|
Poznań - Piątek, 30 września 2005, godz. 20:00 Ekstraklasa - 9. kolejka |
|
Lech Poznań
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 26000 Pełen raport |
|
W Poznaniu nie zabrakło pirotechniki na trybunach... i na murawie |
Wojna trwa
Namawiać kibiców na wyjazd do Poznania? To chyba niemożliwe. Ale jednak. Z powodu małego zainteresowania biletami na mecz z Lechem, Stowarzyszenie "Sekcja Sympatyków" musiało odwołać pociąg specjalny na ten mecz. Konsekwencją takiego rozwiązania była konieczność zapłacenia kary finansowej przez SKLW. Będzie ona jednak i tak niższa, niż kwota, którą trzebaby dopłacić w przypadku wynajęcia "specjala" dla niepełnego składu. Wobec tego, do Poznania zostały zorganizowane autokary. Te po godzinie 13 wyjechały spod Łazienkowskiej w kierunku Wielkopolski.
Piątkowy termin meczu zmusił część osób do innej formy podróży. Właśnie dlatego, w chwili rozpoczęcia spotkania, w sektorze gości znajdowało się zaledwie pięciu kibiców. Lechici tymczasem wypełnili stadion po brzegi. Przed meczem trzeba było dodrukować bilety, bo wszystkie wejściówki rozeszły się. 30 tysięcy kibiców na stadionie - to musi robić wrażenie. "Co Was tak mało" - pytali lechici w kierunku najbardziej - wówczas - znienawidzonej piątki na stadionie. Doping z początku meczu w wykonaniu poznaniaków stał na naprawdę wysokim poziomie. Wyjściu piłkarzy na plac gry towarzyszyła oprawa złożona z kilkudziesięciu rac i dużych wulkanów, odpalnonych na trybunie biegnącej wzdłuż linii bocznej boiska. "Kolejorz, Kolejorz" - ryczał stadion. Nasi piłkarze przez dobrych kilkanaście minut nie mogli liczyć na wokalne wsparcie. Po 20 minutach na sektor dotarła 35-cio osobowa grupa pociągowa i rozpoczęliśmy nieśmiały doping ;-) W takiej liczbie nie mogliśmy nawet konkurować z gospodarzami. Ci widząc już większą grupkę w klatce postanowili pozdrowić nas kilkoma anty-legijnymi pieśniami.
Przed meczem gazety informowały o zakończeniu konfliktu na linii KP - Lech. Jak się okazało przedwcześnie. Lechici cały czas bojkotują produkty Kampanii Piwowarskiej i na zakończenie sporu się nie zanosi. Na płocie wisiał stosowny transparent "Lech - prawie jak sponsor". Drugi był już bezpośrednio skierowany do "Jaśnie Pana Sebastiana", któremu podziękowano za "ściemnianie". Poznański konflikt wydaje się jednak błahy, przy tym co wyprawiają w Warszawie działacze Legii. Inwigilacja środowiska kibicowskiego, namawianie do kapowania na kolegów oraz dożywotnie zakazy stadionowe rozdawane z wielką ochotą przez byłych pracowników służb, które wszystkim Polakom kojarzą się jednoznacznie... Tak wygląda nasza rzeczywistość. Nie dziwiły więc śpiewy skierowane w stronę działaczy naszego klubu.
Główna grupa wyjazdowa, podróżująca pięcioma autokarami, dotarła na stadion dopiero w przerwie meczu. Było to jednak wejście smoka. Widząc legionistów, kilkunastu lechitów rozwaliło bramkę dzielącą trybuny kibiców obu drużyn. Lech przedostał się na teren naszego sektora, ale znacznie szybciej niż się tu znalazł, musiał salwować się ucieczką. Sporo warszawskich amatorów mocnych wrażeń daleko zapędziło się za uciekającymi w popłochu poznaniakami. Doszło do wymiany ciosów. Straty były po obu stronach, ale nie ulega wątpliwości, że starcie zakończyło się wygraną gości. Do akcji wkroczyła policja, która starała się zepchnąć Legię do właściwego sektora. W końcu wszyscy znaleźli się na swoich miejscach, a próby konfrontacji studzili panowie w czarnych uniformach.
