Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Wronki - Sobota, 5 listopada 2005, godz. 20:00
Ekstraklasa - 13. kolejka
Herb Amica Wronki Amica Wronki
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 19' Burkhardt
    • 54' Szałachowski
    2 (1)

    Sędzia: Zdzisław Bakaluk
    Widzów: 3500
    Pełen raport
    Ponad 230 fanów Legii mimo zakazu PZPN obejrzało mecz we Wronkach

    W gościnnych Wronkach

    We Wronkach, podobnie jak w Lubinie, miało nas nie być. Kolejny raz jednak udało się przezwyciężyć problemy natury formalnej i na Amice pojawiła się grupa najwierniejszych kibiców Legii.

    To, że kibice z Warszawy - pomimo zakazu - wybiorą się do Wronek, wydawało się oczywiste. Wielkopolskie miasteczko zawsze było dla Legii bardzo gościnne. Za każdym razem gdy się tam pojawialiśmy, nad stadionem królowały przyśpiewki sławiące Legię - dysproporcje pomiędzy wokalnymi możliwościami naszej wyjazdowej grupy a młynu Amiki są wyraźne. Pozostawało pytanie: w jaki sposób zaznaczymy we Wronkach swoją obecność?
    Dzięki kibicom Amiki wszystko odbyło się elegancko - tak jak poprzednio w Lubinie. Mieliśmy więc zapewnioną pulę biletów, a po pertraktacjach kilku osób, ochrona utworzyła dla nas osobny sektor na prostej, tuż przy zwyczajowym sektorze gości. Od kibiców gospodarzy odgradzał nas szpaler kilku ochroniarzy, jednak tego dnia musiało być i było bardzo spokojnie.
    Większość legionistów ponownie zebrała się w "punkcie startowym" o wyznaczonej godzinie - trzeba było ogarnąć sprawy finansowe. Następnie każdy ruszył swoim pojazdem w stronę Wronek.
    Przed meczem dało się usłyszeć, że policja nie pozwoli warszawskiej ekipie spokojnie dotrzeć na stadion, ale były to tylko plotki - na drogach było wyjątkowo spokojnie i bez problemu można było dojechać aż do samych Wronek. Małe problemy z prewencją miała jedynie skromna grupa pociągowa, na którą składały się nieliczne osoby z Warszawy i kibice z fan-klubów. Zdecydowana większość wybrała jednak podróż własnym środkiem lokomocji.
    Wronki przywitały nas deszczową pogodą i zamkniętym sektorem dla gości. Wjeżdżając jednak w przystadionową uliczkę, można było poczuć się jak u siebie - słychać było pieśni o Legii, na stadion zmierzały grupki w zielonych szalikach. Pod jednym z wejść (najbliżej nominalnego sektora gości) trwała dystrybucja biletów dla warszawiaków i po skontrolowaniu na bramie, można było normalnie, z szalikiem na szyi, przemieścić się na trybunę miejscowych, którzy nie wydawali się tym faktem szczególnie zdziwieni. Zresztą i Legia i Amica wchodziły na stadion tą samą bramą, co dla prezesów określających nas jako dzicz, która nie umie się zachować, mogło być dość dziwne.
    Aż do pierwszego gwizdka duża część kibicowskiej braci korzystała z cateringu umieszczonego za trybuną, gdzie w sympatycznej atmosferze można było coś przekąsić. Tego dnia inny szalik nie grał żadnej roli - przy jednym stole "szamali" 'kuchenni', przy drugim legioniści - wszystko w pokojowej atmosferze.
    Wraz z wyjściem na murawę piłkarzy, wszyscy przemieścili się na sektor i rozpoczął się głośny doping. Na płot wdrapał się (jak zawsze) Staruch, który ze wszystkich sił zagrzewał do wzmożonego dopingu. Na płocie ponownie zawisło tylko jedno płótno z czytelnym hasłem - "Legia to my".
    Hasło to okazało się jak widać bardzo "kontrowersyjne", bo po pewnym czasie na sektorze pojawił się pan, odpowiadający w Amice za kwestie bezpieczeństwa i poinformował kibiców, że flaga nie spodobała się obserwatorowi PZPN (!), który nakazał ją ściągnąć. Był to tak absurdalny nakaz, że nie wiadomo czy nie potraktować go po prostu w kategorii żartu - delegaci PZPN ostatnio "szaleją" na wielu polskich obiektach, zezwalając lub nie na wywieszanie określonych płócien, jednak nakaz zdjęcia flagi, która nie zawiera ŻADNYCH zakazanych treści, ŻADNYCH wulgaryzmów czy dwuznacznych haseł można określić tylko jednym mianem: debilizm.
    Argumentacja kibiców najwyraźniej trafiła do ochroniarzy, bowiem flaga - oczywiście - wisiała na "naszym" sektorze do końca meczu. Pojawiły się zresztą pogłoski (szybko podchwycone przez kibiców), że nakaz zdjęcia flagi wydał sam prezes Legii, któremu hasło na niej zamieszczone wyraźnie przeszkadza. Fani dobitnie wyrazili swoje zdanie co do tego, na ile to hasło powinno interesować władze klubu.
