|
Wiedeń - Czwartek, 28 września 2006, godz. 20:45 Liga Europy - 1. runda |
|
Austria Wiedeń
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Stanislav Sukhina Widzów: 12000 Pełen raport |
|
Ponad 4 tysiące kibiców Legii wierzyło do ostatnej minuty w zwycięstwo.... nie doczekali się - fot. Kamil Marciniak |
W Wiedniu jak u siebie
"Nic dwa razy się nie zdarza..." - mówiła część kibiców Legii gdy okazało się, że w pierwszej rundzie Pucharu UEFA legionistom przyjdzie ponownie zmierzyć się z Austrią Wiedeń. "Znowu zrobimy najazd i powtórzymy wiedeński hit!" - cieszyli się inni i namawiali znajomych, by zostawić na drugim planie obowiązki domowe, pracę, szkołę i w środku tygodnia wyruszyć do oddalonej o 700 kilometrów od Warszawy stolicy Austrii. Tym razem okoliczności meczu różniły się od tych sprzed dwóch lat tym, że pierwsze spotkanie zostało rozegrane na Łazienkowskiej. "Wojskowi" zremisowali je 1-1 i o awansie decydował pojedynek w Wiedniu. Wszyscy żyliśmy nadzieją, że w końcu podopieczni Dariusza Wdowczyka zagrają tak, jak powinni grać mistrzowie Polski.
Austria przysłała do Warszawy 2000 biletów, każdy w cenie 18 euro. Około 1300 z nich znalazło swoich właścicieli - wyglądało więc na to, że w sumie w Wiedniu zamelduje się około 2 tysięcy fanów Legii. W środę w kierunku Cieszyna wyruszały pierwsze autokary, busy i samochody. Zdecydowana większość dotarła na miejsce bez żadnych przygód. Niestety nie wszyscy. Grupa kibiców, która zdecydowała się na podróż pociągiem, na dworcu w Ostrawie została zaatakowana przez około 50-osobową grupę chuliganów Banika...
Już w godzinach południowych pod stadionem Ernsta-Happela stało kilkadziesiąt samochodów na polskich numerach. Kibice zbierali siły przed wieczornym meczem, odpoczywając w pełnym słońcu na zielonej trawie. Fani z Polski opanowali oczywiście centrum Wiednia. Na każdym kroku można było spotkać osoby w legijnych barwach pozdrawiające się "eLką" utworzoną z palców prawej ręki. Kibice chętnie korzystali także z położonego niedaleko ogromnego wesołego miasteczka na Praterze. "Gdzie można kupić te bilety?" - to pytanie często padało z ust przybywających pod stadion. Tak jak dwa lata temu, Austriacy nie czynili nikomu przeszkód w zakupie wejściówki na mecz, bo przecież nasz sektor mógł pomieścić ponad 3600 osób. Gospodarze meczu nawet nie myśleli o spisywaniu nas z imienia, nazwiska czy numeru PESEL. Nie trzeba było pokazywać dokumentu tożsamości - jednym słowem Europa. Im bliżej meczu, tym niepewność i nerwy związane z presją korzystnego wyniku były coraz większe. Nie przeszkadzało to jednak legionistom sączyć złocistego napoju i śpiewać pieśni o najwspanialszym klubie na świecie.
Około godziny 18:30 bramy stadionu zostały otwarte. Fani Legii szybko zaczęli zajmować miejsca na najwyższym piętrze w sektorze F - tym samym, w którym 2 lata temu zasiadło około 3,5 tysiąca osób. Gdy zegar stadionowy informował, że do rozpoczęcia meczu pozostała godzina... sektor gości był już prawie pełny! Wszystkie dostępne płoty zostały przyozdobione flagami Legii. Kilkadziesiąt płócien na górze, z boków i na dole sektora robiło wrażenie... a to dodatkowo spotęgowała Panorama Warszawy, którą fani dzięki pomocy szefa ochrony Jaro rozłożyli pod sektorem - efekt niesamowity! To wszystko było jednak tylko przedsmakiem tego, co dziać się miało później. Gdy piłkarze wyszli na rozgrzewkę, przywitał ich donośny doping: "gramy u siebie, hej Legio gramy u siebie". Choć nic nie wskazywało na to, że pierwszy wyjazd do Wiednia zostanie pobity, stało się to jednak faktem. Na stadionie zameldowało się ponad 4 tysiące kibiców Legii! Nie wszyscy zmieścili się w sektorze F, niektórzy zajęli miejsca po drugiej stronie zegara (sektor A). Na wyjście Nieznani Sprawcy przygotowali efektowną oprawę. Wszyscy kibice wyciągnęli nad głowy folie, które utworzyły szalik barwówkę. "Mistrzem Polski jest Legia", które tradycyjnie powitało zawodników, gospodarze i spiker zawodów starali się zagłuszyć melodią z kasety. Na nic się to jednak zdało - tego dnia siła dopingu Legii była nie do przebicia. Ryk, który niósł się pod stadionowym dachem, to było coś co trudno opisać słowami. Przez pierwsze pół godziny śpiewy nie ściszyły się nawet o pół decybela. "Mały walczyk" miał tego dnia szczególne wiedeńskie wykonanie. Cztery tysiące osób przez kilka dobrych minut tańczyło i klaskało, aż niektórym zabrakło tchu. Nie zapomnieliśmy również o odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy doping obniżył się właśnie o wspomniane wcześniej pół decybela, ale na takim poziomie pozostał aż do końca spotkania. Sędzia zakończył pierwszą połowę... a sektor Legii śpiewał dalej. Piłkarze odpoczywali w szatni... a nasz sektor nadal nie milknął i nikt nie przejmował się tym, że na tablicy świetlnej widniał rezultat 0-0, który nie satysfakcjonował legionistów w końcowym rozrachunku.