Od początku drugiej części meczu ruszyliśmy z dopingiem. "Jesteśmy zawsze tam..." - nasz wyjazdowy hit rządził też w Poznaniu. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że śpiew wychodził nam tego dnia mało przekonująco. Zmienić to próbował "Szczęściarz", który z kilkumetrowego ogrodzenia nakręcał wszystkich do wokalnego wsparcia Legii. "Gdzie jest Staruch? Czy Stefan dobrał mu się do skóry?!" - zastanawiali się fani, zdziwieni brakiem naszego "podstawowego" wodzireja. Spieszymy z wyjaśnieniem, że S. ma się dobrze, a na meczu zameldował się... minutę przed końcem spotkania. Szacuneczek :-) Słowa szacunku należą się także Lechowi. Kibice, którzy zasiadają w miejscowym młynie - "Kotle" - kilka razy pokazali, że fani wrogich klubów potrafią się jednoczyć. "Zygo ch..., Zygo ch..." - skandowali kilkakrotnie lechici. Z naszej strony zostali nagrodzeni brawami. Oczywiście podobnych przyśpiewek skierowanych do prezesa i innych działaczy nie brakowało również z naszej strony. Formą protestu były również race, świece dymne i petardy hukowe, które co parę minut lądowały na murawie. O ile gospodarze zasiadający na nowej trybunie mieli jakieś "ale", wobec takiej formy protestu, to młyn Lecha nagradzał kolejne rzuty oklaskami.
Na boisku tymczasem przeważali gospodarze. Tuż po przerwie cały stadion oszalał z radości, kiedy do siatki trafił Tomasz Iwan. Nie mniejsza radość towarzyszyła czerwonej kartce dla pomocnika Legii, Marcina Burkhardta. Co ciekawe w drugiej połowie doping gospodarzy był słabszy niż przed przerwą. Nie dotyczy to jedynie młyna Lecha, który równo przez 90 minut wspierał swój zespół. W przerwie meczu Lech podziękował sponsorom, którzy w przeciwieństwie do KP - nie żałują pieniędzy na wspieranie najbardziej znanego klubu Wielkopolski. Specjalne dyplomy ufundowane przed Stowarzyszenie "Wiara Lecha" otrzymały firmy Mróz, Remes i Stowarzyszenie Lech Business Club. Gospodarze mieli powody do radości. My niestety nie. Piłkarze z eLką na piersi grali bez przekonania i wiary w zwycięstwo. "Przyszliście chamy, dlatego że my tu gramy" - takie okrzyki skierowane były do najbardziej krzykliwych kibiców gospodarzy. Dodajmy, że na tym wyjeździe wspierali nas kibice Pogoni i Zagłębia (z flagami) i Olimpii Elbląg. Dzięki za wsparcie! Ostatnim wartym odnotowania faktem było bardzo efektowne racowisko w "Kotle". Jak widać pokazy pirotechniczne mogą ubarwiać nawet mało ciekawe piłkarsko mecze. Do tego potrzebna jest jednak dobra wola obu stron. W naszym przypadku niestety na to się nie zanosi... Czy rzucanie racami może przynieść efekt w postaci porozumienia działaczy z kibicami? Wydaje się to raczej wątpliwe...
Kolejny wyjazd do Poznania za nami. Był on inny niż ostatnie nasze wizyty na Bułgarskiej. Choć liczbowo i wokalnie nie zachwyciliśmy, tym razem na naszym koncie zapisana zostanie udana akcja na sektorze Lecha. Po prawie godzinnym oczekiwaniu na wyjście z sektora, udajemy się do autokarów i opuszczamy Wielkopolskę.
Frekwencja: 26000
Kibiców gości: 400
Flagi gości: 4
Autor: Bodziach