|
Warszawa - Sobota, 12 kwietnia 2008, godz. 17:00 Ekstraklasa - 25. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Lech Poznań
| 1 (0) |
Sędzia: Robert Małek Widzów: 9500 Pełen raport |
|
Kibu i Jan Urban - fot. Mishka |
Wypowiedzi pomeczowe
Jan Urban (trener Legii Warszawa): Ten mecz mógł wyglądać zupełnie inaczej, a tak z dużej chmury, mały deszcz. W pierwszej połowie spotkanie było wyrównane, choć wydaje mi się, że nieznacznie przeważaliśmy. Po zmianie stron.. cóż, nie mieliśmy czym straszyć. Trudno wymagać od młodych chłopaków wchodzących w drugiej połowie, żeby w takich meczach brać na siebie ciężar gry. Byliśmy bliscy dowiezienia remisu, który takiej sytuacji by nas satysfakcjonował. Owszem mieliśmy na koniec znakomitą sytuację, ale niestety – nie udało się.
Franciszek Smuda (trener Lecha Poznań): Na pewno nie było to płynne spotkanie, jak rozegrane przez nas na wyjeździe z Ruchem Chorzów. Jednak to był zupełnie inny przeciwnik W pierwszej połowie Legia nie dała pograć w środkowej strefie tak jak potrafimy. Nie mogliśmy rozwinąć skrzydeł. Dużo było walki niż bramkowych sytuacji, choć w drugiej połowie mieliśmy kilka akcji. Ponadto legioniści grali bez jednego zawodnika. Trochę bałem się tego, bo oglądałem niedawno mecz w europejskich pucharach i nie chciałem, żeby to samo się stało dzisiaj. Na pewno cieszy wynik. Przyjeżdżając tutaj chcieliśmy wygrać. Gdyby to gospodarze byliby dziś górą, wówczas byłoby po zabawie. A tak gra toczy się dalej o drugie miejsce.
Jakub Rzeźniczak (Legia Warszawa): Wydawało nam się, że dowieziemy bezbramkowy wynik do końca. Lech choć na nas napierał, to nie stwarzał sobie klarownych sytuacji. Przewaga gości była nieunikniona. Kiedy gra się w dziesięciu, trzeba więcej sił poświęcić, ale z gry wyglądało na to, że będzie remis. Teraz mamy trzy dni do meczu z Wisłą, później jedziemy do Wodzisławia. Musimy jak najszybciej wyciągnąć wnioski z tego spotkania i walczyć w Pucharze Ekstraklasy oraz w lidze.
Aleksandar Vuković (Legia Warszawa): Czerwona kartka dla Marcina Smolińskiego przeszkodziła nam w grze. Czasem jednak tak jest. Pamiętam mecze w barwach Legii, które wygrywaliśmy w dziesięciu. Dziś też chcieliśmy zwyciężyć, ale nie udało się. Porażka komplikuje nam walkę o drugie miejsce, ale nie przesądza, kto zajmie tą lokatę. Zostało jeszcze kilka kolejek do końca rozgrywek i każda z drużyn aspirujących do drugiego miejsca, ma niemal równe szanse. Nie ma czasu na rozpamiętywanie przegranej, bo co trzy dni gramy teraz ważne mecze. Trzeba się po prostu pozbierać.
Ariel Borysiuk (Legia Warszawa): Trochę się dziś zestresowałem, gdy trener wskazał mnie do zmiany. Na szczęście na boisku szybko o tym zapomniałem. Zmianę zgłaszał Piotr Giza, który skarżył się na jakiś drobny uraz. Przed wejściem trener mówił mi, żebyśmy spokojnie grali w środku pola. Najgorsze jest jednak to, że przegraliśmy. Myślę, że to przez to iż graliśmy w osłabieniu przez prawie godzinę. Ciężko nam było skonstruować groźne akcje. Lech nas przycisnął i w końcu strzelił gola. Poznaniacy byli bardzo dobrze przygotowani fizycznie i ciężko grało się przeciwko nim.
