Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Niedziela, 1 października 2006, godz. 18:30
Ekstraklasa - 9. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 76' Burkhardt
1 (0)
Herb Wisła Kraków Wisła Kraków
  • 48' Brożek
1 (0)

Sędzia: Robert Małek
Widzów: 11500
Pełen raport
Na Łazienkowską po długiej przerwie wróciło piro - fot. Tomek Janus

Przemoknięci

Mimo niekorzystnych wyników naszej drużyny, nie brakowało chętnych do obejrzenia spotkania z Wisłą Kraków. W końcu nasz stadion zapełnił się po brzegi, a dla wszystkich chętnych zabrakło biletów. Nie po raz pierwszy okazuje się, że stadion przy Łazienkowskej jest zdecydowanie za mały. Czy doczekamy się w końcu obiektu z prawdziwego zdarzenia? Przekonamy się dopiero... po wyborach.

Mecze z Wisłą zawsze należały do bardzo interesujących. Tym razem miało być jeszcze ciekawiej, bo wraz z Wisłą przybyć miał jej nowy trener, Dragomir Okuka. Warszawska publiczność nie zapomniała tego, co zrobił dla nas "Drago" i ciepło przywitała tego, który dał nam mistrza w 2002 roku. To jedyna osoba z przeciwnej drużyny, która tego dnia mogła liczyć na oklaski. Pozostali jednogłośnie nazwani zostali "pajacami" za częste symulowanie kontuzji i grę na czas.

Przed meczem niebo nad stolicą było zachmurzone, ale tylko bardziej przewidujący zabrali ze sobą parasole. Jak się później okazało, mieli szczęście. Gdy na rozgrzewce pojawili się piłkarze Białej Gwiazdy, przekonali się od razu, że nie będą mieli lekko tego dnia. Fani Legii zgotowali im bardzo "gorące" przyjęcie. Serdecznie witały ich tylko nieliczne osoby z Krakowa, bowiem sektor gości zapełniał się powoli. Wiślacy dopiero w trakcie meczu zjawili się na trybunach w liczbie nieprzekraczającej pół tysiąca. Co ciekawe, na płocie nie wywiesili żadnej flagi. Mieli natomiast sektorówkę, którą najpierw unieśli nad swoimi głowami, a następnie rozłożyli z boku sektora. Widniał na niej rekin, kojarzony z krakowską ekipą mocnych wrażeń, który wraz ze smokiem szykował się do "spałaszowania" głowy legionisty.

Nieznani Sprawcy przygotowali na to spotkanie oprawę z górnej półki. Tradycyjnie już do jej zaprezentowania wykorzystano baner reklamowy nad trybuną oraz płot oddzielający boisko od "Żylety". Pojawiły się dwa transparenty, po których lewej stronie pojawiły się ognie z piekła rodem wraz z diabłem, a po prawej niebo i... aniołek. Na kartoniadzie, po środku obu transparentów, zaraz po herbem Legii pojawił się chiński znak równowagi. Do tego pojawiła się tak dawno niewidziana u nas pirotechnika. Nareszcie! Bez piro przecież nasze piekło nie wyglądałoby tak realistycznie.
Na trybunach również było gorąco. Od samego początku legioniści prowadzili doping, którego poziom był dobry, jak na niesprzyjające warunki techniczne (brak nagłośnienia) i pogodowe. W czasie pierwszej połowy nad stadionem przeszła burza, jakiej dawno już nie byliśmy świadkami. Niektórzy zaczęli żałować, że nie wybrali się tego dnia na Krytą, inni zaś, nic sobie nie robiąc z niesprzyjającej aury... rozebrali się do pasa. Chociaż lało coraz mocniej i pewnie gdyby nie nowa murawa i system odprowadzania wody, sędzia dawno przerwałby zawody, fani nie ustępowali w dopingu dla swojej drużyny. Z nieba waliły gromy, a huk kolejnych piorunów sprawiał wrażenie, że w okolicy odpalane są kolejne petardy hukowe. "Tam na górze starają się odnieść do naszej oprawy" - zauważył jeden z kibiców przemoknięty do suchej nitki. - Niebo urządza dziś piekło na ziemi - kontynuował. Legijna fantazja nie zna granic, choć faktycznie może coś było na rzeczy.