Tuż po rozpoczęciu drugiej części gry kibice gospodarzy odpalili czarne świece dymne, z kolei sektor Legii zasnuł biały dym. Niestety jakiś zupełnie nieodpowiedzialny, nie myślący osobnik rzucił świecę przed siebie... prosto na rozłożoną pod sektorem Panoramę Warszawy. Natychmiast kilka osób zbiegło na dół by ratować flagę. Niestety do końca się to nie udało - flaga ma dziury w kilku miejscach. Żeby nie narażać jej na kolejne "atrakcje" ultrasi postanowili ją zwinąć... ale jeszcze przed tym miała miejsce niecodzienna sytuacja. Jeden (słownie: jeden) kibic Austrii dostał się na sektor F i chciał sam "skroić" panoramę... ;) Jak można się było tego spodziewać, akcja zakończyła się totalną klapą. Taka "zabawa" nie spodobała się ochronie obiektu, bo już chwilę później żartowniś musiał opuścić trybuny.
W 65. minucie meczu jedna z nielicznych akcji gospodarzy dała im gola. To ożywiło około 8 tysięcy fanów Austrii, którzy podnieśli się z miejsc i mieli swoje 5 minut. My nie traciliśmy jednak nadziei, choć postawa zawodników po raz kolejny pozostawiała wiele do życzenia. "Nie poddawaj się, ukochana ma, nie poddawaj się Legio Warszawa" - grzmiał nasz sektor. Doping trwał do 97 minuty, bo aż 7 minut doliczył do meczu rosyjski arbiter. Tuż przed końcem zaprezentowaliśmy jeszcze okazjonalną sektorówkę w formie strony tytułowej gazety, a na niej napisy: "die Warshauer Legiafans haben Wien beherrscht. Legia Warshau in der Gruppenphase des UEFA Pokal" (tzn. "kibice Legii opanowali Wiedeń. Legia Warszawa w fazie grupowej Pucharu UEFA"). Dodajmy, że NS mieli problemy z wniesieniem jej na stadion. Policja zarekwirowała płótno, ponieważ widniał na niej nagłówek gazety "der Standard", a sponsorem Austrii jest Kurier ;-) Jednak ostatecznie udało się ją zaprezentować.
Niestety, Legia nie zdołała wyrównać. Z niedowierzaniem, smutkiem i wściekłością kibice przyjęli taki rezultat. Austria tego dnia nie pokazała nic nadzwyczajnego, ale legioniści również nie zagrali nic, co mogłoby rokować dobrze na przyszłość. Piłkarze podeszli pod nasz sektor i podziękowali za doping. Część oddała kibicom swoje koszulki. Do sektora pofatygował się również Dariusz Wdowczyk. Gwizdy mieszały się z brawami.
Z jednej strony nadspodziewanie świetna frekwencja, świetny doping, z drugiej - kolejny fatalny występ piłkarzy, ósma porażka tej jesieni (na 16 spotkań), a w bliskiej perspektywie mecz z silną Wisłą Kraków... Tak naprawdę nie wiadomo czego możemy spodziewać się od strony piłkarskiej. Wiadomo natomiast, że w niedzielę na Łazienkowskiej będzie komplet publiczności i znowu wszyscy ze ślepą wiarą będą wspierali drużynę przez pełne 90 minut. Oby wynik był korzystny...
Autor: Woytek
PS. Specjalne podziękowania dla szefa ochrony sektora Jaro od Nieznanych Sprawców ;-)
Frekwencja: 12.000
Kibiców gości: 4.000
Flagi gości: ok. 40
Doping Austrii: 7
Doping Legii: 9