Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Nowy Sącz - Wtorek, 25 września 2007, godz. 15:30
Puchar Polski - 1/16 finału
Herb Sandecja II Nowy Sącz Sandecja II Nowy Sącz
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 30' Radović
    • 42' Korzym
    • 44' Radović
    • 71' Grzelak
    4 (3)

    Sędzia: Adam Kajzer
    Widzów: 4500
    Pełen raport
    Około 220 kibiców Legii wybrało się w środku tygodnia na południe Polski - fot. Mishka

    Egzotyka nad Dunajcem

    Mimo sporej odległości dzielącej Warszawę i Nowy Sącz oraz mało prestiżowego rywala w rozgrywkach Pucharu Polski, sektor gości na stadionie Sandecji wypełnił się po brzegi. Spotkania PP przez jednych traktowane są jako mało atrakcyjne rozgrywki, przez innych zaś jako okazja do egzotycznej wyprawy, będącej urozmaiceniem kolejnych wojaży do Wodzisławia, czy Grodziska. Tym razem również nie brakowało amatorów, którzy skoro świt ruszyli na południe kraju, by wspierać swój ukochany klub. A na miejscu było ciekawie.

    Choć nasi działacze robią wszystko co w ich mocy, aby fani z eLką w sercu przestali podróżować za swoim klubem, nie jest to w stanie zniechęcić prawdziwych fanatyków. Na szczęście zarząd Sandecji, jak i jej kibice, mieli odmienne zdanie od panów Stefana Dziewulskiego i Leszka Miklasa i doszli do wniosku, że mecz bez naszego udziału znacznie straci na wartości. Część wejściówek przesłano więc w dobre ręce i zostały one rozdysponowane wśród legionistów, reszta zaś była do nabycia na miejscu. Fani z Warszawy ruszyli w drogę na wszystkie możliwe sposoby. Nie brakowało skromnej ekipy pociągowej, fanów podróżujących busami i samochodami. Wszyscy mieli okazję podziwiać piękne górskie widoki w drodze na stadion. Nowy Sącz leży spory kawałek od stolicy, więc wyjazd trzeba było zaplanować już koło 6 rano. Po kolejnych mijanych górskich serpentynach mogło zakręcić się w głowie. W końcu dotarliśmy do celu, gdzie ruch został zupełnie sparaliżowany. Po rozstawieniu mnóstwa zakazów wjazdu, nawet miejscowi nie potrafili poradzić jak podjechać pod sam stadion. W całym Sączu widać było spore zainteresowanie przybyciem utytułowanego przeciwnika - zewsząd na obiekt przy Kilińskiego ciągnęły tłumy w koszulkach Sandecji, Cracovii, bądź... Polonii.

    Nasz sektor znajdował się na łuku, a od młyna miejscowych dzielił nas kilkudziesięciometrowy sektor buforowy. Wejście nie należało do najprzyjemniejszych - najpierw weryfikacja na liście, później zaś szczegółowa kontrola. Ochroniarze ubrani w kominiarki (prawie wszyscy) zabraniali wnoszenia na trybuny m.in. długopisów, bez problemu przepuszczając jednak osoby z dużymi butelkami wody mineralnej. Zapewniano, że wszyscy bez wyjątku zostaną wpuszczeni na sektor, tylko żebyśmy zachowali spokój. Choć wpuszczanie gości zakończyło się dopiero w przerwie spotkania, przy wejściu faktycznie było spokojnie. Nasz nabity do granic możliwości sektor pomieścił ok. 220 osób - zarówno z Warszawy, jak i okolicznych fan-clubów. Miejscowi również szczelnie zapełnili swoje sektory, wykupując w kasach wszystkie bilety. Ci, którym ta sztuka się nie udała, oglądali spotkanie zza ogrodzenia obiektu. Początkowo nowosądeczanie nie bluzgali w naszą stronę. Wydawało się, że podziałał apel spikera, który prosił "Sączersów" o kulturalny doping. Wytrwałości starczyło zaledwie na kilkanaście minut, po czym z młyna usłyszeliśmy niepochlebne okrzyki pod adresem Legii. Nie pozostaliśmy im dłużni i po chwili wyraziliśmy swoje zdanie o zgodzie Sandecji, Polonii, którą w ostatnich dniach częściej można spotkać tam, gdzie Legia gra, niż w samej stolicy.