Na boisku działo się sporo, ale piłka na śliskiej nawierzchni nie chciała wturlać się do bramki. Sędzia Małek, już za samo nazwisko, jest mało lubiany wśród kibiców. Tym razem dał nam kolejne powody do tego, abyśmy zaśpiewali parę nieprzychylnych pieśni pod adresem PZPN i samego arbitra. Schodząc na przerwę Małek został solidnie wygwizdany, choć swój "popis" rozpoczął dopiero po przerwie. Wcześniej jednak przestało padać. "Oj, teraz to dopiero będzie zimno" - mówili kibice, których ubrania wędrowały na płot, gdzie miały schnąć. Kibice Wisły wypełzali zaś spod sektorówki z rekinem, pod którą kryli się przed deszczem. "Ci to dopiero mają... przechlapane. Nie zazdroszczę im." - słychać było głos na odkrytej. Szybko strzelona bramka po przerwie dla gości rozgrzała jednak przemotniętych krakusów, którzy odpalili również dwie race. Być może niezadowolenie warszawskiej publiczności, która zaintonowała "Legia grać k... mać" podziałało mobilizująco na zawodników, bowiem w dalszej części meczu, dawali oni z siebie więcej niż do tej pory.

W końcu udało się! Trochę niespodziewanie Marcin Burkhardt pononał krakowskiego bramkarza i fani z Warszawy mieli powody do radości. Doping był jeszcze głośniejszy, wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Trzeba było tylko strzelić jeszcze jedną bramkę i pokazać Wiśle kto jest lepszy. Ci bowiem trochę kozaczyli... przypominając nam, że nie zagramy już w tym sezonie w europejskich pucharach. Nasza riposta była krótka, ale chyba skuteczna. "Gdzie twoje berło, berło i korona, jest na Łazienkowskiej..." - uciszyło znajdujących się w sektorze pod zegarem krakowian. Uciszyła ich także bramka zdobyta kwadrans przed końcem. Warto dodać, że obie strony nie żałowały sobie "uprzejmości", kilkakrotnie dając wyraz temu, że - delikatnie mówiąc - nie przepadają za sobą. Legioniści także zaznaczyli, że potępiają metody stosowane na krakowskich ulicach, gdzie noże i inne ostre sprzęty są na porządku dziennym. W drugiej połowie miała zostać zaprezentowana kolejna ciekawa choreografia w wykonaniu warszawskich ultrasów... ale na przeszkodzie stanęła pogoda, która popsuła przygotowane elementy oprawy. Wobec tego jedynym uatrakcyjnieniem zawodów było odpalenie kilkunastu rac na środkowym sektorze, pod koniec pierwszej połowy.

Do końca meczu nie brakowało emocji, ale najwięcej pretensji publiczność miała do sędziego Małka, który nie podyktował ewidentnego karnego. Po meczu nasłuchał się trochę na swój temat, a publiczność zasugerowała arbitrowi, aby udał się prosto do "Fryzjera". Nie wróci nam to jednak straconych dwóch punktów. Mimo nie najgorszej gry, kibice byli tym razem mniej pobłażliwi wobec piłkarzy niż dotychczas i tylko częściowo nagrodzili ich oklaskami za grę. Mniej więcej połowa kibiców gwizdała na legionistów, twierdząc, że mogli zagrać lepiej.

Zmarznięci kibice dosyć szybko opuścili trybuny. "Takiej pogody nie pamiętają najstarsi górale" - żartowano. Teraz przed nami dwutygodniowa przerwa, a później wypad do Szczecina. Oby tym razem niebo nas oszczędziło.

Frekwencja: 12.000
Kibiców gości: 500
Flagi gości: 0

Doping Legii: 8
Doping Wisły: 7