Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Łódź - Piątek, 17 sierpnia 2007, godz. 19:00
Ekstraklasa - 4. kolejka
Herb ŁKS Łódź ŁKS Łódź
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 50' Grzelak
    1 (0)

    Sędzia: Paweł Gil
    Widzów: 8000
    Pełen raport
    Kibice Legii przygotowali oprawę nawiązującą do manifestacji z czasów PRL - fot. Mishka

    Fanatycy klasą obcą!

    Już drugi raz kibice i działacze ŁKS-u pomogli legionistom dostać się na stadion i umożliwili im oglądanie meczu z sektora gospodarzy. Wejście do sektora gości było bowiem niemożliwe - po meczu w Zabrzu Ekstraklasa SA, na wyraźną sugestię KP Legia, ukarała Górnik dużą karą finansową - 20 tys. złotych. "Karę dostaliśmy za to, że chcieliśmy, by na meczu było bezpiecznie, a tylko rozdzielenie kibiców, którzy nie pałają do siebie sympatią, było tego gwarancją" - mówili działacze z Zabrza dodając, że następnym razem zachowaliby się identycznie.

    Podobnego ryzyka nie chcieli podjąć łodzianie. Nic dziwnego - kara finansowa za okazaną pomoc do najmilszych nie należy. Kibice ŁKS-u pokazali jednak, że mimo dzielących nas animozji, solidarność kibicowska stoi w ich kodeksie wyżej niż międzyklubowa niechęć i udostępnili nam boczny sektor Galery.

    Na mecz ściągały więc zastępy samochodów na warszawskich blachach. Dla warszawiaków udostępniony został parking po drugiej stronie ulicy. Tam też odbierało się bilety. Żeby dotrzeć do parkingu, trzeba się było przedrzeć przez kordon policji, która jednak tego dnia była spokojna.
    - Nie ma przejścia - informowali fanów zmierzających od strony dworca Łódź Kaliska.
    - Ale my nie z Łodzi.
    - A skąd?
    - Z Warszawy
    - A to proszę bardzo - droga na sektor stała otworem.

    Na sektorze legioniści meldowali się bez barw. Taka była prośba organizatorów. Jako że zabrakło także naszych flag, a obie ekipy noszą się raczej na biało, ciężko było laikowi zauważyć z daleka granicę między dwiema ekipami. Zmieniło się to wraz z początkiem meczu, kiedy to sektor warszawiaków został pokryty transparentami i zaczął się głośny doping. Kibice Legii w trafny sposób podsumowali styl działań klubu w stosunku do ruchu kibicowskiego. Z sektora biły więc w oczy prześmiewcze PRL-owskie hasła. "Domagamy się rokowań rozbrojeniowych!" - takie płótno przykryło płot. Pozostałe hasła również przypominały raczej pochody 1-majowe, niż flagi, które na co dzień widuje się podczas meczów. "Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy" - ironizowali kibice, podnosząc dziesiątki małych "główek", w których pierwszoplanową rolę grali znani wszystkim Stefan Dziewulski (dla formalności podpisany per "ZOMO") i prezes klubu.
    "Wzmożona kontrola - dźwignią zaufania społecznego", "Towarzyszu Walter - prowadź!" - całość haseł formowała się w swoisty "pochód poparcia" dla działań klubu. Legioniści trafnie sparafrazowali jeszcze jedno komunistyczne hasło: "Wszystkich fanatyków uważa się za klasę obcą" - podsumowali działania zarządu.
    Taki sposób ośmieszenia niektórych działań KP wydaje się być dużo lepszy, niż bluzgi i inwektywy. Tych jednak, w pierwszej połowie, także nie zabrakło.

    Przez kilka minut legioniści wyrażali bowiem swój stosunek do prezesów wokalnie. Przy czym tym razem "Ekstraklasa bez Miklasa" brzmiało zdecydowanie łagodnie. "Gorzka wódka, gorzka wódka, trzeba ją osłodzić..." - śpiewano na sektorze, wskazując kto z kim... ma się całować. A całować miał się prezes z dyrektorem do spraw bezpieczeństwa. Tym podobne śpiewy nie trwały jednak długo. W drugiej połowie nie było ich właściwie w ogóle.

