|
Warszawa - Czwartek, 14 września 2006, godz. 17:30 Liga Europy - 1. runda |
|
Legia Warszawa
|
1 (1) |
|
Austria Wiedeń
| 1 (1) |
Sędzia: Damir Skomina Widzów: 8854 Pełen raport |
|
Nieznani Sprawcy na mecz z Austrią przygotowali bardzo efektowną oprawę. Można się tylko domyślać co by było, gdyby do tego mogli użyć pirotechniki... - fot. Mishka |
Dość tej żenady!
Puchar UEFA. Rywal dobrze znany. Przed dwoma laty mierzyliśmy się z Austrią Wiedeń i przed meczami wiedzieliśmy jedno - rywal do przejścia. Teraz Austria jest w dołku. Prawie jak Legia. Austria zajmuje jednak ostatnie miejsce w lidze i zapomniała zupełnie jak smakuje zwycięstwo. Niestety... dziś była blisko przypomnienia sobie jego smaku. Nasz zespół po raz kolejny zagrał tragicznie, a po meczu piłkarze cieszyli się wraz z kibicami. Czy aby wszystko jest na swoim miejscu?
Frekwencja na meczu z Austrią dopisała. Na Łazienkowskiej zjawiło się wiele osób - prawie 9 tysięcy fanów, którzy mimo niepowodzeń w lidze, w europejskich pucharach, dalej wierzą że będzie lepiej. A nawet jak nie wierzą... to są z Legią na dobre i na złe. Będą tu zawsze, czy będziemy remisować z Austrią Wiedeń, czy ze Stalą Sanok. To nasz obowiązek. To nasza duma i sława! Dlatego kiedy gra Legia, nawet o tak chorej godzinie jak dzisiaj, zjawiamy się na stadionie, by wspierać ją od początku do końca. Jedno czego nie jestem w stanie pojąć, to uszczypliwych docinek w czasie gry pod adresem niektórych piłkarzy oraz... braw dla graczy po meczu - choćby takim jak dzisiejszy. Jestem zdania, że przez 90 minut powinniśmy dawać z siebie wszystko! Uwagi do grajków zachować dla siebie. A po meczu, na przykład takim jak ten, wyrazić swoje zdanie na temat poziomu ich gry. To była ambitna gra? To było wszystko na co Was stać? Jeśli tak, to nie jesteście godni by biegać w koszulkach z eLką na piersi. Jeśli nie, to nie pajacujcie, tylko weźcie się w garść, przestańcie pić, bo takiej żałosnej gry mamy dosyć!
Wróćmy jednak do tego co działo się na trybunach, bo o tym ma traktować ten tekst. Dobra frekwencja z naszej strony nie przełożyła się na dobry doping. Z pewnością nie pomogła nam awaria nagłośnienia trybuny odkrytej. Mimo podwójnych wysiłków S., Żyleta tylko momentami pokazywała na co ją naprawdę stać. Jeszcze gorzej było z Krytą, która niezbyt się wysilała. Młyn jak zwykle dawał z siebie wszystko, ale boczne sektory już nie zawsze włączały się do śpiewu. Szkoda, bo lepiej mogliśmy pokazać się przed grupą przyjezdnych. Austriacy przed dwoma laty zawitali do nas w dwie setki. Tym razem było ich mniej. Na płocie wywiesili 15 płócien, które jednak wrażenia nie zrobią nawet na Jedności Żabieniec. Ogólnie rzadko zwracaliśmy na nich uwagę, ale staropolskiego przywitania polegającego na napaleniu w piecu i nakarmieniu psa, zabraknąć nie mogło. To zestaw obowiązkowy.
Przyjezdni śpiewali przez cały mecz, walili też w bęben, tak że w tle co jakiś czas było ich słychać. Jak na swoją liczbę, jakościowo pokazali się nieźle. Machali również trzema flagami na kijach. Kibicowsko - nie ta liga co Legia... niestety piłkarsko wcale nie gorsza. To bowiem kibice pod zegarem jako pierwsi mogli się radować ze strzelonej bramki.
