Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Bełchatów - Wtorek, 6 marca 2007, godz. 20:15
Puchar Ekstraklasy - faza grupowa
Herb GKS Bełchatów GKS Bełchatów
  • 18' Hinc (k)
  • 78' Komorowski
  • 81' Costly
3 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)

    Sędzia: Piotr Maurek
    Widzów: 2500
    Pełen raport
    Równy, głośny i kulturalny doping kibiców Legii - fot. Mishka

    Niebo i ziemia

    O tym jak może się różnić organizacja spotkań i traktowanie kibiców przekonali się wszyscy uczestnicy wyjazdu na Cracovię i GKS Bełchatów. W tym pierwszym przypadku legioniści traktowani byli jak zwierzęta, w drugim zaś zupełnie normalnie - po ludzku. Jako że tego typu zachowania nie na co dzień obserwujemy jeżdżąc po Polsce za swoim klubem, warto podkreślić świetną organizację bełchatowian.

    Z racji późnej godziny rozpoczęcia spotkania, dla wielu fanów dzień powszedni nie był problemem. Legioniści wyruszyli do Bełchatowa po pracy czy szkole i spokojnie wyrobili się na miejsce. Na trasie wylotowej z Warszawy ustawionych było sporo patroli, które czekały z listą wyjazdową kibiców, aby odhaczyć kolejne pojazdy ruszające w drogę. Podobnie było tuż przed miejscem docelowym, do którego mundurowi koniecznie chcieli odeskortować Legię w grupie. "Panowie na mecz?" - to pytanie usłyszała z pewnością większość podróżujących samochodem na warszawskich blachach. O tym, że nie wszyscy odpowiadali zgodnie z prawdą, można się było przekonać w okolicy stadionu, gdzie grupki warszawiaków spacerowały w barwach i ze śpiewem na ustach, nie nękane przez nikogo.

    Pierwszy symptom ludzkiego podejścia do kibiców zaobserwowaliśmy, gdy działacze z "miasta lidera" przyznali nam 1000 wejściówek na ten mecz. Kolejnym zaskoczeniem, już na miejscu, była sprzedaż biletów w kasie przy sektorze. Dzięki temu ponad setka osób zamiast spędzić kilkadziesiąt minut pod sektorem, po opłacie za bilet obejrzała spotkanie. Kolejną różnicą pomiędzy Krakowem i Bełchatowem jest podejście ochrony - nie było uderzeń pałkami, ani niemiłego względem kibiców zachowania. Na sektorze natomiast zastaliśmy catering, którego próżno było szukać na stadionie przy Kałuży. Wyjście piłkarzy Legii na boisko zostało przyjęte przez publiczność... oklaskami. Sam mecz nie wzbudził dużego zainteresowania wśród miejscowych. Na trybunach zebrało się zaledwie 2500 widzów, o czym informowała tablica świetlna w pobliżu naszego sektora. W sektorze gości było nas początkowo ok. 315 osób, jednak w czasie meczu doszło jeszcze kilkunastu spóźnialskich.

    Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nastąpiła pierwsza próba głosu - "Jesteśmy zawsze tam..." - wyszło nam naprawdę konkretnie. W przeciwieństwie do ostatnich dwóch wyjazdów, tym razem widać było, że musimy dać czadu. Na ogrodzeniu zameldował się nasz wodzirej i mogliśmy zaczynać. "Mistrzem Polski jest Legia" - dało się słyszeć na całym stadionie. Młyn gospodarzy, choć widoczny głównie po rytmicznym klaskaniu, był praktycznie niesłyszalny w naszym sektorze. Trzeba przyznać, że wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę. Przez pierwszych 10 minut nieprzerwanie śpiewaliśmy jedną pieśń - "Legia, Legia Warszawa". Szło nam nieźle, ale zmiana płyty musiała nastąpić. Kolejne przyśpiewki trwały już nieco krócej, ale i tak doskonale rozchodziły się po całym stadionie. Na boisku nie wszystko działo się po naszej myśli, ale tracone bramki nie stopowały naszego zaangażowania w doping. "Nie poddawaj się, ukochana ma..." - śpiewali legioniści. Niestety nasz doping, mimo iż dobrze słyszalny na boisku, nie pomógł drużynie. Fani bawili się jednak w najlepsze. Pod nasz sektor przybyły maskotki Bełchatowa. Szczególnie mamut z tabliczką "To ja jestem ojcem dziecka Anety Krawczyk" wzbudził salwy śmiechu na naszym sektorze. Później jedna z maskotek przebrała się za pszczółkę, której poświęciliśmy starą piosenkę z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego.

    Kibice z Warszawy wielokrotnie w czasie meczu przypominali wszystkim, że nie akceptują nowego znaku KP. "Nowe logo - dla nikogo" - rozchodziło się po całym stadionie skandowanie legionistów. Po stracie trzeciej bramki na naszym sektorze rozbłysły 4 race. Nikt nie zamierzał czekać i raczej nie wierzył na przebudzenie Włodarczyka i spółki. W blasku rac dalej dopingowaliśmy na wysokim poziomie, pokazując wreszcie nasz potencjał. W przeciwieństwie do piłkarzy, możemy być zadowoleni z dobrze wypełnionego zadania. Zresztą zawodnicy bojaźliwie podchodzili pod nasz sektor. Mimo że kibice śpiewali "Czy wygrywasz, czy nie", drużyna chciała podziękować nam za przybycie na odległość. Dopiero głośne "Chodźcie do nas" poskutkowało. Później wszyscy skupili się na próbie zejścia z płotu "Starucha". Podczas gdy nasz gniazdowy przygotowywał się do skoku z telemarkiem, kibice rozpoczęli czarowanie. S. nie podjął jednak próby, co zostało żartobliwie skomentowane jako "pokazówka". Później miał miejsce przezabawny monolog kibiców do ochrony - już mało kto pamiętał, że przed chwilą skończył się przegrany 0-3 mecz. Po zaledwie kilku minutach od ostatniego gwizdka sędziego, legioniści mogli opuścić stadion w Bełchatowie. O ile ochrona na Cracovii starała się śrubować rekord trzymania nas na sektorze, bełchatowianie w kolejnym względzie okazali się bardziej ludzcy. Niebo i ziemia - można powiedzieć porównując dwa nasze ostatnie wyjazdy. Zarówno pod względem organizacji, jak i naszej postawy. Miejmy nadzieję, że jeszcze lepiej zaprezentujemy się za półtora tygodnia, kiedy ponownie odwiedzimy Bełchatów przy okazji meczu ligowego. Już dziś warto zaplanować sobie czas na niedzielę.

    Frekwencja: 2500
    Kibiców gości: 350
    Flagi gości: 4

    Doping Bełchatowa: 6
    Doping Legii: 9

    Autor: Bodziach