|
Wilno - Niedziela, 8 lipca 2007, godz. 18:00 Puchar Intertoto - 2. runda |
|
Vetra Wilno
- 8' de Moura
- 45+1' Miloseski
|
2 (2) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Mario Vlk (Słowacja) Pełen raport |
|
Bez komentarza... - fot. Mishka |
Miało być pięknie, jest wstyd
Kiedy tylko okazało się, że Legia zmierzy się w Pucharze Intertoto z litewską Vetrą Wilno, wśród kibiców zapanowała ogromna radość. Wakacje, bliski i tani wyjazd - jednym zdaniem: pora pobić wyjazdowy rekord! Na mecz nie był organizowany wspólny wyjazd. Pierwsi kibice pojawili się w stolicy naszych sąsiadów już kilka dni przed meczem. Jednak zdecydowana większość ruszyła za Legią w sobotnią noc i niedzielny poranek. Granicę przekraczały dziesiątki aut, busy i autobusy. Jedynym minusem wyprawy była pogoda.
Deszcz siąpił z nieba przez cały dzień, ale to nie przeszkodziło fanom zwiedzać wileńskiej starówki. Grupki kibiców pozdrawiały się głośnymi śpiewami o naszej Legii, za którą jak nikt inny w Polsce potrafimy przemierzyć setki kilometrów. O godzinie 13. w kościele św. Teresy obok sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej ks. Franek (kapłan będący kibicem Legii) odprawił mszę świętą. Okoliczne restauracje i puby zostały opanowane przez legionistów. Z relacji kibiców wynika, że niestety nie obyło bez kilku incydentów... ale nic poważnego się nie wydarzyło. Jak się miało później okazać - do czasu.
Punktualnie o godzinie 17. na kameralny obiekt miejscowej drużyny gospodarze zaczęli wpuszczać kibiców. Przechodzenie przez bramy szło sprawnie, ale należy przyznać, że Litwini zbyt ufnie podeszli do kibiców z Warszawy. Legionistom przyznano miejsca na największej trybunie z napisem VETRA. Kibiców od murawy oddzielały zaledwie półmetrowe bandy reklamowe, przytwierdzone do podłoża betonowymi płytami.
To że tego dnia spokojnie nie będzie, można było odczuć już godzinę przed meczem. Wówczas to niektórzy podjęli próby powieszenia flag na reklamach, ale sprzeciwiła się temu ochrona. Doszło do małego zamieszania - ochroniarze nie ustąpili. Drugim punktem zapalnym stworzonym przez kibiców była akcja "toi-toi". Kilkanaście osób postanowiło wnieść na środek trybuny przenośną toaletę, która miała posłużyć za miejsce dla prowadzącego doping. Jednak ten "świetny" pomysł również nie wypalił, a konkretniej przeszkodziła w jego realizacji ochrona i policja. W tym czasie na trybunę przybywali kolejni kibice i zaczęły się pierwsze śpiewy. Brak jakichkolwiek zabezpieczeń i swoboda jaką pozostawiono kibicom spowodowała, że niektórzy - może pod wpływem alkoholu - przestali myśleć. Co chwila na murawę wskakiwały kolejne osoby, by popstrykać sobie pamiątkowe zdjęcia. Ba, objawiły się nawet nowe talenty piłkarskie, bo jak inaczej można nazwać dwóch osobników, których chęć kopnięcia piłki doprowadziła do tego, że piłkarze Vetry musieli przerwać rozgrzewkę... Pięciu czy siedmiu ochroniarzy, którzy mieli zabezpieczać 2 tysiące osób, z oczywistych powodów nie było w stanie zapanować nad ogólnym bajzlem. Dopiero interwencja "Bosmana" oraz pomoc Jacka Magiery i kierownika Zawadzkiego spowodowały, że kilkanaście minut przed meczem na murawie nie było żadnego kibica. Gospodarze zrobili nawet ukłon w stronę przyjezdnych i z głośników mogliśmy usłyszeć "Sen o Warszawie"! Piłkarzy tradycyjnie przywitało głośne "Mistrzem Polski jest Legia...", a fani czuli się jak u siebie. Młyn gospodarzy liczył zaledwie kilkanaście osób i z przyczyn obiektywnych nie mogli oni przekrzyczeć tak licznej grupy fanów ze stolicy. Na meczu były obecne także delegacje kibiców zaprzyjaźnionych drużyn: Pogoni, Olimpii i Zagłębia, którzy wywiesili swoje flagi (ochrona ostatecznie zgodziła się na wywieszenie flag zasłaniając tym samym sponsorów, którzy wykupili na ten mecz bandy reklamowe).
