Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 22 kwietnia 2006, godz. 20:30
Ekstraklasa - 26. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 63' Roger
1 (0)
Herb Zagłębie Lubin Zagłębie Lubin
    0 (0)

    Sędzia: Piotr Siedlecki (Szczecin)
    Widzów: 12000
    Pełen raport
    Bilżej, coraz blizej...

    Warszawa, Warszawa...

    Wspaniała forma piłkarzy Legii przyciąga na trybuny komplet kibiców nie tylko przy okazji meczów ze znanymi drużynami. Tak było przy okazji meczu z Zagłębiem. Tym razem bilety na Krytą i Żyletę skończyły się ok. godziny 15 i do wyboru były jedynie wejściówki na łuk. Do ich nabycia potrzebna była jednak Karta Kibica, a jej brak skutecznie uniemożliwił obejrzenie meczu wielu osobom. Właściwie tylko ten sektor nie zapełnił się do ostatniego miejsca.
    Przed meczem do Galerii Sław trafił szkoleniowiec reprezentacji Polski oraz ten, który doprowadził Legię do ćwierćfinału Ligi Mistrzów - Paweł Janas. "Janosik" zapytany przed meczem przez Hadaja, kto wygra dzisiejsze spotkanie, starał się odpowiedzieć bardzo kurtuazyjnie, tak aby nikt z Lubina nie mógł mu zarzucić "stronniczości". My jednak wiedzieliśmy swoje - ten mecz musi wygrać Legia. Doborowy wynik w Kielcach, gdzie Wisła straciła punkty, pozwalał nam odjechać krakusom już na siedem punktów. Przed meczem fani spekulowali... kiedy to będziemy mogli świętować mistrza. "W Zabrzu! Nie! Po meczu z Amicą!" - kłócili się warszawiacy. Wcześniej jednak czekał nas mecz z Zagłębiem, które wiadomo było, że postawi nam trudne warunki.

    Do Warszawy przyjechało prawie stu kibiców z Lubina, a swoją obecność zaakcentowali trzema płótnami na płocie. Właściwie, gdyby nie one, możnaby nie zorientować się, że przyjezdni są obecni na trybunach. Śpiewali niewiele i jakoś tak bez przekonania. Inna sprawa, że przez nasz ekstra doping trudno byłoby się przebić każdej ekipie. Przed spotkaniem odśpiewaliśmy "Sen o Warszawie" - tym razem ponownie w tradycyjnej wersji. No i rozpoczął się mecz, a wraz z nim donośny doping dla Legii. Pod tym względem było naprawdę fantastycznie. Nie dość, że obyło się bez wrzutów na przyjezdnych, to poziom decybeli był bez dwóch zdań najwyższy w tej rundzie. Ależ się działo! Kryta idealnie współpracowała z "Żyletą", a owocem tej współpracy były wspólne, kilkuminutowe śpiewy po przerwie. Nie zabrakło pozdrowień dla "ulubieńca" warszawskiej publiczności, Mariusza Liberdy, który jednak nie skusił się na mały choćby taniec przy jednym ze słupków. Oberwało się także piłkarskiej centrali, która nałożyła na nas zakaz wyjazdowy na dwa ostatnie mecze tego sezonu... Właściwie to chyba nikt nie spodziewał się innej decyzji PZPN (a właściwie Ekstraklasy SA) po meczu w Płocku, ale sam system kar stosowany przez krajowych działaczy jest naszym zdaniem mało skuteczny. Mecze są przecież dla kibiców, ale... do kogo ta mowa.
    Przez pierwszą połowę na trybunach trwała prawdziwa fiesta. Piłkarzom nie udało się zdobyć bramki, ale wszyscy wiedzieliśmy, że zła karta musi odwrócić się po przerwie. Tę w końcu urozmaicono nam jakimś konkursem. Kilku szczęśliwców ze środka boiska musiało trafić piłką w światło bramki. Mimo początkowych niepowodzeń znalazł się zwycięzca zabawy :) Inną atrakcją, do której już przywykliśmy, był występ cheerleaderek. Po nich na boisko wybiegli piłkarze.

