|
Wodzisław - Sobota, 25 marca 2006, godz. 16:00 Ekstraklasa - 21. kolejka |
|
Odra Wodzisław
|
1 (1) |
|
Legia Warszawa
- 18' Kucharski
- 90+1' Burkhardt
| 2 (1) |
Sędzia: Artur Szydłowski (Kraków) Widzów: 3000 Pełen raport |
|
Już dawno tak licznie legioniści nie stawili się na wyjeździe w Wodzisławiu |
Kibicowski dzienniczek
Mecze Legii w Wodzisławiu nigdy nie cieszyły się zbyt dużym zainteresowaniem wśród legionistów. Był nawet przypadek, że w sektorze gości zebrało się nas mniej niż 100 (PP), co dla takiej ekipy jak Legia powodem do dumy być nie może. Wyjazd do przygranicznego miasteczka tym razem próbowano utrudnić nam na różne sposoby. M.in. kibice udający się na mecz musieli w klubie zostawić swoje dane osobiste oraz informacje na temat trasy przejazdu oraz środka transportu. Całe szczęście nie sprawdzano książeczek zdrowia, bo być może brak szczepień przeciwko grypie, byłby powodem do zatrzymania niejednego kibica. W cywilizowanym kraju, a za taki chcemy uchodzić, dochodzi niestety do chorych sytuacji, których wstydziliby się nawet na Białorusi. Nie zdziwimy się wcale, jeśli niebawem każdy kibic wyjazdowicz będzie musiał zaopatrzyć się w dzienniczek.
Stowarzyszenie Kibiców po raz kolejny organizowało autokarowy wyjazd do Wodzisławia. Specjalnym busem na mecz podróżowali również niepełnosprawni kibice. Spora grupa w trasę ruszyła także prywatnym transportem. Oczywiście po wcześniejszym poinformowaniu kogo trzeba o owym środku. Jaki sens ma ta cała procedura, gdy nikt nie jest w stanie "wyciągnąć" od fanów prawdziwych informacji? Na trasie bowiem nie mijaliśmy żadnego trabanta, a taką "formułę" zgłosiło do podróży kilka osób. Cały ten cyrk najdotkliwiej odczuli kibice z różnych fan-clubów. Część z nich odpuściła sobie wyjazd. A szkoda, bo wejście na sektor gości nie było tego dnia problemem. Wszyscy chętni bez kłopotu zasiedli w sektorze za bramką, przed którym znajdowała się pokaźna góra śniegu.
Przyjazd Legii, w wielu miastach, odbierany jest jako święto narodowe. Tym razem w Wodzisławiu jakby wszyscy zapomnieli o uroczystościach, bowiem zainteresowanie spotkaniem było co najmniej nikłe. Jeszcze na 20 minut przed meczem trybuny stadionu MKSu świeciły pustkami. Ostatecznie zgromadziło się na nich ok. 3000 widzów, w tym prawie półtysięczna grupa legionistów. Wraz z nami w sektorze zasiedli przyjaciele z Sosnowca. Płot przyozdobiony został kilkunastoma flagami, ale na pozostałe po prostu zabrakło miejsca. Nasze oflagowanie było dużo bardziej efektowne, w porównaniu z "płótnami" Odry.
Przed rozpoczęciem meczu cały stadion minutą ciszy uczcił pamięć ofiar pamiętnej tragedii na Górnym Śląsku. Choć temperatura tego dnia nie była jakoś szczególnie dokuczliwa, to siąpiący deszcz nie uprzyjemniał nam życia. Mimo tego nikt nie zamierzał oszczędzać gardła. Szczególnie, gdy na swoje miejsce wszedł "Staruch", który poprowadził naprawdę niezły doping. Miejscowi praktycznie nie zagościli w naszym repertuarze, choć nasza obecność wyjątkowo ich denerwowała, co wielokrotnie podkreślali bluzgając na Legię. Zanim ktokolwiek się zorientował, że mecz już trwa... było 1-0 dla Odry. Zapowiadający przed meczem "słodką zemstę na Legii" Chmiest dotrzymał słowa. Potrzebował zaledwie 34 sekund, aby ośmieszyć naszą obronę. Stracony gol jeszcze bardziej zmobilizował nas do dopingu. W końcu walczymy o mistrzostwo i nie możemy tracić punktów na takim terenie. Po kilkunastu minutach udało się! Kucharski doprowadził do wyrównania, a w naszym sektorze zrobiło się w końcu wesoło. W pierwszej połowie zdecydowanie najlepiej wyszedł nam kilkuminutowy śpiew "Legia gol alle alle". Nie poskutkowały niestety nasze czary przy rzucie karnym. Na kolejną bramkę musieliśmy czekać cierpliwie, ale też i długo...
