|
Gdańsk - Środa, 9 kwietnia 2008, godz. 17:45 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Lechia Gdańsk
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Mariusz Żak Widzów: 11000 Pełen raport |
|
Ok. 1200 fanów Legii z problemami dotarło na sektor stadionu Lechii - fot. Mishka |
W oparach gazu
Już parę miesięcy temu, po losowaniu par 1/4 finału PP, wyjazd do Gdańska wydawał się jednym z ciekawszych wypadów tej wiosny. Lechiści zapewniali, że otrzymamy tysiąc wejściówek, by dzień przed meczem oferować jedynie połowę tej sumy. Ostatecznie na Traugutta dotarło 1200 fanów Legii wraz ze zgodami i po długich męczarniach wszystkim udało się wejść na stadion. Zanim jednak do tego doszło, wielu kibiców musiało skorzystać z pomocy lekarzy, bowiem ochrona firmy Taurus na powitanie raczyła nas gazem. W czasie spotkania nie mieliśmy większych szans, by przebić się przez doping gospodarzy. Obie strony nie szczędziły sobie uprzejmości, choć w tej "konkurencji" dominowała Legia...
Kwestia wyjazdu do Gdańska załatwiana była od dłuższego czasu. Półtora dnia przed meczem dotarły do nas wieści, że mimo sporego zainteresowania z naszej strony, więcej niż 600 osób spotkania nie obejrzy. Mimo to legioniści nie bacząc na przeciwności losu, w środę rano ruszyli w trasę. Krajowa siódemka usłana była kontrolami policji, która za wszelką cenę starała się zniechęcić fanów do podróży do Elbląga. Tam właśnie był nasz punkt zborny. Stąd wraz z Olimpią ruszyliśmy pociągiem w kierunku Gdańska. Ze stacji docelowej - Gdańsk Główny, pod stadion dowiozło nas siedem podstawionych autobusów.
Gdy tylko autobusy zbliżyły się do sektora gości, ochroniarze firmy Taurus od razu, bezprawnie, założyli na twarze kominiarki. Po kilku minutach, gdy dwie osoby próbowały "przyspieszyć" wejście, ochroniarze gazem pieprzowym potraktowali stojących w promieniu kilkunastu metrów kibiców. Po chwili trzeba było wzywać karetkę, do której co chwila ktoś kursował. Słyszeliśmy, że spotkanie właśnie się zaczyna, a Lechia skanduje hasło "Piłka nożna dla kibiców". Przez większość pierwszej połowy gospodarze nie mieli konkurencji - my staliśmy ściśnięci przed bramami wejściowymi. Wchodzenie na sektor było bardzo powolne. Ostatecznie organizatorzy zrezygnowali ze sprawdzania danych z listy wyjazdowej, jak i sprawdzania biletów. Trzeba było tylko pokazać twarz (w przeciwieństwie do ochrony - bez kapturów i czapek) do dwóch kamer i już można było zająć miejsca w sektorze gości.
Miejsca w nim właściwie skończyły się po wejściu połowy naszej ekipy. Sąsiadujący z nim kolejny sektor był strzeżony przez policję. Pomimo faktu, że i za nim znajdował się jeszcze sektor buforowy. Niestety, miejscowy dyrektor ds. bezpieczeństwa ponad zdrowie kibiców Legii postawił własne przyrzeczenia, i na sektor nie wpuścił nikogo, nakazując tłoczyć się warszawiakom na niewielkiej przestrzeni. Paręset osób nie miało szans dostrzeżenia choćby jednej z bramek. Wielu fanów nie miała nawet ku temu ochoty, a niektórzy - ci, którzy gazem dostali najmocniej, możliwości. Ze względu na niewielką pojemność płotu, wywiesiliśmy jedynie kilka flag. Lechia na płocie oprócz swoich flag wywiesiła płótna Wisły i Gryfa Słupsk. Kibice z Krakowa zresztą siedzieli bardzo blisko nas - na skraju trybuny krytej. Parę razy w ich stronę śpiewaliśmy "pochwalne" pieśni na cześć klubu z Krakowa.
Jeśli chodzi o doping, to trzeba przyznać, że przewaga liczebna Lechii sprawiała, że szanse na przebicie się mieliśmy niewielkie. Z ich strony najgłośniej śpiewał łuk, trochę słabiej prosta, a zupełnie cicho siedziała kryta. O tym, że i nas czasami było słychać, świadczyły przeciągłe gwizdy lechistów i wulgarne piosenki o Legii. My zresztą też nie szczędziliśmy gospodarzom "komplementów". Było ich więcej niż na większości spotkań, ale znacznie mniej niż w czasie pierwszego meczu obu drużyn. Tym razem, tak jak to czynimy na wyjazdach, śpiewaliśmy również legijne pieśni. Pozdrowiliśmy oczywiście nasze zgody, które tego dnia były z nami. Na sektorze legionistów pojawili się również przedstawiciele Zenita St. Petersburg oraz Ujpestu Budapeszt. Ciekawym zjawiskiem były prośby spikera pod koniec pierwszej połowy, aby lechiści w przerwie... nie opuszczali stadionu.
Jeśli chodzi o ultraskę, to fani Lechii przygotowali sektorówkę z nazwą klubu i odpalili kilkanaście rac - tej oprawy co prawda większość z nas nie widziała, bo prezentowana była w pierwszej połowie (a wchodziliśmy właściwie... do końca spotkania). Pod koniec meczu gdańszczanie raz jeszcze odpalili race (tym razem na łuku), do góry podnieśli malowaną sektorówkę, a na płocie powiesili transparent "W ogniu walki wznosimy sztandar zwycięstwa". Na dwie minuty przed końcem spotkania także i z naszej strony miała miejsce oprawa. Na płocie pojawił się transparent "Ultras Liberi", a ponad nim odpalone zostały ognie bengalskie, ognie wrocławskie i parę rac. Wcześniej race odpaliliśmy jeszcze po zdobytej bramce.
Po meczu pod nasz sektor podeszli piłkarze i przybili z nami piątki. Młodzi - Majkowski i Borysiuk rzucili w naszą stronę nawet swoje koszulki. W tym samym czasie większość z nas dalej śpiewała pieśń "Za nasze miasto". Później, gdy stadion już pustoszał, legioniści wyrazili swoje zdanie o ITI oraz skandowali hasło "Precz z komuną". Na wyjście z sektora nie musieliśmy czekać ani chwili. Szybko zapakowaliśmy się do podstawionych autobusów, a te... zamiast odstawić kibiców na dworzec w Gdańsku, w silnej eskorcie odwiozły wszystkich do Elbląga, gdzie zostawione zostały samochody większości naszej ekipy.
Trzeba przyznać, że wyjazd do Gdańska był jednym z ciekawszych wyjazdów w ostatnich miesiącach. Szkoda tylko, że gospodarzom zabrakło wyobraźni, bo sprawne wpuszczenie legionistów na oba sektory za bramką wywołałoby mniejsze nerwy wśród kibiców.
Frekwencja: 10 000
Kibiców gości: 1200
Flagi gości: 7
Doping Lechii: 8
Doping Legii: 6,5
Autor: Bodziach