    Tradycyjnie nie mieliśmy żadnych problemów z przekrzyczeniem miejscowych, chociaż na "maksa" spięliśmy się tylko kilka razy. Wystarczyło jednak by pieśni o Legii głośnym echem odbijały się od ściany lasu po przeciwnej stronie stadionu i wracały na obiekt ze zdwojoną siłą. Akustyka we Wronkach jest całkiem fajna, szczególnie od czasu, gdy większość trybun przykryta jest dachem.
    Repertuar nie był zbyt urozmaicony - ponownie dominowały okrzyki w stronę prezesa Zygo i właścicieli ITI, przeplatane dopingiem dla Legii. Kilka razy 'pozdrowiony' został również PZPN, a do 'pozdrowień' dołączyli się kibice Amiki. Ci ostatni, wraz z legionistami wykrzyczeli zresztą, że również im nie podoba się sposób, w jaki na Legii walczy się z zorganizowanymi formami kibicowania. Nad stadionem, z wronieckiego młyna uniósł się też okrzyk: 'Nie ma Legii bez Żylety', co przyjęliśmy brawami. Kilka razy cały stadion skandował też hasło: 'Piłka nożna dla kibiców'.
    Z jednej i z drugiej strony pojawiła się pirotechnika - Amica dwukrotnie odpaliła spory arsenał rac, co skwitowane zostało przez legionistów ironicznym okrzykiem w stronę prezesa Zygo: 'Hej Zygo, daj im zakazy!'. Na naszym sektorze zapłonęły sztuczne ognie i kilka bengali oraz świece dymne, w drugiej połowie na dole trybuny odpalone zostały ognie wrocławskie. Z naszej strony był to koniec ultrasowania.
    Nie zabrakło elementów humorystycznych - było ściąganie koszulek, było śmiałe wyginanie ciała, które - po bramce Szałachowskiego - puentowane było okrzykiem: 'dwa zero? MAŁO!'. Mimo że mało kto zagłębiał się jakoś specjalnie w grę naszych piłkarzy miło było obserwować na tablicy świetlnej korzystny dla nas wynik.
    Pod koniec meczu podziękowaliśmy fanom Amiki za to, że pomogli nam dostać się na stadion okrzykiem: "Dziękujemy za gościnę", na co cały stadion - nie tylko młyn - odpowiedział brawami. Okazuje się (po raz kolejny w tym sezonie), że trudne sytuacje potrafią połączyć i zmobilizować kibiców zupełnie różnych drużyn. Wydaje się, że działacze piłkarscy nie doceniają tej siły. A chyba powinni.
    Po meczu pod nasz sektor chcieli podbiec piłkarze, szybko jednak zostali przystopowani hasłem 'W Lubinie nie podeszliście'. Kibice odwrócili się tyłem do boiska i, ignorując zawodników, zaczęli wychodzić z sektora, dodając przy tym, że nie podoba im się postawa piłkarzy w konflikcie kibiców z zarządem. Nasłuchał się zwłaszcza Łukasz Surma, który przed meczem z Wisłą Płock w wypowiedzi dla Interii dał do zrozumienia, że kibice nie są w widowisku piłkarskim składnikiem niezbędnym. Zostało mu to wypomniane przez najbardziej krewkich fanów, którzy krzyknęli do kapitana warszawskiej jedenastki 'Idź do prezesa, hej Surma idź do prezesa'. Na ciepłe przyjęcie mógł liczyć jedynie Łukasz Fabiański, jednak - jak się okazuje - spotkała go za to sroga reprymenda ze strony kierownictwa drużyny. A przecież to, że "Fabian" cieszy się sympatią kibiców, nie jest absolutnie jego winą! w dodatku oklaskiwanie się z kibicami nie jest chyba wielką zbrodnią? Pozostawiamy pod rozwagę ludziom, którzy swoimi decyzjami wpływają na taką a nie inną postawę naszych zawodników...

    Autor: turi

    PS. Po ostatniej subiektywnej relacji z wyjazdu spotkałam się z zarzutem ludzi z klubu, że prowokuję nieprzyjemną atmosferę pomiędzy kibicami a piłkarzami.
    Spieszę więc z wyjaśnieniem, że kibicowskie relacje są po to, by opisać to, co miało miejsce w rzeczywistości. A w rzeczywistości piłkarze Legii nie przybili z kibicami piątek po meczu w Lubinie, mimo że fani prosili ich o to, skandując hasło "Chodźcie do nas".
    Skoro, jak wyjaśnia kierownictwo klubu, narzucone to zostało odgórnymi przepisami PZPN-u, należy przyjąć to za dobrą monetę i milczeniem pominąć fakt wielokrotnego łamania tych przepisów przez piłkarzy na dotychczasowych meczach wyjazdowych naszej drużyny. Jeżeli jest to tak silnie egzekwowany przepis, jakim cudem od wielu lat piłkarze podchodzą do swoich kibiców, by "piątkami" podziękować im za to, że podróżują za swoją drużyną setki kilometrów?

    Legia na wyjeździe: 230 osób
    Flagi: 1 (Legia to my)