|
Płock - Wtorek, 17 kwietnia 2007, godz. 18:00 Ekstraklasa - 22. kolejka |
|
Wisła Płock
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
- 25' Włodarczyk
- 62' Roger
- 85' Włodarczyk
| 3 (1) |
Sędzia: Zdzisław Bakaluk Widzów: 7000 Pełen raport |
|
Artur Boruc wraz ze Staruchem przez kilka minut prowadził doping - fot. Adam Polak |
O mój Boże - Boruc z nami na sektorze!
Wyjazdy do Płocka w ostatnich latach zaliczamy w liczbach na tyle sporych, że okrzyknięte one zostały "inwazjami" i "najazdami". W tej rundzie już po raz drugi mieliśmy okazję odwiedzić to miasto. Po raz drugi zresztą mecz wypadł w środku tygodnia. Zapewne to sprawiło, że legioniści nie wykorzystali całej puli biletów wynoszącej 1500 sztuk. Ci, którzy nie pojechali, mogli z pewnością żałować - w sektorze gości pojawił się Artur Boruc, a legioniści dopingowali swój zespół prawie wzorowo w przekroju całego spotkania.
Na trasie do Płocka, zgodnie z tradycją, roiło się od policji, która sprawdzała podróżujących kibiców. Wjazd do Płocka wiódł znowu objazdem, tak aby warszawiacy zostawili pojazdy na osobnym parkingu, bez zbędnego błądzenia po mieście. W samym Płocku trudno było wyczuć atmosferę wielkiego święta. Nie widać było poruszenia przyjazdem wielkiej firmy, jaką mimo słabszej formy jest Legia. Na trybunach było pusto i smutno. Tylko folie aluminiowe rozłożone na sektorach Nafciarzy, które odbijały promienie słoneczne, pokazywały, że gospodarze nie pomylili daty rozgrywania meczu. Kibice gości po raz pierwszy od dawna wpuszczani byli w kulturalnych warunkach. Zamiast zasieków i trzech etapów wchodzenia, udało się przejście na sektor zorganizować sprawnie. Właściwie cała procedura wpuszczania gości przebiegała bardzo szybko, za co organizatorom należą się słowa uznania.
Sektora gości opisywać nie trzeba - znamy go już niemal na pamięć. Za nim znajdował się punkt z cateringiem dla fanów oraz trzy toi-toie (szkoda, że od samego początku drzwi nie trzymały się zawiasów). Już długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego nad stadionem niosło się "Jesteśmy zawsze tam...". Wiślaków ani widu, ani słychu - czuliśmy się wtedy jak u siebie. Właściwie od początku spotkania ruszyliśmy z bardzo dobrym dopingiem. Na szczęście tym razem krótka droga nie spowodowała zbyt wielu "zgonów" i większość w dobrych humorach prowadziła doping dla swojej drużyny. Co ciekawe, początkowo gospodarze praktycznie nie istnieli. Aby pokazać im, jak się powinno śpiewać, kilka razy radziliśmy, aby posłuchali prawdziwej lekcji dopingu na najwyższym poziomie, po czym ze zdwojoną siłą zdzieraliśmy gardła. Wielokrotnie skandowaliśmy hasło z ostatniego meczu z Arką - "Walczyć, trenować! Warszawa musi panować!". Nasi piłkarze ponownie wzięli sobie do serca te słowa i na murawie dominowali niepodzielnie. Tak samo jak my na trybunach. Po bramkach pojawiły się na naszym sektorze stroboskopy. Ci, którzy mniej zainteresowani byli piłkarskimi umiejętnościami naszych zawodników, skupiali się na popisach jednego z legijnych wariatów - akrobaty. Wspomniany kibic przemierzał wzdłuż i wszerz płot odgradzający nas od pozostałych części stadionu, a przyznać należy, że czynił to efektownie. "Dla niego nie ma dróg na skróty" - komentował ktoś z tłumu.
Po przerwie fani mieli więcej okazji do spoglądania w kierunku płotu. Najpierw jednak legijna brać odśpiewała zastępcy naczelnego NL gromkie sto lat. Najlepszego Robson! Zaledwie kilka minut później w naszym sektorze zrobiło się naprawdę gorąco. Oto na trybunach pojawił się gorąco witany zawodnik Celticu Glasgow, a dla nas wieczny legionista - Artur Boruc. Były już bramkarz Legii został przyjęty przez fanów niczym król. Trudno było zrobić przejście dla Boruca, bowiem każdy chciał przywitać legionistę, poklepać po plecach. Wielu nie dowierzało. "Słuchaj, wśród nas jest Boruc. No Artur Boruc! Nie, nie żartuję. Jestem trzeźwy!!!" - słyszeliśmy taką oto rozmowę telefoniczną na trybunach. Nie minęło kilka minut i nikt już nie miał wątpliwości - Boruc spełnił prośbę kibiców i zajął miejsce na płocie obok Starucha. Tysiąc fanów ze stolicy skandowało imię i nazwisko najpopularniejszego legionisty w ostatnich latach. W końcu Boruc, będący w nowej roli, zarzucił kilka pieśni, które legijna publiczność wręcz wywrzeszczała. Oj dawno nie było takiego poruszenia na wyjeździe, takiej mobilizacji. Po paru próbach nowy wodzirej opuścił swoje miejsce, a my dalej śpiewaliśmy naprawdę kozacko. Obie strony - Legia i Wisła, parę razy wymieniły się bluzgami, ale i pod tym względem nie było najgorzej. Po stracie trzeciej bramki przez Nafciarzy, fani z Płocka próbowali zwrócić na siebie uwagę wyskakując przez ogrodzenie i atakując sektor buforowy. Szybka reakcja ochrony i policji stłumiła zamieszki w zarodku, niestety jeden z warszawskich fanów został zawinięty. "Zostaw kibica" - ta pieśń w wykonaniu legionistów pokazywała, że zasady kibicowskie nie są nam obce.
Po tych zajściach płocczanie skupili się już tylko i wyłącznie na dopingu dla swojej drużyny. Ten stał na niezłym poziomie, szczególnie w drugiej połowie. Wówczas do śpiewania przyłączała się cała trybuna otwarta, która w akompaniamencie bębna prezentowała się przyzwoicie. Inna sprawa, że Wisła na swoim stadionie była mniej słyszalna, niż grupa gości. Po meczu mogliśmy ogłosić wszystkim, że "trójka do zera trafiła Legia frajera", a następnie podziękować zawodnikom za zwycięstwo. Po odczekaniu kilkunastu minut przyjezdni zostali wypuszczeni ze stadionu, ale na wyjazd z Płocka musieliśmy już czekać znacznie dłużej. Komu to jednak przeszkadzało? Legia odniosła przekonujące zwycięstwo, a w czasie spotkania panowała wspaniała atmosfera. Wizyta Boruca jest kolejnym czynnikiem, który powoduje, że żałować muszą ci, których nie było.
P.S. Tomek trzymaj się i szybko wracaj do zdrowia!
Frekwencja: 7000
Kibiców gości: 1000
Flagi gości: 12
Doping Płocka: 7
Doping Legii: 9
Autor: Bodziach