramkę, wrócili na sektor. "Kiełbik" chyba przestraszył się biegnącego tłumu, a Artek tradycyjnie, jak na prawdziwego legionistę przystało, podbiegł do ogrodzenia i z każdym, kto miał na to ochotę, powoli, bez pośpiechu przybił piątkę, dziekując tym samym za przybycie. Rzucał się więc w oczy kontrast - koleś, który wie po co i dla kogo gra i nieobecni - cała reszta, która jest bo jest, gra bo gra, i nic więcej z tego nie wynika.
W świetle tych wydarzeń pomeczowe spotkanie Artka z przedstawicielem Celtiku nie napawa optymizmem. Chociaż oczywiście życzymy naszemu bramkarzowi jak najlepiej, bo na to zasługuje. Artur, dzięki za wszystko!

Wniosek z zachowania naszych piłkarzy jest tylko jeden - słowa przyśpiewki "Legia to my" nadal są aktualne i pewnie nieprędko się to zmieni. Od razu po zakończeniu spotkania autokary ruszyły w stronę Warszawy. Na jednej ze stacji benzynowych jeden z kibiców, wyraźnie "gapowaty", spostrzegł, że ... odjechał już jego autokar :) Na szczęście na stacji stał jeszcze jeden bus, więc miał jak wrócić do domu.

Tak zakończył się nasz ostatni wyjazd w tym sezonie. Przerwa letnia nie jest jednak zbyt długa, więc już niebawem znów widzimy się na kibicowskim szlaku! Jesteśmy zawsze tam...

Frekwencja: 4000
Kibiców gości: 200
Flagi gości: 5

Autor: turi