Drugi raz w tym sezonie przegraliśmy z Lechem. Kibice mogą być zawiedzeni, bo dla nich takie mecze są bardzo ważne. Musimy teraz wygrać z Odrą, bo punkty są nam bardzo potrzebne. Wciąż mamy szansę na grę w europejskich pucharach i mam nadzieję, że ją wykorzystamy.
Maciej Rybus (Legia Warszawa): Przez całą drugą połowę graliśmy w osłabieniu. To było główną przyczyną naszej porażki z Lechem. Mogłem dziś strzelić gola, po dobrym podaniu Rogera. Wychodziłem już sam na sam z Kotorowskim, ale zostałem sfaulowany. Gdybym wtedy wpisał się na listę strzelców, mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. Trudno powiedzieć czy Lech zasłużył dziś na wygraną. W pierwszej połowie gra była wyrównana. Lechici groźne akcje zaczęli stwarzać dopiero, gdy grali z przewagą jednego zawodnika. Aż w końcu niestety wykorzystali jedną z nich. Dostawałem dziś mało piłek, ale w ogóle trudno było się nam przy niej utrzymać. Dużo było zwykłej kopaniny.
Miroslav Radović (Legia Warszawa): Nie udało się nam wytrzymać do końca meczu. Żałujemy tego, bo bardzo się staraliśmy i walczyliśmy. Lech jest dobrą drużyną i grać przeciwko niej z jednym piłkarzem mniej, jest bardzo trudno. Dziś poznaniacy wykorzystali swoją przewagę. Sam zagrałem dziś nieco lepiej niż ostatnio. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie jeszcze lepiej. Zostało jeszcze kilka meczów do końca sezonu i mam nadzieję, że jeszcze powalczymy.
Jan Mucha (Legia Warszawa): Mecz był dziś wyrównany. Każda drużyna miała swoje okazje i wynik 0-0 nie byłby dla nas zły. Muszę jednak przyznać, że to Lech był lepszy. Z drugiej strony my też mieliśmy swoje okazje. Choćby Takesure Chinyama w 89. minucie. Gdyby wówczas strzelił, byłby remis i mielibyśmy lepsze humory.
Krzysztof Kotorowski (Lech Poznań): Spotkanie było bardzo ciężkie, ale my wiedzieliśmy o co gramy. Przyjechaliśmy na Łazienkowską i wszyscy trąbili, że nie wygraliśmy tu od wielu lat. Okazuje się, że niepotrzebnie. Wyszliśmy na boisko z wiarą w zwycięstwo. Spokojnie przeczekaliśmy pierwszą połowę. Po przerwie mieliśmy trochę łatwiej, bo graliśmy z wiatrem. Najważniejsze jest jednak zwycięstwo. Trudno powiedzieć czy dziś wygraliśmy najważniejszą bitwę w walce o drugie miejsce. Na pewno był to bardzo ważny mecz. To dla nas duży krok do przodu. Za tydzień trzeba jeszcze pokonać Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski.
Piotr Reiss (Lech Poznań): Zwycięstwo na Łazienkowskiej na pewno smakuje lepiej niż normalna wygrana. Na taki mecz nikogo nie trzeba mobilizować, więc i smak triumfu jest bardzo dobry.
Przemysław Pitry (Lech Poznań): Pierwsza połowa nie zapowiadała, że zejdziemy z boiska jako zwycięzcy. Legia postawiła nam bardzo ciężkie warunki. Łatwiej grało się nam od momentu, gdy Marcin Smoliński dostał czerwoną kartkę. Zaczęliśmy stwarzać wiele bramkowych sytuacji. Na szczęście udało się nam wykorzystać przynajmniej jedną z nich. Gdy wchodziłem na boisko trener kazał mi zasuwać. Miałem atakować każdą piłkę i dawać z siebie wszystko. Strzeliłem gola, ale bohaterem się nie czuje. Harowała przecież cała drużyna. Zauważmy ile pracy mieli nasi obrońcy z upilnowaniem Takesure Chinyamy. Powtarzam więc, że gola strzelił Lech.