Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Piątek, 14 września 2007, godz. 20:00
Ekstraklasa - 7. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 26' Vuković
  • 70' Chinyama
  • 77' Édson
3 (1)
Herb Widzew Łódź Widzew Łódź
  • 35' Kuklis
1 (1)

Sędzia: Zdzisław Bakaluk
Widzów: 11773
Pełen raport
Żyleta ożyła na ostatnie 5 minut spotkania, efekt był piorunujący - fot. Mishka

Tak może być

Takiego meczu jeszcze nie było. Spotkania z Widzewem zawsze przyciągały na trybuny tłumy kibiców, a fani tworzyli niezapomniane widowiska. Tym razem było inaczej. "Żyleta" przez większość spotkania milczała, głośny doping prowadzili widzewiacy. W 35. minucie wszyscy zgodnie opuścili trybuny, skandując hasło "ekstraklasa dla kibiców". Pięć minut przed końcem meczu na Łazienkowskiej zerwał się doping jakiego dawno już nie było. Ciarki przeszły wszystkich... Fani zaś skandowali "Zobacz Walter, jak być może".

Przed meczem Wojciech Hadaj przypominał, że kto chce, włącza się do dopingu. Chętnych nie było wielu. Krytej zapału starczyło zaledwie na kilka minut. Głównie wtedy, gdy w sektorze gości nie było jeszcze kibiców. Ci dotarli z kilkunastominutowym opóźnieniem i o dziwo nie wykorzystali przyznanej im puli biletów. Na płocie wywiesili dwa transparenty "OE - przestańcie nas karać, zacznijcie rozmawiać" i "Kolator - trzymaj się!". Legioniści tymczasem używali trąbek (tylko część z nich dało się wnieść na stadion), naśladując publiczność, którą chcieliby widzieć na stadionie nasi działacze.

Legioniści, mimo bardzo prestiżowego meczu, nie zamierzali przerywać protestu i milczeli. Tylko raz na jakiś czas słychać było hasło "Nie ma Legii bez Żylety". Po przeszło pół godzinie gry przypomniano, że "cała Legia zawsze razem" i wtedy stadion opustoszał. Odkryta była prawie pusta (problem z miejscem za trybuną), na Krytej zostało kilkaset osób, zupełnie pusty był sektor gości. Zza trybun dochodziły śpiewy obu stron "PZPN, PZPN j... j... PZPN" oraz "ekstraklasa dla kibiców". Legioniści natomiast namawiali swojego prezesa do głośnego dopingu. Na swoje miejsca wróciliśmy dopiero po gwizdku oznaczającym koniec pierwszej połowy. Była to akcja skierowana przeciwko działaniom organizatorów rozgrywek, którzy najpierw nagradzają fanów za oprawy meczowe z wykorzystaniem pirotechniki, a następnie nakładają na kluby srogie kary i raz za razem wyznaczają kolejne zakazy wyjazdowe.

W przerwie sektor gości zmienił się nie do poznania. Łodzianie wywiesili na płocie w miejsce obu transparentów swoje flagi i rozpoczęli głośny doping w asyście bębna. Ich śpiew był doskonale zgrany i słyszalny na całym obiekcie. "Żyleta" mimo wszystko nie przerywała protestu i z bólem serca słuchała, jak nad Łazienkowską dochodziły pieśni sławiące Widzew. W pewnym momencie goście "pojechali" z napastnikiem Legii, Bartłomiejem Grzelakiem, co nie wiedzieć czemu... przyjęte zostało przez kilkudziesięciu warszawiaków oklaskami. Tylko na Krytej w całym tumulcie dało się dosłyszeć niewybredną przyśpiewkę na temat łodzian. Poza tą jednorazową "wpadką", więcej bluzgów z obu stron nie było. Widzew pozdrawiał swoją zgodę z Chorzowa, ale przede wszystkim świetnie dopingował swój zespół.

Mijały kolejne minuty, a my tylko dwa razy byliśmy nieco głośniej. Mowa oczywiście o momentach, kiedy stadion radował się z bramek dla Legii. Do 85 minuty jednak milczeliśmy. Wtedy odkryta zaczęła skandować "Zobacz Walter, jak być może", po czym z całą siłą ryknęliśmy, że "Moja jedyna miłość to jest Legia". Aż ciarki przeszły po plecach! Ryk, jakiego dawno nie było! Przez pięć minut zdarliśmy gardła konkretnie i aż żal pomyśleć, że moglibyśmy tak śpiewać przez całe spotkanie. Przez ostatnie minuty, kiedy dawaliśmy z siebie wszystko było tak, jak normalnie byłoby od początku.
Słychać było tylko nas, Widzew tylko momentami próbował się przebić. Nawet końcowy gwizdek sędziego nie był w stanie zamknąć ust legionistom. "Legiaaaa Warszawaaa" - cała odkryta jak w amoku wykonywała hit z Wiednia. Przyłączyli się do niego nasi piłkarze, którzy fetowali pod naszym młynem wygraną z odwiecznym wrogiem.

"Niech oni w końcu przestaną z nami walczyć, a zrozumieją, że wszystkim nam zależy na tym, by Legia była najlepsza" - mówił po meczu jeden z kibiców. Trudno się z nim nie zgodzić. Nie od nas to jednak zależy, ale mimo to, wciąż czekamy na szczęśliwy koniec. Jako że 5 minut znakomitego dopingu nie jest w stanie zrekompensować 85 minut słabiutkiego śpiewu, nasza ocena nie może być tego dnia wysoka.

Frekwencja 11 773
Kibiców gości: 923
Flagi gości: 7

Doping Legii: 3
Doping Widzewa: 9

Autor: Bodziach