    Śpiewy adresowane do Miklasa i Dziewulskiego nie trwały długo, bo skupiono się głównie na dopingowaniu Legii. Na płocie z charakterystyczną koszulką "śpiewać k..." znalazł się "Staruch", który mecze przy Łazienkowskiej oglądać może teraz tylko z perspektywy ulicy. Dlaczego? W Wilnie bynajmniej nie rozrabiał. Po prostu jest przedstawicielem "klasy obcej". Podobnie jak kilku innych ultrasów.
    Za "gniazdowego" robił także Tomek "Alchim" - jego styl prowadzenia dopingu doskonale znają starsi kibice - i po chwili sektor rozgorzał głośnym "Ceeeeee Ce Ce Wu Ka!", które jest "znakiem firmowym" Tomasza. Do prowadzenia włączał się na zmianę z "Alchimem" "Staruch" i przez ładnych kilka minut nad stadionem unosiły się tylko dwie piosenki (okrzyki): wspomniane już "Ceee" i "Moja jedyna miłość". W pewnych momentach było naprawdę konkretnie. Podobnie jak przy tradycyjnym "Jesteśmy zawsze tam!".

    Tego dnia na linii ŁKS-Legia trwało zawieszenie broni. Nie dotyczyło to jednak drugiego z łódzkich klubów. Najpierw widzewiacy zostali pozdrowieni przez "ełksę" (Kto nie skacze...), potem także przez "wojskowych".
    Doping obu grup był niezły. My co prawda z rzadka słyszeliśmy w ogóle śpiewy gospodarzy, ale tylko i wyłącznie dzięki naszym staraniom, a nie ich milczeniu. Podobnie wypowiadali się po meczu łodzianie - oni też widzieli nasz wysiłek, ale jak mówili... słyszeli tylko siebie.

    Druga połowa zaczęła się od happeningu na naszym sektorze. Łodzianie ze zdumieniem obserwowali, jak legioniści... zawieszają na sektorze prawdziwą siatkę do siatkówki! Po chwili trybuna została zmieniona w fachowe boisko do siatkówki, kibice podzielili się na dwie drużyny i zaczęła się wielka gra :)
    Niestety, nie wszyscy znają zasady siatkóweczki, więc jeszcze długo prezesi publiczności siatkarskiej się raczej nie dochowają. Dość powiedzieć, że próbowano skandować nazwiska siatkarskich gwiazd, ale zakończono na... "Piotrze" Zagumnym. Próbowano także liczyć, ale mało kto ogarniał, że liczy się do trzech, w związku z czym liczono do dwudziestu trzech, czasem tylko kończąc zagrywkę skandowaniem "Os-tat-ni!". Zgodnie z życzeniem prezesów uczyliśmy się także siatkarskiego repertuaru - zupełnie jak na Lidze Światowej w katowickim Spodku śpiewając w "W stepie szerokim". Mecz szybko się jednak zakończył, bo wróciliśmy do wspierania zespołu.

    Druga połowa była jedną z lepszych wokalnych połówek w naszym wykonaniu w ostatnim czasie. Punktualnie o 20 zaczęło zresztą padać, a każdy legionista wie, że kiedy pada to... śpiewamy dwa razy głośniej. Tradycji stać się więc musiała zadość.

    Wraz z końcowym gwizdkiem, na przywitanie piłkarzy, którzy podeszli pod sektor (dużą inicjatywę w tym temacie wykazywał Kamil Grosicki), zaśpiewaliśmy hit wiedeński. Potem w kierunku zawodników poleciała stała zakazowa piosenka o tym, jak traktujemy wszelkie restrykcje, którymi obejmują nas różne instytucje.
    Potem gromkie "Dziękujemy" skierowaliśmy w stronę ŁKS-u i obie ekipy pożegnały się brawami. Piłka nożna dla kibiców! Dzięki!

    Po meczu legijna brać spotykała się na wszelkiej maści stacjach i w zajazdach, gdzie długo dyskutowano o meczu i towarzyszącej mu atmosferze. Pojawiły się plotki, iż zarząd KP zamierza karać jeżdżących na wyjazdy kibiców zakazami. Miejmy nadzieję, że to tylko plotki i klub nie będzie ośmieszał się w ten sposób. Jak na razie czasy, które kibice przypomnieli na transparentach nie istnieją, żyjemy w wolnym kraju i ci, którzy nie łamią prawa, w ramach praw konstytucyjnych mają pełne prawo pojawiać się tam, gdzie ich chcą widzieć. A na ŁKS-ie chętnie ich jako gości przyjęto.

    Ciekawe też jak zachowa się tym razem Ekstraklasa. Kibice Legii nie mieli flag, barw, siedzieli z gospodarzami. Idziemy o zakład, że w Ekstraklasie mądre głowy już teraz szukają haka na ŁKS. Wszak karę trzeba wlepić. A że był spokój i nic się nie działo? - Nieważne. Przecież oni są zawsze najmądrzejsi. Zgodnie z jakimi paragrafami działają? Zgodnie z regułą "dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf".

    Do zobaczenia w Lubinie... Obca klaso.

    Widzów: 8000
    Goście: 700
    Doping Legii: 7
    Doping ŁKS: 7

    turi