    Naszym dopingiem kierował oczywiście "Staruch", a nad rytmiką śpiewu czuwał zabrany na miejsce bęben. Pod względem dopingu było naprawdę nieźle - o ile początkowo (gdy główna grupa nie dojechała), miejscowych słychać było bardzo dobrze, to po rozpoczęciu naszego show, trzeba się było mocno starać, aby usłyszeć jakikolwiek śpiew gospodarzy. Najlepiej wychodziła nam "Moja jedyna miłość" oraz hit z Wiednia, który ciągnęliśmy nieprzerwanie przez dobrych kilka minut. Nie brakowało również "pyskówek" z Sandecją. "Tylko wiocha Legię kocha" - skandowali miejscowi. "Cześć, cześć, cześć - Legia wita wieś" - usłyszeli w odpowiedzi. "Przyszliście chamy, dlatego, że my tu gramy" oraz "Wyp... na pastwisko" to dwie kolejne przyśpiewki pod ich adresem. Przedstawiliśmy również swoje stanowisko w stosunku do tych, którzy używają sprzętu. Mimo okrzyku "Cały stadion śpiewa z nami", sądeczanie nie przyłączyli się do haseł antysprzętowych. Pod adresem Polonii (i nie tylko) skandowaliśmy również hasła o tym, jak kończą konfidenci. Dodajmy, że na płocie Sandecji wisiało parę flag, w tym fany Czarnych Jasło i niewielka Polonii. Z naszej strony wisiały zaledwie 3 płótna, które i tak... ledwo zmieściły się na niewielkim sektorze.

    Dla miejscowych mecz z Legią był najbardziej prestiżowym w historii klubu. Trudno się dziwić, że ultrasi przygotowali się do niego należycie. Bogaty arsenał ultras został zaprezentowany na przestrzeni całego spotkania. Rozpoczęto sektorówką z herbem i racami. Później w górę poszły szarfy ze stroboskopami, flagi na kijach, styropianowy napis ze świecami dymnymi, saletra i na koniec transparenty na 2 kijach z wulkanami. Oj, było tego sporo, choć z drugiej strony w Polsce ruch ultras zmierza do jednej-dwóch konkretnych prezentacji, zamiast kilku przeciętnych. Mimo to młodej ekipie Sandecji należą się słowa uznania za przygotowanie do tego meczu. Na boisku miejscowi piłkarze starali się nie mniej niż fani na trybunach. Trudno było jednak nie dostrzec różnicy klas dzielącej Legię i ekipę znad Dunajca. W końcu nasza przewaga została udokumentowana golem i mogliśmy się radować prowadzeniem nad... pogromcami zawsze groźnej Stali Sanok. W drugiej połowie nasz śpiew jeszcze przybrał na sile i było naprawdę kozacko. Była okazja by powyginać ciało oraz zatańczyć walczyka. Gdy mecz miał się ku końcowi, a Sączersi wiedzieli już, że piłkarsko nie sprawią tego dnia sensacji, postanowili w inny sposób zostawić po sobie jakieś wspomnienie. Kilkanaście osób przeskoczyło płot i zaczęło zmierzać w kierunku sektora gości. Po przebiegnięciu zaledwie kilku metrów miejscowi musieli się zatrzymać, bo na ich drodze stanęła policja i ochrona (w kaskach motorowych!). Zaczął się dym z mundurowymi polegający głównie na ciskaniu w funkcjonariuszy butelkami, cegłami i różnego rodzaju amunicją. Ubrani na czarno policjanci bez zastanowienia traktowali miejscowych gazem, pałami, a później również bronią gładkolufową. W tym czasie śpiewaliśmy "Zostaw kibica" i pieśni antypolicyjne.
    Nie brakowało jednak docinek pod adresem miejscowych - "Awans w lidze chuliganów", czy "Pokazówka" - te hasła najlepiej świadczą o tym, że nikt z przyjezdnych "akcji" nowosądeczan nie traktował poważnie.

    Choć zamieszki na trybunach trwały cały czas, sędzia zakończył spotkanie zgodnie z planem. Nasi gracze, dosyć opornie, podeszli pod nasz sektor przybić piątki. Fani z Nowego Sącza byli tymczasem spychani przez policję w stronę wyjścia, a po chwili marsz fanów przemienił się w ucieczkę przed funkcjonariuszami. Awantury przeniosły się poza stadion, a my jeszcze ponad 40 minut spędziliśmy na swoich miejscach. W tym czasie mieliśmy okazję ubawić się setnie widząc wywijającego orła policjanta, próbującego przeskoczyć półmetrowy płotek. W końcu, po opanowaniu sytuacji na mieście (oficjalnie - znalezieniu kluczyka do bramy), wypuszczono nas do naszych pojazdów i można się było udać w drogę powrotną. Po drodze sporo osób chętnie zatrzymywało się w malowniczych zajazdach nad Dunajcem, w końcu nie wiadomo kiedy po raz kolejny będziemy mieli okazję zawitać w te strony. Do stolicy udało nam się dotrzeć grubo po północy, ale zmęczenie długą trasą minęło szybko. W końcu byliśmy uczestnikami niezapomnianej przygody. Czy w kolejnej rundzie znowu będziemy mieli okazję do równie egzotycznego wyjazdu? Wszystko zależy od losowania.

    Frekwencja: 4 500
    Kibiców gości: 220
    Flagi gości: 3

    Doping Sandecji: 7
    Doping Legii: 8,5

    Autor: Bodziach