Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Zabrze - Środa, 10 maja 2006, godz. 18:00
Ekstraklasa - 29. kolejka
Herb Górnik Zabrze Górnik Zabrze
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 14' Włodarczyk
    1 (1)

    Sędzia: Arkadiusz Pruś (USA)
    Widzów: 18000
    Pełen raport
    1200 fanów Legii świętowało w Zabrzu tytuł mistrzowski

    Mistrzowski wyjazd!

    Noc ze środy na czwartek była dla wielu legionistów bardzo długa. Po czterech latach na tron wróciła nasza ukochana drużyna i wierzymy, że nasza królowa już nigdy nie abdykuje! Legioniści balowali na parkingu zabrzańskiego Górnika, gdzie szampan lał się strumieniami. Także na całej trasie katowickiej wszystkie otwarte knajpy opanowane były przez warszawską brać, która bawiła się w najlepsze. Konkretny melanż miał oczywiście miejsce w Sosnowcu, gdzie Zagłębie ugościło warszawiaków. Ci, którzy na mecz jechać nie mogli, fetowali mistrza na Starówce. A już niebawem wrócimy pod Kolumnę Zygmunta (z piłkarzami, czy bez) i będziemy radować się w większym gronie z dziewiątego mistrzostwa dla naszego klubu!

    Dzięki staraniom SKLW do Zabrza mogli pojechać fani Legii, którym zawieszono karę zakazu wyjazdowego. Udało się wynegocjować 750 biletów i te rozeszły się bardzo szybko. Niemal pewne było, że w drogę ruszy nas więcej, bo któż nie chciałby obejrzeć zdobycia MP przez swój klub na żywo. Abyśmy mogli ruszyć na mistrzowski wyjazd trzeba było wziąć w pracy dzień wolny, bądź urwać się z zajęć szkolnych. Autokary SKLW wyjechały po 10 spod Łazienkowskiej. Chyba wszystkim przyświecały słowa jednej z hip-hopowych piosenek "Przygotuj się na mistrzowski melanż...". Płyny rozweselające były spożywane w zawrotnych ilościach, a toastów nikt nie zliczy. Wiadmo, wszyscy pili za mistrza, którego wieczorem przyklepać mieli piłkarze. Nie brakowało żartów z rumuńskiego trenera spod Wawelu. Zastanawiano się co mądrego tym razem wymyśli Petrescu. Po meczu już wiemy. Strzał Górnika w poprzeczkę bramki "Fabiana" będzie wystarczającym powodem do zmierzenia wysokości, na jakiej znajduje się poprzeczka i czy przypadkiem bramka nie została podkopana przez legionistów.

    Ale najpierw trzeba było do Zabrza dotrzeć. Podróż ekipie samochodowo-autokarowej utrudniały korki. Część wybrała więc trasę niekoniecznie najkrótszą, ale z pewnością mniej zatłoczoną. Kibice podróżujący pociągiem mieli zbiórkę w Sosnowcu, skąd w dwóch turach jechali do miejsca docelowego. Wokół stadionu, jeszcze do niedawna noszącego imię Adolfa Hitlera, spacerowały tłumy Górników. Nie pamiętamy już tak ogromnego zainteresowania meczami Górnika z Legią. Powodem zwiększonej frekwencji były niskie ceny biletów - 5zł, które skusiły zabrzan do wybrania się na stadion, zamiast innych form rozrywki. A tych w okolicach stadionu nie brakuje, patrząc choćby na same Night Cluby ;) Miejscowi interesowali się kawalkadą warszawskich samochodów, busów i autokarów. W końcu udało nam się wjechać na parking dla gości, a stąd udaliśmy się na nasz sektor.

