|
Warszawa - Niedziela, 17 września 2006, godz. 19:15 Ekstraklasa - 7. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 4' Élton
- 19' Janczyk
- 51' Roger
- 76' Radović
- 89' Kiełbowicz
|
5 (2) |
|
Wisła Płock
| 0 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro Widzów: 7500 Pełen raport |
|
Nareszcie legioniści zagrali koncetrowo i rozgromili Wisłę Płock! - fot. Mishka |
Nareszcie!
Przełamanie. To słowo pierwsze nasuwa się na myśl po niedzielnym spotkaniu Legii. Wojskowi pokazali, że wciąż pamiętają jak gra się w piłkę i pewnie wygrali 5-0 z Wisłą Płock. Kibice momentami przecierali oczy ze zdumienia, ponieważ tak ambitnie grających legionistów nie widzieliśmy już dawno. Wynik mógł być jeszcze wyższy, ale Edson nie wykorzystał rzutu karnego. W końcu nie można mieć wszystkiego.
Przed meczem trener Dariusz Wdowczyk zdecydował się na kilka roszad w składzie. Na murawie zobaczyliśmy Eltona i Dawida Janczyka. Największym zaskoczeniem był jednak brak Łukasza Fabiańskiego. Jego miejsce między słupkami zajął Jan Mucha. Czyżby Wdowczyk zdecydował się na zmiany, gdyż poczuł presję Stefana Majewskiego i Dariusza Kubickiego, którzy zasiedli na trybunach? Zresztą mniejsza o to. Grunt, że zmiany okazały się trafione. Już w 4. minucie Elton popisał się sztuczką techniczną w polu karnym i było 1-0.
Ale w tym sezonie jednobramkowe prowadzenie Wojskowych to tyle co nic. Już kilka razy legioniści schodzili z boiska pokonani, choć pierwsi strzelili bramkę. Na szczęście tym razem gospodarze postanowili nie wypuszczać z rąk zwycięstwa. Na zegarze dochodziła 19. minuta, gdy stadion eksplodował po raz drugi. Po podaniu Juniora, piłkę do siatki wpakował głową Janczyk. Rozpędzona Legia nie zadowoliła się wynikiem i nadal atakowała. W poczynaniach legionistów wreszcie widać było ambicję. Atakowali wszyscy i bronili wszyscy. Wisła nie zapędzała się jednak zbyt często pod bramkę Legii i Mucha nie musiał udowadniać swego kunsztu.
Po przerwie impet gospodarzy nadal nie słabł. Świetną partię rozgrywał Miroslav Radović, który po kiepskim początku rozkręca się z meczu na mecz. Na lewym skrzydle szalał zaś Roger. Obrońcy Wisły mieli wiec niełatwe zadanie. Nic dziwnego, że dobrze grający Wojskowi szybko podwyższyli na 3-0. W 53. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Roger. Natychmiast pomknął w kierunku narożnika boiska, gdzie wraz z Edsonem odtańczył szaleńczy taniec. Płocczanie chcieli się szybko odgryźć. Na szczęście Mucha wygrał pojedynek sam na sam Paweł Sobczak. A niestrudzona Legia wciąż atakowała. Od 60. minuty miała ułatwione zadanie, gdyż z boiska został usunięty Dariusz Romuzga. Niespełna kwadrans później było już 4-0. Sebastian Szałachowski krótko rozegrał rzut rożny do Radovicia. Ten nie pilnowany przez nikogo, przełożył piłkę z lewej nogi na prawą i strzałem w długi róg pokonał Roberta Gubca. Na Łazienkowskiej zrobiło się bardzo wesoło. Kropkę nad i w 89. minucie postawił Tomasz Kiełbowicz. Znów prawą stroną przedarł się Radović. Serb dośrodkował w pole karne i "Kiełbikowi" pozostało tylko dołożyć nogę. Pogrom 5-0! W doliczonym czasie gry powinna paść szósta bramka, ale Edson zmarnował rzut karny.
Legia po raz kolejny potwierdziła, że jest drużyną pełną paradoksów. Nie sposób chyba znaleźć logicznego wyjaśnienia wahań formy legionistów. Tydzień temu Wojskowi nie potrafili pokonać słabej Arki Gdynia. Dziś nie mieli za to problemów z silniejszą Wisłą Płock. Legia zagrała bardzo ambitnie i nawet prowadząc 5-0 wciąż nacierała na bramkę. Właśnie taką grę chcemy oglądać zawsze. I niech słabsze mecze odejdą do historii. Bo tam ich miejsce.
Autor: Tomek Janus