|
Łęczna - Wtorek, 29 maja 2007, godz. 17:30 Puchar Ligi - 1/4 finału |
|
Górnik Łęczna
- 52' Zahorski
- 55' Surdykowski
|
2 (0) |
|
Legia Warszawa
| 2 (0) |
Sędzia: Włodzimierz Milczarek Widzów: 2000 Pełen raport |
|
Po meczu 325 fanów Legii odwróciło się tyłem do piłkarzy - fot. Adam Polak |
Zostawić coś po sobie
"To my jesteśmy Legia Warszawa! Przyjechaliśmy tu zostawić coś po sobie, a nie tylko smród z papierosów" - apelował w czasie meczu do mniej angażujących się w doping, a bardziej skupiających się na pielęgnowaniu raka, nasz gniazdowy, "Staruch". Chyba podziałało, bo na ostatnim naszym wyjeździe w Łęcznej pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony.
Rozgrywki Pucharu Ekstraklasy nie cieszą się co prawda zbyt wielkim prestiżem, ale kiedy gra Legia, najwierniejsi kibice, bez względu na niedogodny termin, ruszają za nią w drogę. Legioniści po raz drugi w krótkim okresie czasu przemierzali trasę wiodącą przez Garwolin i Ryki, aby dotrzeć do położonej kilkanaście kilometrów za Lublinem Łęcznej. Była to nasza ostatnia wizyta w tym sympatycznym mieście, więc chętnych nie brakowało. Co więcej gospodarze byli na tyle uprzejmi, że po raz drugi wejściówki dla kibiców gości sprzedawali w kasie przy wejściu na sektor. Po raz kolejny przed meczem, po odsłuchaniu hymnu Łęcznej, mieliśmy okazję zaśpiewać "Sen o Warszawie". Oj, będzie nam brakowało tych wyjazdów do Łęcznej...
Fani gospodarzy w mniejszym stopniu zapełnili swój stadion, na co wpływ miała zapewne wczesna pora rozgrywania meczu oraz ranga zawodów. Ku naszemu zaskoczeniu "młyn" Górnika ponownie zajął miejsca na trybunie pod dachem, nie zaś za bramką. O ile podczas spotkania ligowego Górnicy nie mogli korzystać z tej trybuny, to już w poprzedniej kolejce dopingowali swoją drużynę zza bramki. Czyżby wystraszyli się zapowiadanego przez synoptyków deszczu? W czasie meczu była jednak piękna, słoneczna pogoda. Słońce świeciło prosto w nasz sektor i wiele osób zapewne chętnie zasiadłoby na leżaczku, przyjmując kolejne porcje promieni. Nie po to jednak jeździ się na wyjazdy - czas na relaks był przed i po meczu. Przez 90 minut trzeba było dać z siebie wszystko. Do wzmożonego wysiłku mobilizował nas "Staruch". "Gdybym was nie znał, powiedziałbym, że było dobrze. Potraficie dwa razy głośniej!" - krzyczał przez megafon do kibiców, którzy w zdecydowanej większości pozbyli się koszulek. Nasz śpiew był naprawdę na wysokim poziomie. Świadczyć może o tym fakt, że kibiców gospodarzy usłyszeliśmy może ze dwa razy. Ciekawy był również fakt, że w sektorze gości pojawiło się więcej flag niż po stronie gospodarzy.
W przerwie meczu większość kibiców ustawiła się w kolejce po zimne napoje. Upał był nie do zniesienia, więc trzeba było jakoś schłodzić zmęczone gardło. Przed nami czekało bowiem kolejnych 45 minut wysiłku. Parę minut ciszy na naszym sektorze spowodowane było chwilowym brakiem prowadzącego. Gdy ten się znalazł, a cały sektor znów popisywał się głośnym śpiewem sławiącym Legię, miejscowi dwukrotnie pokonali Muchę. "Olejcie ten wynik, jedziemy swoje" - pokrzykiwał Staruch. Przez kilkanaście minut śpiewaliśmy hit z Wiednia. Nie brakowało również melodii, które rzadziej ostatnio znajdują się w naszym repertuarze - "Legia, Legia gol lalalalala", śpiewana z równoczesnym klaskaniem "co dwa", wychodziła nam również elegancko. W końcówce nasi piłkarze doprowadzili nawet do wyrównania, co na pewno ucieszyło tych, którzy chętnie udadzą się na jeszcze jeden wyjazd. W naszym sektorze pojawiła się również pirotechnika w postaci stroboskopów i rac. Miejscowi, trochę wcześniej, zaprezentowali sektorówkę w kształcie koszulki i flagi na kijach, którymi machali przez większość drugiej połowy. Do końca spotkania zdzieraliśmy gardła na maksa, czym z pewnością pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie. Po meczu w naszym kierunku ruszyli piłkarze, chcąc podziękować nam za doping. Warszawska publiczność odwróciła się jednak plecami, śpiewając "Legia to my", pokazując w ten sposób co sądzą o kaprysach gwiazdeczek, które niedawno kopały piłkę na prowincji, a teraz decydują o tym, czy przybić z nami piątki. Tylko Roger, prawdopodobnie nie rozumiejący całej "akcji", przybiegł do kibiców i wręczył im swoją koszulkę. Właściwie od razu mogliśmy opuścić sektor (co w Polsce jest ewenementem) i ruszyć w kierunku Warszawy. A już w piątek rewanż z Łęczna u siebie. Od wyniku tego spotkania zależy, czy sezon piłkarski skończy się dla nas już w piątek, czy może tydzień później.
Frekwencja: 2000
Kibiców gości: 325
Flagi gości: 5
Doping Górnika: 7,5
Doping Legii: 9
Autor: Bodziach