|
Warszawa - Sobota, 3 grudnia 2005, godz. 16:00 Ekstraklasa - 16. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 50' Janczyk
- 80' Sokołowski II
|
2 (0) |
|
Arka Gdynia
| 0 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro (Bydgoszcz) Widzów: 11000 Pełen raport |
|
Wraz z kibicami na Łazienkowską powróciły oprawy |
Wstańcie Legiony
"Całe życie czekałem na mecz z Arką!" - to odpowiedź jednego z kibiców na pytanie, czy wybiera się w sobotnie, grudniowe popołudnie na Łazienkowską. Opowieści starszych kibiców o meczach i walkach z Arką słyszał zapewne każdy z nas od lat. O ucieczkach do morza, przejmowaniu "Górki" i wielu, wielu innych atrakcjach zawsze przyjemnie się słuchało. Przez długie 23 lata Arka grywała w niższych ligach, co powodowało, że dalej byliśmy skazani na wspomnienia starszyzny. Każdy z nas o Arce słyszał, każdy chciał przeżyć mecz z nią. Czy może więc dziwić mobilizacja w naszych szeregach przez meczem z odwiecznym wrogiem? Nie!
Niestety rozgrywany przed kilkoma miesiącami mecz w Gdyni odbywał się bez kibiców Legii. Tym razem "Śledzie" otrzymały od działaczy Legii 500 biletów i mogli zasiąść w sektorze pod zegarem. Przyjezdni do Warszawy dotarli pociągiem specjalnym. Wśród nich byli przedstawiciele Lecha i Cracovii, którzy wywiesili swoje płótna. Zabrakło flagi innej zaprzyjaźnionej z Arką drużyny. Prawdopodobnie wpływ na to miały wczorajsze zajścia na Konwiktorskiej.
Trybuny gospodarzy były szczelnie wypełnione kibicami. Prześwity były jedynie przed Krytą. Szkoda, że znowu kilkaset osób nie obejrzało meczu z powodu fatalnej dystrybucji biletów. Łuk od Łazienkowskiej zapełniał się niemal do końca meczu... i w końcu wyglądał jak należy! Jak? Wypełniony kibicami, którzy ani przez moment nie żałowali swoich gardeł, aby wspomóc najlepszą drużynę na świecie! Piłkarze z eLką na piersi w końcu poczuli co to znaczy mieć za sobą kibiców. Tego dnia nie mogli narzekać, że nie mieli dla kogo grać. Za nimi stała cała Warszawa i liczyła na wygraną z odwiecznym wrogiem! Arkowcy, choć w dobrej liczbie pojawili się w stolicy, wokalnie nie pokazali nic specjalnego. Faktycznie, kilka razy słyszeliśmy głośne okrzyki na cześć gdyńskiej drużyny, ale nie mieli oni szans na przebicie się przez doping legionistów. Obie strony nie szczędziły sobie uprzejmości - kilkakrotnie się wyzywając. Ale czy mogło zabraknąć tych uprzejmości, skoro obie strony tak bardzo się "uwielbiają", a od lat nie miały zbyt wielu okazji do ich okazania? ;-)
Wróćmy jednak do początku spotkania. Na wyjście piłkarzy na trybunie odkrytej pojawił się okazjonalny transparent z hasłem "Tegoroczni jubilaci pozdrawiają sympatyków swojej działalności" oraz szarfy z datami '95 i '05 oraz "dziesiątką", czyli liczbą lat, którą jubilaci mają za sobą. Do powyższej oprawy zabrakło pirotechniki. Tak bowiem umówili się kibice z zarządem przy zawieraniu porozumienia. Jest szansa, że piro wróci na nasz stadion na wiosnę. Choć gwoli ścisłości, to dzisiejszy mecz był pierwszym spotkaniem rundy rewanżowej, czyli tzw. rundy... wiosennej :-) Może i nie było zbyt ciepło, ale atmosfera była naprawdę gorąca. Kibice potrafili dopingować na swoim wysokim poziomie. Były na pewno słabsze momenty, przestoje, ale ogólnie nie było źle. W pierwszej połowie piłkarze nie rozpieszczali nas przesadnie. Na szczęście lepiej w tym temacie było po zmianie stron. Zaledwie 5 minut po wznowieniu gry Dawid Janczyk strzelił pierwszego gola! Stadion oszalał!!! To było coś! Nawet Wojtek Hadaj dał się ponieść emocjom i zamiast tradycyjnego "Dziękuję" po usłyszeniu liczby bramek gospodarzy, zapytał ile goli ma Arka. Odpowiedź nasuwała się sama, ale cytować jej nie będziemy. Od tego momentu doping z pewnością się polepszył. Na płocie Arki tymczasem pojawił się foliowy napis "Arka Gdynia". Czekaliśmy, aż tradycyjnie zostanie on podświetlony pirotechniką. Niestety, po kilkunastu minutach folia została zdjęta, a prezentacja zaliczyła falstart.
To jednak nic. Pod koniec meczu Arkowcy ściągnęli z płotu wszystkie flagi i zaczęli opuszczać stadion. Część z nich czyniła to dobrowolnie, inni byli zmuszani przez prewencję. A wszystko zaczęło się przez nadgorliwość jednego ze... strażaków, którego bolało, że barwówka Legii wisi nie na tym płocie co trzeba. Arka spychana przez policję miała wsparcie gospodarzy. Legioniści przez kilka minut śpiewali wszystkie możliwe antypolicyjne przyśpiewki. Niestety ostatnie minuty odbyły się już bez kibiców gości. Ci nie widzieli już naszej sektorówki... widzieli za to drugą bramkę naszych piłkarzy! Po golu Sokołowskiego nikt nie miał już wątpliwości, kto na swoim koncie zapisze trzy punkty. Cały stadion zaczął się wyginać, śpiewając przy tym dobrze znany kawałek "Wyginam śmiało ciało!". Wyszło kozacko. Na zakończenie meczu na trybunie odkrytej pojawiła się wielka Panorama Warszawy. Jej, jak już wspomnieliśmy, goście nie widzieli. Szkoda. Mimo to wygrana z Arką smakowała wyśmienicie. "Warto było czekać całe życie na ten dzień" - dało się słyszeć tu i ówdzie. Warto jeszcze odnotować występ w drużynie gości Radosława Wróblewskiego, który swego czasu był bardzo popularny wśród kibiców Legii. O tym, że kibice dobrze pamiętają "Wróbla" dali wyraz pieśnią "Hej Radziu, zdejmij tę szmatę". Oczywiście dotyczyło to koszulki, w jakiej tego dnia występował Wróblewski. No cóż - w Legii kariery nie zrobił, a w Arce również nie błyszczy. Takie życie.
Za tydzień Legia gra ostatni w tym roku mecz. Na Łazienkowską zawita Górnik Łęczna. Wypełnione trybuny naszego stadionu... tego sobie i Wam życzymy!
Frekwencja: 11000
Kibiców gości: 300
Flagi gości: 10
Autor: Bodziach