    Nie minęło kilka minut drugiej połowy, a drugą żółtą kartkę ukarany został Moussa Ouattara. "No to Petrescu załatwił nam sędziego" - dało się słyszeć tu i ówdzie. Osłabienie Legii podziałało na kibiców bardzo mobilizująco. Cały stadion wstał z miejsc i już do samego końca ryczał na maksa! "Ole ole, ole ola i tylko Legia, Legia Warszawa" - po tej piosence wszystkich musiały przejść ciarki. W końcu śpiewamy na miarę naszych możliwości! Staruch jednak nakręcał wszystkich, aby dali z siebie jeszcze więcej. I udało się! To co zaprezentowaliśmy w drugiej połowie może świadczyć o tym, że Legia nawet w dziesiątkę i z sędzią gwiżdżącym przeciwko nam, gra w przewadze jednego zawodnika. Warszawska publiczność była wspaniała. To właściwie, nieskromnie mówiąc, dzięki nam udało się zdobyć w 62 minucie bramkę! Cóż się wtedy działo na trybunach. Wyskok z krzesełek niektórzy kończyli kilka rzędów niżej! A nasz koncert trwał w najlepsze!

    "Warszawa..." - ryknęła w pewnym momencie Żyleta. "Warszawa, Warszawa" - odpowiedziała po chwili ze zdwojoną siłą Kryta. "CWKS Legia..." - dialog trwał dalej. "Warszawa, Warszawa" - powtarzała niezmienioną kwestię Kryta! A dialog trwał dobrych kilka minut. Mistrzostwo świata!!! W końcu wszyscy, bez wyjątku zdzierali gardła aż miło. Zagłębie nawet nie próbowało wykorzystać momentów ciszy, gdy głos z jednej trybuny odbijał się od dachu, a fani z drugiej strony stadionu dopiero nabierali powietrza w płuca. Nic dziwnego, pewnie sami byli pod wrażeniem występu warszawskich tifosi. Brak oprawy na tym meczu zdecydowanie nadrobiliśmy dopingiem. A oprawa, i to zapewne niebanalna będzie jeszcze w tym sezonie. Właśnie na ten cel zbiórkę przed meczem przeprowadzili Nieznani Sprawcy i po raz kolejny, dzięki Wam, udało nam się pobić rekord z ostatniej zbiórki.

    Mecz powoli miał się ku końcowi, ale goście naciskali na Legię niemiłosiernie. Niektórzy z kibiców przez pół spotkania stali tyłem do murawy, aby nie oglądać tych groźnych ataków. "Kiedy on wreszcie skończy to spotkanie. Rozumiem drukować. Ale przecież, nie każe im grać pięciu godzin, aż Zagłębie wyrówna" - krzyczeli w amoku kibice, którzy wietrzyli jakiś spisek. Na szczęście, wszystko skończyło się dobrze i "pan Turek" w końcu przeciągłym gwizdkiem oznajmił, że mecz dobiegł końca. Co to dla nas oznaczało, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. "Ole, ole ole ole, we are the champions, we are the champions" - ryczała Żyleta. Oj, już niedługo. Coraz bliżej! Po zakończeniu meczu do wyjścia ruszyli tylko ci, którzy mogli mieć problemy z powrotem do domu. Warto przypomnieć, że meczu kończył się ok. 22:30, a klub tym razem (dlaczego?!) nie zorganizował specjalnych autobusów dla kibiców. Szkoda. Ci jednak, którzy nie musieli pędzić na drugi koniec miasta (lub Polski!) razem z piłkarzami świętowali kolejne już, 9 z rzędu zwycięstwo!
    Przed nami mecz w Kielcach. Cały czas nie wiadomo, czy zostaniemy wpuszczeni na nowy stadion Korony. Niestety, zdobycie biletów na trybuny gospodarzy graniczyć będzie z cudem, więc... pozostaje liczyć na zmianę decyzji przez PZPN.

    Frekwencja: 12000
    Kibiców gości: 90
    Flagi gości: 3

    Doping Legii: 9
    Doping Zagłębia: 3

    Autor: Bodziach