Tego dnia doping nie zachwycał. Oprócz kilkukrotnego głośnego "Jesteśmy zawsze tam..." oraz "Moja jedyna miłość..." można powiedzieć, że zaprezentowaliśmy się typowo wakacyjnie. Z drugiej strony na pewno do większego wysiłku nie zachęcili piłkarze Legii, którzy po 45 minutach przegrywali 0-2 i żegnani gwizdami schodzili do szatni. Jak się chwilę później okazało, już z niej nie wyszli i nie dano im szansy poprawienia niekorzystnego wyniku.
Kilkunastu kibiców ruszyło przy bocznej linii na drugą stronę boiska... po co? Trudno ocenić, wersje mogą być trzy: - do znajdującego się tam cateringu; - by obejrzeć mecz z drugiej strony boiska, gdzie już wcześniej była kilkunastoosobowa grupa kibiców Legii; - by wywołać awanturę. Najprawdopodobniej powodem było to pierwsze, ale... w tym czasie na murawie zaczęli pojawiać się kolejni kibice. Tak naprawdę bez żadnego powodu! Po prostu jeden wyszedł, a za nim pięciu, a za nimi kolejnych 10 itd. Wyglądało to niczym lawina w górach, która im niżej spada, tym robi się większa. W narożniku boiska zebrało się ok. 200 osób i to wystarczyło aby policja, która tego dnia trzymała się z daleka od kibiców i nie prowokowała, musiała interweniować.
O szczegółach późniejszych wydarzeń można napisać tylko: Wstyd i kompromitacja kibiców Legii!
Sceny, które przez kilkadziesiąt minut rozgrywały się na murawie, pozostaną na długo w pamięci wszystkich. Tak łatwo mówić o honorze, tak łatwo powoływać się na 90-letnią tradycję klubu, tak łatwo oskarżać obecne władze, że tej właśnie historii nie szanują. Niestety to my zrobiliśmy taką wieś, że kaca po takiej imprezie przez długi czas będą mieli wszyscy. Chcemy silnej drużyny, chcemy podróżować za Legią, a sami się tego pozbawiamy takim zachowaniem. Oczywiście nie jest to pierwsze tego typu wydarzenie, ale ono właśnie w tej chwili dołącza i zapisuje się w czarnych kartach historii klubowej. Nikt nie będzie pamiętał, że piłkarze Legii grali fatalnie i przegrywali z drużyną, która teoretycznie miała nie mieć żadnych szans. Wszyscy zapamiętają natomiast wydarzenia kibicowskie z murawy wileńskiego stadionu... wstyd.
Zdecydowana większość kibiców nie brała udziału w zajściach. Można by więc zadać retoryczne pytanie... dlaczego nie powstrzymaliśmy sami siebie? Czy teraz coś komuś da wyzywanie się na forach internetowych? Odpowiedź jest prosta - nie. Powstaną podziały na "my" i "oni", na "pikników" i "kumatych"? Zawsze były. Legię stanowi ogromny ogół kibiców. Gdy Legia strzela bramkę wszyscy się cieszymy, gdy zdobywamy mistrzostwo wszyscy idziemy na Starówkę, gdy odpadamy z walki o Ligę Mistrzów jest nam smutno, a gdy przegrywamy z trzecioligowcem jesteśmy wściekli. Bez wyjątków, bo wszystkich łączy LEGIA. Tym bardziej żal było patrzeć jak wielu z nas z poczuciem bezsilności opuszczało stadion ze łzami w oczach, patrząc na to co wyprawiają "koledzy po szalu". Wielu osobom było po prostu wstyd, za tych którzy mienią się kibicami, choć nie zasługują by nimi być, by nosić z dumą szalik z napisem Legia Warszawa.
Być kibicem Legii to nie wstyd, wstyd to zasłaniać sobie twarz szalikiem Legii, gdy robi się to co w Wilnie...
Autor: Woytek