    Wypełniony po brzegi stadion w Zabrzu robił znacznie lepsze wrażenie od tego jakim go zapamiętaliśmy po ostatnich naszych wizytach. Tylko zegar... jak nie działał, tak nie działa. W sektorze gości powoli schodziła się wiara. Widać było, że niektórzy mają problem z utrzymaniem równowagi, co mogło negatywnie wpłynąć na jakość dopingu. Mogliśmy również skorzystać z cateringu, w którym serwowano kiełbaski i colę.
    Przed spotkaniem zgodnie z tradycją przemaszerowała po bieżni wokół stadionu śląska orkiestra. Fani Górnika tymczasem pozdrawiali nas najbardziej ulubioną zabrską pieśnią, zaczynającą się od słów "Legia to stara". Przyzwyczajeni do tego, że wszędzie nasz klub wzbudza olbrzymie emocje i nikomu nie jest obojętny, nie reagujemy na hasła gospodarzy. Co więcej, skandujemy hasło "Pierwsza liga dla Górnika", na co zabrzanie odpowiadają "Górniczek nigdy nie spadnie". Od momentu pojawienia się na płocie "Starucha" nasz doping ruszył z kopyta. Niestety, jak można się było spodziewać, ładna pogoda, w połączeniu ze zmęczonymi twarzami legionistów nie nastrajała do przesadnego wysiłku wokalnego. Jedni dawali z siebie maksa, inni tylko statystowali. Co prawda parę razy głośniej ryknęliśmy "Jesteśmy zawsze tam", czy piosenkę której zabraknąć po prostu nie mogło - "Przeżyj to sam...". W temacie dopingu nieźle radzili sobie gospodarze, ale ich repertuar zawierał wiele pieśni skierowanych do nas. Zbyt wiele. Co jakiś czas do dopingu zachęcał wszystkich jeden ze spikerów (?), dla którego być może był to debiut. Przyznać trzeba, że chłopak zupełnie nie radził sobie ze stresem, a zamiast żywiołowości był raczej flegmatyczny. Szkoda, że Górnik nie znalazł bardziej utalentowanej osoby na jego miejsce, bo wspomniany gość bardziej nadawałby się do specjalnego wydania programu "Od przedszkola do Żabola".

    Już po piętnastu minutach cały nasz sektor, w którym zebrało się 1200 przyjezdnych, wyskoczył do góry z radości! Piotrek Włodarczyk trafił do bramki, tej najbliżej naszego sektora i w tym momencie Legia miała już mistrzostwo Polski. A po chwili nasz sektor obiegła informacja, że w Krakowie Petrescu Super Team przegrywa 0-1. Nasza radość byłaby jeszcze większa, gdyby choć jedną z wielu wyśmienitych okazji, wykorzystał jeszcze jakiś legionista. Niestety, do przerwy prowadziliśmy zaledwie 1-0 i wiadomo było, że emocje będą do końca. Na emocje byliśmy przygotowani, ale na taki horror?! Po zmianie stron piłkarze chyba dodatkowo zamienili się koszulkami, bo od tej pory gracze w białych trykotach murowali dostęp do własnej bramki. A czynili to w taki sposób, że gdyby nie "Fabian" to byłoby po mistrzu.
    Fani Górnika dosyć szybko (i niepotrzebnie) stracili wiarę w korzystny rezultat intonując pieśń "Czy wygrywasz, czy nie". Zazwyczaj śpiewa się ją, gdy jest już pozamiatane ;) Pod względem oprawy trójkolorowi zaprezentowali szarfy w barwach oraz transpatenty. Najdłuższy z nich nadawałby się wręcz do interpretacji na maturze z polskiego "Wiara czyni cuda! Pokonuje przeciwności! Nie ma takiej możliwości, by zabrakło nas w przyszłości". Z drugiej strony, z sektora gości parę razy śpiewano hasła poddające w wątpliwość znajomość języka ojczystego przez Ślązaków. Było też racowisko wzdłuż boiska, gdy mecz miał się już ku końcowi. Jedna z odpalonych rac wylądowała w naszym sektorze i po chwili wróciła do adresatów. Górnik zawahał się, czy ruszać w kierunku sektora gości i wykorzystali to policjanci, zaganiając ich na trybuny. Mecz nie interesował już tej części trybun. Jedynie w sektorze gości widać było setki osób z dłońmi złożonymi do modlitwy.

