|
Warszawa - Niedziela, 16 marca 2008, godz. 19:15 Ekstraklasa - 21. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 21' Radović
- 86' Burkhardt
- 90+3' Ekwueme
|
3 (1) |
|
Zagłębie Lubin
| 0 (0) |
Sędzia: Robert Małek Widzów: 6621 Pełen raport |
|
Tym razem Chinyama nie trafił do siatki, ale wyręczyli go koledzy - fot. Mishka |
Znów lepsi od mistrza
Drugi raz w tym sezonie legioniści okazali się lepsi od wciąż aktualnych mistrzów Polski z Lubina. W pierwszej połowie prowadzenie Legii dał Miroslav Radović. Tuż przed końcem gości dobili Marcin Burkhardt i Martins Ekwueme. "Wojskowi" byli zdecydowanie lepsi i wygrali zasłużenie. Wystarczy powiedzieć, że w drugiej połowie lubinianie nie oddali ani jednego strzału na bramkę Jana Muchy. Wygrana cieszy, ale piłkarze Legii mogą też mieć dużo pretensji do siebie. Marnowanie tak wielu dogodnych okazji do strzelenia kolejnych bramek po prostu nie powinno się przydarzać drużynie o tak wysokich aspiracjach.
Przed meczem Jan Urban znów miał problem z wystawieniem najmocniejszego składu. Kontuzjowani są wciąż napastnicy Bartłomiej Grzelak i Maciej Korzym. W ataku nie było więc alternatywy dla Takesure Chinyamy. Komfortowo nie było też w defensywie. Co prawda do gry powrócił już Inaki Astiz, ale za żółte kartki pauzował Wojciech Szala. Na murawie zastąpił więc go Jakub Wawrzyniak. Po niecałej pół godzinie obrona Legii grała w jeszcze innym ustawieniu. Z boiska zszedł bowiem Tomasz Kiełbowicz. Jego miejsce zajął zaś Przemysław Wysocki. Ale to nie obrona była najważniejsza w niedzielny wieczór.
Legioniści rozpoczęli spotkanie z takim impetem, jakby szybko chcieli zatrzeć złe wrażenie z meczu z Sosnowca. Szybka i kombinacyjna gra mogła podobać się kibicom. Już w 2. minucie przed szansą na otworzenie wyniku stanął Piotr Giza. Pomocnik "wojskowych" ładnie przyjął piłkę w polu karnym i zdecydował się na szybki strzał. Jego uderzenie było jednak na tyle słabe, że nie mogło wyrządzić krzywdy Aleksandrowi Ptakowi. Czas pokazał jednak, że bramkarz lubinian nie z każdego pojedynku wyjdzie obronną ręką. Tak było w 21. minucie, gdy musiał wyciągać piłkę z siatki po uderzeniu Miroslava Radovicia. Akcję zaczął ten, który nie trafił do siatki w 2. minucie. Do prostopadłego podania ruszył "Rado". Ogromną chęć na strzelenie gola miał także Chinyama. Jednak to Serb szybciej dopadł do piłki i pewnym strzałem dał Legii prowadzenie 1-0.
Zadowoleni z takiego obrotu sprawy piłkarze Legii wcale nie spoczęli na laurach. Raz po raz usiłowali sforsować obronę podopiecznych Rafała Ulatowskiego. Trzeba uczciwie przyznać, że aktualni jeszcze mistrzowie Polski prezentowali się dość przeciętnie na tle legionistów. Jana Muchę usiłowali nękać strzałami z daleka. Z mizernym skutkiem. Groźnie pod bramką Słowaka było za to w 32. minucie. Bramkarz Legii nieco przysnął przy rozgrywaniu rzutu rożnego. Wykorzystał to Vidas Alunderis, który z bliskiej odległości usiłował doprowadzić do remisu. Futbolówka minęła już nawet Muchę, ale za jego plecami był jeszcze Edson. To właśnie on wybił piłkę z linii bramkowej.
W drugiej połowie gra się wyrównała, ale nadal to gospodarze byli stroną dominującą. Co z tego, skoro nie potrafili udokumentować swojej przewagi drugą bramką. Dwie bardzo dobre sytuacje zmarnował Chinyama. Najpierw usiłował posłać piłkę w długi róg, ale minimalnie chybił. W 67. minucie wydawało się, że już nie jest w stanie powstrzymać najskuteczniejszego strzelca legionistów. Okazało się jednak, że dla "Tejkszura" nie ma rzeczy niemożliwych. Choć miał przed sobą tylko Ptaka... huknął na wiwat. W międzyczasie Giza głową usiłował pokonać bramkarza Zagłębia. Golkiper gości w ekwilibrystyczny sposób zdołał jednak wybić piłkę na rzut rożny.
Z każdą minutą rosła przewaga legionistów. Tym bardziej, że w 69. minucie czerwoną kartkę obejrzał Sreten Sretenović. Chwilę później z rzutu wolnego w poprzeczkę trafił Edson. Ale gola znowu nie było. Swoje usiłowali wciąż ugrać lubinianie, ale oprócz kilku rzutów rożnych nic nie wskórali. Szkoda tylko, że podopieczni Jana Urbana marnowali kolejne okazje do strzelenia gola i zapewnienia sobie spokojnej końcówki meczu. Najbliższy tego był w 81. minucie Marcin Burkhardt, który stanął oko w oko z Ptakiem. Górą był jednak golkiper gości. Pięć minut później "Bury" nie miał już problemów z wepchnięciem piłki do siatki. Duża w tym zasługa Chinyamy, który wyłożył mu piłkę na 3. metr przed pustą bramką. Po tym ciosie lubinianie nie mogli się już podnieść. Jeżeli goście mieli jeszcze jakieś nadzieje na dobry wynik, to w doliczonym czasie gry zgasił je Matrins Ekwueme.
Autor: Tomek Janus