W przerwie fani żartowali, że pewien pan z listą sprawdza właście obecność na trybunach. Co ciekawe, o ile w przypadku zajęć szkolnych często bywa tak, że frekwencja nie dopisuje, w naszym przypadku "obecnych" było więcej, niż owa lista przewidywała. Tak więc niepotrzebne byłyby usprawiedliwienia w kibicowskich dzienniczkach. No, chyba że ktoś bez pozwolenia zmienił trasę podróży.
Przerwę wykorzystali również kibice Legii ze Squadronu, którzy przygotowali na ten mecz oprawę. Dzięki nim zaprezentowaliśmy "szaliczki" w barwach, folie aluminiowe wraz z szarfami oraz na koniec sektorówkę "90 lat" i jubileuszowy transparent. Gospodarze w temacie oprawy popisali się mało skomplikowaną kartoniadą. Poza tym prowadzili doping, który był zupełnie niesłyszalny w naszym sektorze. Bardziej donośne były bluzgi z sektora przy krytej, na które raz odpowiedzieliśmy krótko i zwięźle: "Przyszliście chamy, dlatego że my tu gramy!". Nasze wokalne popisy zdominowały stadion Odry. Udało się to dzięki mobilizacji naszego wodzireja, który w drugiej połowie prawie stracił głos. "Legia, Legia Warszawa" i inne pieśni sławiące Legię słychać było na pewno w okolicach obiektu przy Bogumińskiej. Niestety, piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do bramki gospodarzy, a gdy już udało się to w 90 minucie... sędzia odgwizdał przewinienie jednego z naszych piłkarzy. Nikt nie tracił jednak nadziei. Słychać to było szczególnie mocno, gdy sędzia techniczny pokazał tablicę z liczbą "4", która oznaczała 240 sekund na zmianę niekorzystnego rezultatu. Nikt z nas nie milczał! Część osób o słabych nerwach nawet odwróciła się od boiska i głośnym śpiewem wspierała Legię. Skutecznie, jak się okazało! Piękny strzał "Burinho" wywołał eksplozję radości w sektorze za bramką!!! Ach, cóż to była za radość. Wszyscy padli sobie w ramiona i zaczęli skandować "Mistrz, mistrz, Legia mistrz!". Inni pytali nieobecnego pana Kuleszę, kto będzie mistrzem. Oj działo się, działo. Nie po raz pierwszy w tym roku nasi piłkarze wystawiają nasze nerwy na próbę. Nie mamy nic przeciwko, aby za każdym razem radować się w ten właśnie sposób - nawet w ostatniej minucie.
Po meczu piłkarze równie mocno cieszyli się ze zwycięstwa. Najpierw odtańczyli na środku boiska taniec radości (tym razem nie była to samba), a następnie podeszli podziękować kibicom za wsparcie. Przybijanie piątek i wspólne śpiewy odbywały się już w strugach ulewnego deszczu, który rozpadał się na dobre wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego. W drodze powrotnej większość z nas zatrzymała się choć na chwilę w Sosnowcu. Dla jednych postój trwał krócej, inni zostali na kolejny dzień, aby już w niedzielę wraz z przyjaciółmi udać się do Chorzowa.
Frekwencja: 3000
Kibiców gości: 500
Flagi gości: 14
Doping gospodarzy: 4
Doping Legii: 8
Autor: Bodziach