|
Kielce - Wtorek, 7 marca 2006, godz. 13:30 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Korona Kielce
- 24' Bilski
- 71' Gajtkowski
- 96' Piechna
|
3 (1) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Piotr Siedlecki (Szczecin) Widzów: 3500 Pełen raport |
|
Około 500 kibiców z Warszawy zameldowało się na pierwszym wiosennym wyjeździe w Kielcach |
Poniżej poziomu
Pierwszy wyjazd po długiej zimowej przerwie był mocno wyczekiwany. Chętnych do podróży do Kielc nie brakowało. Problemem było to, czy mecz zostanie rozegrany w terminie. Dopiero kilkanaście godzin przed nim zebrała się komisja PZPN, która zdecydowała, że spotkanie należy rozegrać. Mimo to, kibicowska brać ruszała w trasę w niepewności. Działo się tak, bowiem sędzia główny zawodów mógł podjąć jeszcze decyzję o odwołaniu spotkania. Tak więc główna grupa legionistów zebrała się przed ósmą pod stadionem i stąd kilkoma autokarami ruszyła w kierunku Kielc. Niestety po drodze miał miejsce groźny wypadek, w którym uczestniczył jeden z kibiców naszego klubu. Z naszych informacji wynika, że osoba ta jest mocno poturbowana, ale jej życiu nic nie zagraża...
Sam przejazd był spokojny. Autokary podjechały pod sektor gości, gdy mecz się rozpoczynał. Tak więc pierwsze minuty gry widziało tylko kilkudziesięciu fanów. Gospodarze zajęli praktycznie tylko miejsca na trybunie otwartej, gdzie zebrało się ich niecałe 3000. Na płocie wywiesili 4 flagi (w tym "Jędrzejów") i przez cały mecz dopingowali swoich graczy. My także nie pozostawaliśmy w kwestii dopingu w tyle. W końcu był to pierwszy mecz wyjazdowy w tej rundzie. "Jesteśmy zawsze tam..." - w ten sposób rozpoczęliśmy nasz wyjazdowy repertuar. Gospodarze nie pozostawali dłużni. Śpiewali przez cały czas, choć ich repertuar był raczej ubogi. Przyznać jednak trzeba, że to my jako pierwsi wyzywaliśmy rywali i ich przyjaciół. "Polonia jest tylko w Kielcach" - w ten sposób legioniści podsumowali swoich lokalnych rywali, którym łatwiej pojawić się na meczu przyjaciół z Kielc, niż na spotkaniu własnej drużyny. Niestety nasi piłkarze tego dnia nie prezentowali się nadzwyczajnie. Co więcej - grali słabo. Mimo to, po pierwszej połowie, kiedy Korona osiągnęła jednobramkową przewagę, nikt nie myślał o tym, że będzie to nasz ostatni pucharowy mecz w tym sezonie... W przerwie nie było kolejek do cateringu, bowiem takowy nie został przygotowany dla kibiców gości. Teraz na spokojnie można się jednak zastanawiać, czy pomysł ten nie wyszedł gospodarzom na dobre. Po przerwie niestety fani z Warszawy zachowywali się poniżej pewnego poziomu. Najpierw rozmontowana została siatka, dzieląca nas od kilkudziesięciometrowej przestrzeni, która... dzieliła nas od kolejnej siatki, która znajdowała się przy samym boisku. Czyn to mało bohaterski, a jednak przysporzył nam później trochę kłopotów. Zarówno dziurami w siatce, jak i płonącymi na płocie szalami Korony zainteresowała się ochrona. Panowie w żółtych kamizelkach gaśnicami próbowali "zaatakować" płonące szaliki. Nie ma co ukrywać, że działania ochrony były zbędne. Niepotrzebne były jednak ostre reakcje kibiców, którzy chwilę później rozpoczęli powietrzne ataki na ochronę i policję. Właściwie wszystko co znajdowało się w zasięgu wzroku leciało w kierunku panów z tarczami. Szturm nie ustał nawet po kilku seriach. Wtedy pojawiły się pierwsze nieśmiałe głosy, że naszym zachowaniem zainteresuje się Wydział Dyscypliny PZPN. W tym akurat przypadku nic nas zdziwić nie może... wszystko załatwiliśmy sobie sami. Niestety.
Kibicowsko Korona prezentowała się nieźle. Oprócz dopingu zaprezentowała choreografię "Korony sobie wydrzeć nie damy, z miłości do niej wracamy!". My w drugiej połowie skupiliśmy się niestety głównie na "rzutach" w ochronę i policję. Za mało było śpiewów, które wraz z pogarszającym się wynikiem wychodziły nam coraz... lepiej. Szkoda, że bardziej niż doping dla naszych piłkarzy, interesowało wszystkich, który z ochroniarzy zostanie trafiony kamieniem. Mało to imponująca zabawa. Jeszcze mniej zabawnej nawet nie będziemy przytaczać, bo zniżać się do pewnego poziomu nie zamierzamy. Doping w dogrywce dla naszej drużyny nie pomógł jednak legionistom. Trzecia bramka dla kielczan trochę musiała zdziwić pewnych siebie warszawiaków, którzy jechali do Kielc z przeświadczeniem pewnego awansu do półfinału PP. Niestety, Kiełbasa i spółka pokazali piłkarzom grającym z eLką na piersi ich miejsce w szeregu. Nie pomogły nam nawet drażniące teksty w kierunku gospodarzy. Ci przecież cały czas zmagają się z fanami - rasistami. Sprowokowaniu Korony służyły m.in. teksty "Żółto-czerwona, a czasem czarna Korona", czy też "Biała korona na głowie Choto Dicksona". Niestety nam nic to nie dało. Nie dość, że w kiepskim stylu przegraliśmy, to i w słabych nastrojach opuszczaliśmy trybuny. Zachowaniem poniżej pewnego poziomu można nazwać to co działo się tego dnia w klatce gości przy ul. Szczepaniaka. Oby takie zachowanie już więcej nie miało miejsca. Pamiętajmy, że sami będziemy musieli płacić za wyrządzone przez nas szkody. Czy sankcje, które zostały wyciągnięte po ostatniej wizycie w Płocku (SKLW pokryło straty finansowe, a kibice Legii zostali ukarani zakazem wyjazdowym przez PZPN) niczego nas nie nauczyły? Niestety, wygląda na to, że nie.
Po meczu czekaliśmy ponad godzinę na wyjście ze stadionu. Później ruszyliśmy w kierunku stolicy. Głównym tematem rozmów było to, czy w sobotę będziemy mieli okazję obejrzeć Legię w Grodzisku (bynajmniej nie na ekranie Multikina). Tego jeszcze nie wiedzieliśmy. Na pewno zwolnił się termin meczów 1/2 finału PP, który zapewne każdy z nas już wpisał do kalendarza...
Frekwencja: 3500
Kibiców gości: 500
Flagi gości: 13
Autor: Bodziach