Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Płock - Wtorek, 27 lutego 2007, godz. 17:00
Puchar Ligi - Grupa C
Herb Wisła Płock Wisła Płock
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 7' Smoliński
    1 (1)

    Sędzia: Mariusz Żak
    Widzów: 2000
    Pełen raport
    Sektor kibiców Legii podczas meczu w Płocku - fot. Adam Polak

    Kres najazdów?

    Po raz kolejny mieliśmy dowód na to, że rozgrywki Pucharu Ekstraklasy nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem. Podczas gdy pierwsi legioniści zasiadali w sektorze dla przyjezdnych, na stadionie im. Kazimierza Górskiego w Płocku na trybunach było ok. 500 osób. Na szczęście część fanów dotarła na obiekt spóźniona, ale i tak dwutysięczna frekwencja to mizeria.

    Od paru lat wyjazdy Legii do Płocka odbywają się pod hasłem "Inwazji". Tym razem działacze z Płocka postanowili zakończyć miłą współpracę z legionistami i do stolicy wysłano zaledwie 500 wejściówek, czyli połowę zamawianej przez Legię puli. Ostatecznie okazało się, że zainteresowanie meczem, którego termin atrakcyjny z pewnością nie był, i tak było mniejsze. Aby zakupić wejściówki na mecz, fani musieli wyspowiadać się z planowanej trasy przejazdu oraz środka lokomocji. Jaki sens mają tego typu procedury, gdy właściwie ich weryfikacja jest niemożliwa - wiedzą tylko pomysłodawcy. Niestety obowiązek podróżowania za Legią w grupach odstrasza choćby osoby, które zamierzają wybrać się na mecz swojej drużyny w pojedynkę. Na razie pozostaje im jeździć bez biletu, bądź znalezienie kogoś do... grupy.

    Legioniści do Płocka podróżowali samochodami i autokarami. Kilkadziesiąt kilometrów przed miejscem docelowym, kibicami zainteresowała się policja, która zorganizowała tradycyjny już dojazd na stadion na około. Przed wejściem na sektor pierwsza grupa zebrała się ok. godziny 16 i po kontroli biletów i kilkunastominutowym oczekiwaniu, mogła przemaszerować przez błoto na swój sektor. Tu warszawiacy przeżyli pierwszy szok - stadion był niemal zupełnie opustoszały. Nic sobie z tego nie robiąc oznajmili, że są zawsze tam, gdzie Legia gra. Gdy piłkarze wybiegali na murawę przed meczem, nad głowami kibiców trzymane były szale, a z gardeł dochodził głośny śpiew "Mistrzem Polski jest Legia". Dawno w tak skromnym gronie nie znajdowaliśmy się na tym stadionie, ale mimo to nie załamywaliśmy rąk. Do momentu pojawienia się pozostałych fanów z Warszawy, staraliśmy się wspierać piłkarzy pieśnią "Legia gol alle alle". Na tyle skutecznie, że w siódmej minucie objęliśmy prowadzenie! Radość może nie była jakoś specjalnie wyjątkowa, tym bardziej, że mało kto zobaczył gola przez kraty w sektorze, ale początek był niczego sobie.

    W końcu na płot wdrapał się nasz wodzirej, Staruch, i doping ruszył pełną parą. Nie była to może nasza najwyższa wyjazdowa forma, ale momenty mobilizacji były słyszalne. "Sprawmy, aby zatrzęsły się puste krzesełka, po drugiej stronie stadionu" - mobilizował wszystkich S. I faktycznie raz na jakiś czas, było wyraźnie głośniej. Średnia niestety pozostawiała trochę do życzenia, co sami kibice próbowali tłumaczyć "zmęczeniem" oraz rangą spotkania. Bez względu na rodzaj rozgrywek, najbardziej fanatyczni nie milkli ani na moment. Jeździmy przecież na wyjazdy po to, aby wspierać naszą drużynę głośnym dopingiem, a nie liczyć źdźbła trawy na murawie. Tym bardziej, że był to pierwszy od paru miesięcy mecz wyjazdowy naszej drużyny.
    Kibice po raz kolejny dali wyraz temu, że nowe logo, czyli graficzny Bazyliszek, jest przez nas nieakceptowane. "Nowe logo - dla nikogo" - kilka razy w czasie meczu skandowali kibice. Oberwało się również włodarzom klubu. Kibice zwrócili również uwagę na drożejącą benzynę, do czego przyczynia się również sponsor (wciąż aktualny, choć nie wiadomo jak długo) płockiego klubu. Przy okazji warto dwa słowa poświęcić kibicom gospodarzy. Ich młyn nie był tego dnia ani liczny, ani głośny. Naprawdę rzadko dało się słyszeć jakieś okrzyki ze strony wiślaków, choć może pewnym wytłumaczeniem jest fakt, że ci zajęli miejsca na samym końcu trybuny prostej, pozostając w sporej odległości od legionistów. Nie mogli nam nawet zaimponować oflagowaniem, które mimo nisko zawieszonej przez Legię poprzeczki (tym razem zaledwie 8 flag), wyglądało ubogo. W czasie meczu zaprezentowali swoją sektorówkę i... to by było na tyle. Można dodać, że przez cały mecz korzystali z bębnów, czego akurat brakowało w naszych szeregach. Kilkakrotnie widać było u nas problemy z synchronizacją piosenek, w czym pomocne byłyby nowe legijne bębny.

    Spotkanie miało się już ku końcowi, a wspaniałą sytuację zaprzepaścił niezastąpiony w tej roli Włodarczyk. Kibice nie przepuścili tej okazji, by zaprezentować nową wersję "Glory, glory alleluja", w której nasz bohater strzela samobója. Finał pieśni jest jednak bardziej optymistyczny dla zawodnika Legii - "Włodar królem strzelców jest". Pod koniec meczu w naszym sektorze odpalone zostały dwie race, co było jedyną namiastką ultras tego dnia. Niedługo później sędzia zakończył spotkanie i kibice podziękowali zawodnikom za zwycięstwo, najgłośniej pozdrawiając kapitana, Wojtka Szalę. Po przybiciu piątek, zawodnicy udali się do szatni, a my po naprawdę krótkim czasie oczekiwania, opuściliśmy stadion w Płocku. Wpływ na to miała z pewnością również frekwencja po stronie gospodarzy, którzy w kilka minut ulotnili się ze stadionu. Tak więc mecz w Płocku przebiegał w zupełnie innych warunkach niż ostatnio. Było nas mniej, było spokojniej, no i Legia wygrała (z czym w przeszłości miała problemy). Teraz przed nami wyjazd na Cracovię. Bilety na mecz trafią do sprzedaży w czwartek.

    Frekwencja: 1500
    Kibiców Legii: 300
    Flagi gości: 8

    Doping Legii: 6,5
    Doping Wisły: 3

    Autor: Bodziach