Legioniści przygotowali tego dnia oprawę, która prezentowała się bardzo przyzwoicie. Nad głowami kibiców pojawiła się sektorówka z orłem, czyli naszym godłem państwowym, którego szpony trzymały eLkę w kółeczku i nazwę naszego klubu. Bardzo staranne wykonanie i świetny efekt. Przed meczem NS zbierali fundusze na przygotowanie opraw na nadchodzące mecze - z Koroną (o ile pojedziemy), rewanż z Austrią i spotkanie z Wisłą Kraków. Oby w tych meczach doping stał na lepszym poziomie, bo niestety dzisiaj, poza kilkuminutowymi wyjątkami było słabo. Fajnie wychodziło, gdy obie trybuny śpiewały "Warszawę", "Gooooool..... hej Legia gooool". Niestety trwało to zbyt krótko. Przyzwyczailiśmy wszystkich, że stać nas na więcej. W końcu jesteśmy najlepsi! Trzeba to pokazać na najbliższych meczach.
Piłkarze Legii wyrównali przed przerwą. Chwilowa radość w naszych szeregach, ale bez rewelacji. Doping faktycznie chwilowo wzmógł się. Chwilę później sędzia zarządził 15-minutową przerwę, więc można było odpocząć od futbolu na dosyć niskim poziomie. "Jaki wynik? Dopiero z pracy wyszedłem?" - pytał jeden z kibiców w rozmowie telefonicznej. "Remis, 1-1. Ale jeśli zamierzasz oglądać drugą część spotkania, to lepiej się poucz. Szkoda czasu." - usłyszał od kolegi. Jeśli posłuchał dobrej rady swojego kompana, zapewne nie stracił tyle zdrowia, ile fani zgromadzeni na stadionie! Nowe twarze w składzie Legii, a gra prawie ta sama - tak najkrócej można ująć to co działo się na murawie. Inna sprawa, że dosyć mocno denerwował nas ubrany w żółtą koszulkę gościu z gwizdkiem, który za swoje decyzje po prostu musiał dostać parę euro od jakiegoś zagranicznego fryzjera. Końcowy gwizdek arbitra ze Słowenii ucieszył tylko fanów z Wiednia. Dla nas oznaczał praktycznie pożegnanie się z europejskimi rozgrywkami. "Czyżby wyjazd do Sanoka był ostatnim pucharowym wyjazdem tej jesieni?" - zastanawiali się kibice. Niestety, choć odpowiedzi nie znamy... ale na to sie zanosi. W drugiej połowie na całej trybunie odkrytej powiewały setki flag oraz transparentów na dwóch kijach. To ostatni, również udany element oprawy tego dnia.
Po meczu pod Żyletę podeszli piłkarze, którzy podziękowali kibicom za doping, a ci im za grę. Pytanie nasuwa się jednak takie - za co dziękowali tak naprawdę kibice? Czy za fatalny wynik na własnym boisku, czy może za przedłużenie serii meczów ze straconą bramką? Chyba czas skończyć z pobłażaniem przechodzenia obok meczów, które piłkarzom przytrafia się coraz częściej. W czasie meczu jak najbardziej - jesteśmy z nimi od początku do końca. Ale jak oni mają nas w dupie (grając do dupy), to pokażmy im, że na to się nie godzimy! Dość tej żenady!
P.S. Drodzy działacze, do Sanoka, podobnie jak większość kibiców zamierzam podróżować drezyną przez Singapur, Zimbabwe i Malediwy. Zaraz ruszam. Do zobaczenia!
Frekwencja: 9.000
Kibiców gości: 110
Flagi gości: 15
Doping Legii: 6,5
Doping Austrii: 6,5
Autor: Bodziach