|
Warszawa - Piątek, 9 listopada 2007, godz. 20:00 Ekstraklasa - 14. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Jagiellonia Białystok
| 0 (0) |
Sędzia: Robert Małek Widzów: 7000 Pełen raport |
|
Kibice Legii nie dopingowali podczas meczu z Jagiellonią - fot. Mishka |
Flaga niezgody
Farsa na Łazienkowskiej. W roli głównej wystąpił delegat PZPN, który na płocie od strony zegara dopatrzył się flagi z pięścią - zakazanym symbolem (?). Druga połowa rozpoczęła się z 20-minutowym opóźnieniem. Najśmieszniejsze jest to, że kontrowersyjne płótno było na tyle małe, że nikt na trybunach nie miał szans dostrzec widniejącego na nim znaku.
To właśnie ta sytuacja wzbudziła największe poruszenie na trybunach. Fani obu drużyn śpiewali razem piosenki pod adresem PZPN oraz obserwatora. Skandowano również hasło "Piłka nożna dla kibiców". W końcu wspaniałomyślny organizator zawodów wpadł na przebiegły pomysł, jak udobruchać obserwatora. Na zapasowej bramce zawieszono plandekę, bramkę przeniesiono na środek sektora "Jagi" i w ten sposób starano się zamaskować niewygodne płótno. Nawet James Bond nie wpadłby na tak przebiegły pomysł. Zawody udało się w końcu wznowić, a legioniści namawiali białostoczan do walki z pomysłami piłkarskiej centrali, skandując hasło "Nie pękajcie - przewieszajcie". Po chwili tak właśnie uczynili żółto-czerwoni, wieszając flagę na szczycie ogrodzenia. Co prawda były sugestie, aby bramkę z plandeką postawić pionowo, ale tej farsy akurat nam oszczędzono. Tak, czy inaczej, PZPN w zupełnie niezamierzony sposób spowodował, że flaga, wisząca na płocie od początku spotkania, zostanie zauważona przez wszystkich kibiców w kraju.
Jagiellonia przyjechała do stolicy pociągiem specjalnym, całkiem liczną grupą i podstawionymi autobusami została przetransportowana na stadion. Nie wszyscy przyjezdni mieli możliwość obejrzenia początku spotkania. Zgodnie z przypuszczeniami, większość z nich ubrana była w charakterystyczne żółto-czerwone koszulki. Mieli też ze sobą bęben, który pomagał w synchronizacji dopingu. Innym razem czyniła to orkiestra z Krytej, której przygrywki bardziej służyły przyjezdnym niż kibicom spod dachu. Żyleta, co wiadomo było już przed meczem, nie dopingowała. Tego najbardziej mogło brakować piłkarzom, ale o tym, że protest nie jest skierowany przeciwko nim, zostali poinformowani już wcześniej. Niestety, druga strona konfliktu nie jest skora do żadnych rozmów i w związku z tym, trudno liczyć na jakiekolwiek zmiany.
W czasie piątkowego meczu Żyleta odezwała się zaledwie kilka razy. Głównie były to odpowiedzi na wulgarne zaczepki przyjezdnych, wrzuty na sędziego Małka i PZPN, o czym już wspomnieliśmy na wstępie. Jagiellończycy przez 90, a tego dnia nawet 110 minut, nie milkli ani na chwilę. Dopingowali bardzo dobrze, przez długi czas ciągnąc jedną piosenkę. Nie mieli żadnych problemów z zagłuszeniem Krytej i to doping dla gości był świetnie słyszalny na całym stadionie.
Niestety, nasi piłkarze, mimo sporej przewagi, ani razu nie zdołali pokonać "Banana" i po końcowym gwizdku, to Jagiellonia mogła fetować osiągnięcie satysfakcjonującego wyniku. Nasz stadion szybko opustoszał, piłkarzy żegnały gwizdy, a pod zegarem wciąż trwała zabawa na całego. W tak smutnych okolicznościach kończył się kolejny bezbarwny z naszej strony mecz na Łazienkowskiej. Właściwie, gdyby nie natrętność obserwatora o pojedynku z "Jagą" szybko byśmy zapomnieli i przeszedłby on bez większego echa. A tak, rozprawiać się o nim będzie jeszcze długo.
P.S. Nie dalej jak wczoraj, KP Legia opublikował spis kar, które obciążyły klubowe konto przez zachowanie swoich kibiców. Wiadomo już, że za opóźnienie spotkania z Jagiellonią również nie unikniemy finansowego "klapsa". Czy działacze równie ostro co swoich kibiców, potraktują osobę odpowiedzialną za zabezpieczenie imprezy? To raczej pytanie retoryczne.
Autor: Bodziach
Frekwencja: 7.000
Kibiców gości: 1100
Flagi gości: 9
Doping Legii: 1
Doping Jagiellonii: 7