|
Kraków - Piątek, 27 kwietnia 2007, godz. 20:00 Ekstraklasa - 24. kolejka |
|
Wisła Kraków
- 47' Brożek
- 66' Cleber (k)
- 71' Paulista
|
3 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Hubert Siejewicz Widzów: 15000 Pełen raport |
|
Łukasz Fabiański udziela wypowiedzi po meczu z Wisłą Kraków - fot. Mishka |
Wypowiedzi pomeczowe
Jacek Zieliński (trener Legii): Chciałem pogratulować Wiśle i Kaziowi zasłużonego zwycięstwa. W pierwszej połowie nic nie zapowiadało, że padnie po przerwie kilka bramek. Gra była wyrównana, akcje kończyły się głównie w środku boiska. Było niewiele sytuacji z obu stron. W drugiej połowie po stracie bramki udało nam się odrobić straty. Sądziłem, że drużyna odrobi straty, mieliśmy okazję strzelić na 2-1, to była kluczowa sytuacja meczu. Po drugiej bramce pogubiliśmy się dosyć mocno i nie udało się już podnieść. Zasłużenie przegraliśmy.
Kazimierz Moskal (trener Wisły): Gratuluję swoim zawodnikom. Było to niezłe spotkanie. Widać było w pierwszej połowie nerwowość, ale cieszę się, że bez większych zastrzeżeń zawodnicy realizowali zadania, jakie sobie wyznaczyliśmy. Uważam, że zwycięstwo było w pełni zasłużone.
Piotr Włodarczyk: Strzeliliśmy wyrównującą bramkę i myśleliśmy, że już wszystko będzie dobrze. Tym bardziej, że Wisła była wyraźnie zaskoczona, że doprowadziliśmy do remisu. A tu niestety to my straciliśmy kolejne bramki. W przerwie rozmawialiśmy o tym, że zbyt rzadko dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich. Cieszyło nas zaś to, że w obronie prezentowaliśmy się całkiem nieźle. Po przerwie z obroną było już gorzej i przyszły stracone bramki. W naszym składzie zabrakło dziś Dicksona Choto i po raz kolejny okazało się, że jest on dla nas bardzo ważnym ogniwem.
Łukasz Surma: Przegraliśmy dziś, ale do końca ligi jest jeszcze kilka spotkań i jeszcze wszystko się może zdarzyć. Może i faktycznie Wisła zagrała słabiej przed przerwą, ale nie można myśleć, że w Krakowie w 45 minut można sobie wygrać mecz. Widać to było po przerwie, gdy krakowianie kilka razy groźnie skontrowali. Przegraliśmy, bo przytrafiły się nam błędy w obronie. Na dodatek Wiślacy prowadzili 2:1 po dość przypadkowej akcji. Te dwie rzeczy nałożyły się na siebie i stąd nasza porażka. Przed nami jeszcze sześć kolejek i nie pozostaje nam nic innego, jak odbudować się.
Łukasz Fabiański: Uważam, że jako zespół nie powinniśmy sobie pozwolić na wbicie trzech bramek. Osobiście najbardziej żałuję drugiej bramki, bo padła w momencie, gdy wydawało się, że łapiemy już właściwy rytm gry. Chwilę wcześniej Maciek Korzym doprowadził do remisu i nasze morale i wiara w końcowy sukces zaczęła rosnąć. Przyszedł jednak rzut karny i to nas przybiło. Po samym rzucie karny, w nerwach mocno kopnąłem piłkę a ta trafiła w głowę Marcina Baszczyńskiego. Nie było to jednak nic zamierzonego i szybko przeprosiłem Marcina.
W pierwszej połowie oba zespoły zagrały bardzo asekuracyjnie, nastawiając się na wzajemne badanie przeciwnika. Druga połowa to sytuacja Pawła Brożka już w pierwszych sekundach. Chyba się trochę wtedy zagapiliśmy, co negatywnie odbiło się na końcowym wyniku. W drugie połowie Wisła zagrała dużo lepiej. Grała prostopadłymi podaniami i pod naszą bramką często było gorąco. Na boisku miałem więc trochę pretensji do kolegów z linii obrony. Niestety dziś nasza gra w defensywie nie wyglądała za dobrze. Straciliśmy trzy bramki i tego już nie zmienimy. Można się tym denerwować, ale najważniejsze jest wyciągnięcie wniosków z porażki.
Emilian Dolha (Wisła Kraków): Nie uważam, że jestem bohaterem dzisiejszego spotkania. Cała drużyna zagrała dobrze. Nie można więc wyróżniać jednego zawodnika. Wszyscy zagraliśmy dziś bowiem bardzo dobre spotkanie. To było chyba jedno z najlepszych spotkań w naszym wykonaniu od kiedy gram w Wiśle. Dziś Wisła pokazała, że nadal jest wielką drużyną. Jeżeli zawsze będziemy grali tak, jak przeciwko Legii to jestem pewien, że powrócimy do ligowej czołówki. Cieszę się, że dziś wygraliśmy, bo widać było, że dla wszystkich w Krakowie był bardzo ważny. Czuć było atmosferę, która towarzyszy tylko meczom na wysokim szczeblu. Co do straconej bramki, to muszę przyznać, że Maciej Korzym był po prosty mądrzejszy ode mnie i mnie przechytrzył. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak pogratulować mu boiskowego cwaniactwa. Na boisku myślałem, że strzelenie wówczas gola przez Korzyma jest niemożliwe. Szczerze mówiąc, liczyłem na dośrodkowanie w pole karne.
Autor: Mishka i Tomek Janus