|
Warszawa - Piątek, 3 marca 2006, godz. 20:00 Ekstraklasa - 18. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
1 (0) |
|
GKS Bełchatów
| 0 (0) |
Sędzia: Krzysztof Słupik (Tarnów) Widzów: 11000 Pełen raport |
|
Biało-szaro-czarna prezentacja z kartonów i transparentów na Żylecie |
Miejsce nieopisanych doznań
Prawie trzy miesiące czekaliśmy na wznowienie rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy i emocje związane z meczami naszej drużyny. Doczekaliśmy się! 3 marca, a nie 21 jak twierdzą astrolodzy, był dla nas pierwszym dniem wiosny. Tego dnia nasza Legia rozpoczynała, a właściwie wznawiała marsz po mistrzostwo Polski 2006. Przeciwnik legionistów nie zalicza się do rywali z najwyższej półki, ale na wysoką frekwencję miała mieć wpływ m.in. dobra postawa piłkarzy w spotkaniach sparingowych oraz wcale nie najwyższe ceny biletów. Kolejki do kas nie mogły dziwić. Wraz z upływem minut do rozpoczęcia meczu, te zamiast się kurczyć, cały czas rosły. Niestety ci, którzy stanęli w nich kilkadziesiąt minut przed meczem, nie zdążyli nawet na początek drugiej połowy. Dystrybucja wejściówek pozostawia cały czas dużo do życzenia. Działacze zapewniają, że po zmianie systemu, od meczu z Cracovią, zakup biletów będzie znacznie szybszy.
Przy wejściu na trybunę odkrytą kibice otrzymywali specjalne kody promocyjne, które umożliwią legionistom naładować konta Bet24 na kwotę 100zł. To właśnie wspomniana firma, zajmująca się obstawianiem wyników meczów była sponsorem kartoniady, która miała miejsce parę minut po 20. Wcześniej trybuny powoli zapełniały się kibicami. Najszybciej fani zajęli miejsca na odkrytej. Łuk tym razem świecił pustkami - widać kibice wolą dołożyć 10 złotych i dopingować piłkarzy z legendarnej trybuny. Na łuku nie zabrakło również kilkudziesięciu żołnierzy. Po przeciwnej stronie, pod zegarem, miejsca zajęli goście. Kibice z Bełchatowa przybyli do stolicy autokarami i zameldowali się na stadionie w dobrej jak na ich możliwości liczbie, przekraczającej 200 osób. Przed meczem z GKSem nasi działacze kontynuowali akcję włączania zasłużonych piłkarzy do Galerii Sław Legii. Tym razem do tego zaszczytnego grona dołączył Kazimierz Buda.
Przed spotkaniem atmosferę podgrzewał Wojtek Hadaj, ale słyszała go praktycznie tylko trybuna Kryta. Nagłośnienie po drugiej stronie szwankowało. Na szczęście wszystko w porządku było z naszym nagłośnieniem na sektorze i głos "Starucha" docierał do wszystkich zainteresowanych. Nasz wodzirej namawiał wszystkich do zdzierania gardeł do utraty głosu. Po długiej przerwie chyba wszyscy stęsknili się za konkretnym dopingiem... W końcu wskazówki stadionowego zegara wskazały godzinę 20, a niedługo później na murawie pojawili się bohaterowie wieczoru. Wyjściu piłkarzy towarzyszyła oprawa przygotowana przez Nieznanych Sprawców. Kartonowy napis LEGIA był uzupełniony hasłem zaczerpniętym z jednej z piosenek Zip Składu. "Wszystko co mamy, to te trybuny szare, Nie odejdziemy stąd chociaż nieraz są koszmarem" - głosiły transparenty wywieszone na górze trybuny oraz na płocie - wszystko w szarej scenerii. Oprawy są oczywiście dodatkiem do śpiewu, bo to on jest ważniejszym aspektem kibicowania, tak więc prezentacji towarzyszył głośny i donośny śpiew "Mistrzem Polski jest Legia". Chyba nikt z nas nie wątpi, że w maju te słowa powtarzać będziemy w nieskończoność. Ciśnienie przed pierwszym gwizdkiem sędziego sięgało zenitu. Gdy Krzystof Słupik dał sygnał do rozpoczęcia zawodów, w górę poleciało mnóstwo konfetti.