    W końcu sędzia (najlepszy ziomek J. Zielińskiego, jakby ktoś miał wątpliwości) zakończył mecz. Wszyscy padali sobie w ramiona. Otwarte zostały w końcu przyniesione z samochodów szampany, których piana lądowała na głowach i ubraniach kolegów po szalu. Kibice Górnika tymczasem wbiegli na murawę - część pobiegła do swoich zawodników, inni nie mogli powstrzymać się od pobluzgania z bliska zawodnikom Mistrza Polski, inni natomiast rozpoczęli demontaż band reklamowych i z takim arsenałem planowali udać się z "gratulacjami" do fanów Legii. Na drodze zabrzan stanęła policja - zarówno oddział "kasków", jak i polewaczka. Co ciekawe, ta ostatnia rozpoczęła "salwy" w kierunku... spokojnych kibiców z Warszawy. Strumienie wody powalały na ziemię zaskoczonych z takiego obrotu sprawy kibiców. Gaz nadużywany przez mundurowych jeszcze długo po meczu unosił się na trybunach. Spiker apelował do kibiców o rozejście się, ale jego słowa trafiały w próżnię. Wszyscy twardo stali na swoich miejscach, a sąsiadujący z nami sektor zapragnął uprzyjemnić nam życie rzucając kamieniami. Później jedni się cieszyli z mistrza, a inni rzucali w lejącą polewaczkę. Szkoda, że w takich okolicznościach kończył się ten mecz, który przecież pamiętać będziemy latami. Może nie ze względu na postawę piłkarzy, ale to co działo się ok. 40 minut po meczu!

    Niektórzy zamierzali już opuścić sektor, ale droga ewakuacyjna została odcięta. Czekaliśmy więc, licząc że swoją obecnością nagrodzą nasze poświęcenie piłkarze. Tak się stało. Gdy w tunelu pojawili się świeżo upieczeni mistrzowie kraju, warszawiacy i sosnowiczanie szybciutko przeskoczyli płot i popędzili ku swoim ulubieńcom, aby pogratulować im zdystansowania krakowskiej Wisły. Początkowo policja zupełnie nie reagowała, na wesołą grupę tysiąca fanów skaczących po murawie i podrzucających do góry Rogera i kolegów. Niestety, później któryś z policjantów musiał się wykazać i w kierunku świętującego tłumu, w którym znajdowali się także piłkarze puszczono gaz, a po chwili w ruch poszły i pałki. Po kilkunastu minutach zostaliśmy zepchnięci ponownie do naszego sektora, gdzie spędziliśmy jeszcze ponad pół godziny.
    Gdy w końcu mogliśmy się dostać do naszych pojazdów, w ruch poszły wszystkie możliwe środki rozweselające. Lał się szampan i inne trunki. Jeden wielki melanż rozpoczął się wokół setek pojazdów! Zabawa trwała w najlepsze. Dopiero po dłuższym czasie, ktoś bardziej przytomny dał znak, że ruszamy w drogę. Autokary czekały jeszcze na osoby, które trafiły do szpitala. Większość ruszyła prosto do Sosnowca, gdzie na Patelni i w sosnowieckich knajpach trwały balety do samego rana. Okoliczne sklepy miały złoty dzień. Także na trasie opanowane zostały knajpy, gdzie legioniści świętowali mistrzostwo. To samo uczynili kibice, którzy zostali w Warszawie - oni radowali się z majstra na Starówce, a później pod stadionem, czekając na przyjazd drużyny.

    W sobotę mecz z Wisłą. Będzie on właściwie spotkaniem o pietruszkę i Dariusz Wdowczyk mógłby wystawić w nim rezerwy. Piłkarze podejdą jednak do niego zmobilizowani i zagrają na całego, aby po raz kolejny przekonać Petrescu kto jest lepszy. Prawdopodobnie mecz ten odbędzie się bez udziału kibiców przyjezdnych. A po meczu... na Starówkę. Miejmy nadzieję, że działacze pozwolą jednak pobawić się zawodnikom razem z nami, zamiast na siłę ciągać ich po drętwych bankietach.

    Frekwencja: 16000
    Kibiców gości: 1200
    Flagi gości: 13

    Doping Górnika: 8
    Doping Legii: 6

    Autor: Bodziach