O naszych kłopotach z działaczami powoli zapominamy. Teraz przeżywają je fani bydgoskiego Zawiszy, którzy nie akceptują nowego tworu, który ma występować w II lidze pod nazwą Zawisza (po połączeniu z Kujawiakiem Włocławek - za wszystkim stoi Hydrobudowa). Fani "Zetki" jednoznacznie dali do zrozumienia, że mecze II-ligowego tworu ich nie interesują - ich klub gra w lidze IV i na mecze tej drużyny będą chodzić. Do tego faktu odnosiły się transparenty Legii ("Zawisza jest jeden - IV-ligowy. 'Nie' - złodziejom z Hydrobudowy!") oraz GKSu ("Zawisza trzymaj się!").
Od paru tygodni nie mówi się o niczym innym, jak o zdobyciu mistrza przez nasz klub. Do tego potrzebne są jednak zwycięstwa. Po pierwszych dwóch minutach wydawało się, że prognozy wysokiej wygranej nad Bełchatowem sprawdzą się. Niestety skuteczność Dawida Janczyka pozostawiała wiele do życzenia. Młody napastnik zmarnował parę dobrych okazji i na tablicy cały czas widniał remisowy rezultat. Z początku doping gospodarzy stał na dobrym poziomie - śpiewał cały stadion. Po przerwie niestety już tak dobrze nie było. Być może wpływ na to miała, słabsza od oczekiwanej, postawa piłkarzy. W sektorze gości trwał bezustanny doping i kibice siedzący najbliżej sektora gości na pewno słyszeli wokalne popisy GieKSiarzy. Ci nie ograniczyli się do śpiewów. Mieli ze sobą flagi na kijach oraz transparenty, które w różnych konfiguracjach mogliśmy podziwiać. Ze strony przyjezdnych nie słyszeliśmy pieśni "zaczepnych". My również ograniczyliśmy "pozdrowienia" do minimum. Z minuty na minutę coraz więcej osób traciło cierpliwość. "Napompowany balonik z wielkim hukiem pęknie już dzisiaj" - mówili najwięksi pesymiści. Trudno było jednak zachować pewność siebie, gdy do końca meczu pozostawały minuty, a na tablicy wciąż widniał bezbramkowy remis. Jeden z kibiców nawet w geście rozpaczy zagroził drugiemu, że w przypadku remisu będzie musiał poświęcić na stosie swojego kolegę. Gdy stadionowy zegar wskazywał 3 minuty do końca spotkania, a piłkarze wywalczyli rzut rożny, nasz bohater rzucił w kierunku przyszłej ofiary: "Dzwoń do mamy. Czas się pożegnać". Nie do wiary... ale w tym właśnie momencie Moussa Ouattara skierował piłkę do siatki GKSu! Obaj panowie padli sobie w ramiona, a kara została odroczona ;) Zresztą podobnie jak kilkanaście tysięcy osób na stadionie przy Łazienkowskiej! Szał radości! Niektórzy wywijali fikołki na oblodzonych trybunach, ale nie były one tak efektowne jak radość "Predatora" ze strzelonej bramki! Nareszcie!
Niedługo później sędzia zakończył zawody, a fani zaczęli świętować fotel lidera. Tyle pesymistycznych myśli przeszło po naszych głowach w końcówce spotkania, ale na szczęście te szare trybuny po raz kolejny okazały się miejscem nieopisanych doznań. Radość z bramek strzelonych w samej końcówce to coś niesamowitego, trudnego do opisania. Lekkiego doła złapali chyba tylko bełchatowianie, choć i oni nie mogli rozpaczać. Skazywani przed meczem na wysoką porażkę radzili sobie nieźle. Podobnie jak i kibice, których wizytę zapamiętamy na pewno pozytywnie.
Teraz przed nami dwa wyjazdowe mecze. We wtorek czeka nas wyjazd do Kielc na rewanżowe spotkanie 1/4 finału PP, a w sobotę udamy się do Grodziska. Po dzisiejszej wygranej zabawa trwać będzie zapewne do późna. Donośne śpiewy "A melanż trwa..." były tego zapowiedzią.
Frekwencja: 11000
Kibiców gości: 200
Flagi gości: 6
Autor: Bodziach