|
Warszawa - Wtorek, 22 kwietnia 2008, godz. 18:00 Puchar Polski - 1/2 finału |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Zagłębie Lubin
| 0 (0) |
Sędzia: Mirosław Górecki Widzów: 1500 Pełen raport |
|
Legioniści nie strzelili gola w meczu z Zagłębiem - fot. Mishka |
Bez zaliczki
Bezbramkowym remisem zakończył się pierwszy mecz półfinału rozgrywek o Puchar Polski z Zagłębiem Lubin. Spotkanie, szczególnie przed przerwą, nie było porywającym widowiskiem. W drugiej połowie legioniści wzięli się do roboty, ale nie udało się im wywalczyć choćby jednobramkowej zaliczki. Przed rewanżowym meczem, który za tydzień odbędzie się w Lubinie, obie drużyny mają więc szansę na awans.
Trener Jan Urban przed meczem utrzymywał, że nie myśli o spotkaniu z Wisłą Kraków,a koncentruje się na rywalizacji z Zagłębiem Lubin. Trudno się temu dziwić skoro trzy mecze w Pucharze Polski dzielą legionistów od zapewnienia sobie miejsca w europejskich pucharach. Szkoleniowiec posłał więc w bój najmocniejszy skład, jakim dysponował. Ariel Borysiuk, Maciej Rybus i Kamil Majkowski, którzy w sobotę zebrali dobre oceny za mecz z Wodzisławiu Śląskim, powędrowali na ławkę rezerwowych. Do walki rzuceni zostali starsi i bardziej doświadczeni. Ale na murawie wcale nie spisywali się lepiej od swoich młodszych kolegów.
Pierwsze trzy kwadranse meczu z Zagłębiem Lubin nie były porywającym widowiskiem. Groźnych sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Z przodu walczył Takesure Chinyama, ale na drodze jego strzałów stawał Aleksander Ptak. „Tejkszur” mógł jednak zdobyć gola. Potężnym uderzeniem nabił go piłką Roger. Futbolówka odbiła się jednak od napastnika rodem z Zimbabwe i przeleciała ponad poprzeczką. Szczęście nie pozwoliło więc wyjść legionistom na prowadzenie.
Więcej niż ciekawych akcji w pierwszej połowie było ostrej gry. Obydwie drużyny nie przebierały w środkach i piłkarze często padali na murawę. Dużo powodów do narzekań miał Miroslav Radović, który dwa razy przewracał się niczym rażony gromem. Tym razem Serb nie symulował, ale i tak sędzia Mirosław Górecki poprzestał na ukaraniu żółtymi kartkami Mate Lacicia i Mateusza Bartczaka. Na przerwę obie drużyny schodziły więc w niezbyt dobrych humorach. Mecz był po prostu nudny i nielicznie zgromadzona publiczność miała powody do narzekań.
Druga połowa początkowo nie przyniosła ożywienia gry. Swoją szansę miał znów Chinyama, ale jego uderzenie zza pola karnego chybiło bramki Ptaka. Ciekawiej zrobiło się, gdy Urban postanowił zdjąć z boiska „Tejkszura” i zastąpić go Majkowskim. „Maja” pokazał to samo, co zaprezentował w Gdańsku i Wodzisławiu. Walka o każdą piłkę, przebojowość i młodzieńczą fantazję. Obrońcy Zagłębia mieli poważne problemy z upilnowaniem żwawego zawodnika. Robili więc to, co w pierwszej połowie, czyli faulowali. Szkoda tylko, że nie potrafili wykorzystać tego legioniści. Tak jak w 70. minucie, gdy po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego, piłkę na 11. metrze dostał Aleksandar Vuković. Serb jednak fatalnie skiksował i wciąż było 0-0.
Ale taka zupełnie niewidowiskowa i smętna gra były po myśli gości. Ci nastawili się na wywiezienie z Warszawy bezbramkowego remisu i sami niezbyt kwapili się do ataków. Zamiast tego przyczajeni na własnej połowie, czyhali na kontry. A legioniści zmuszeni do ataku pozycyjnego, bili głową w mur. Gdy już udało się im przedrzeć przez defensywę gości, oddawali niecelny strzał. A próbowali na wszelkie sposoby. Z dystansu, z bliska, nogą, głową – ale efekt zawsze był taki sam. Nie mogło być jednak inaczej, skoro w drugiej połowie podopieczni Jana Urbana nie oddali jeden celny strzał. Mogło się to zemścić pod koniec meczu. Na szczęście mocny strzał Macieja Iwańskiego wybronił Mucha.
Końcówka spotkania to szaleńcze ataki Legii. Piłka przelatywała nawet wzdłuż linii bramkowej Zagłębia, ale w siatce nie wylądowała. Sprawa awansu do finału rozstrzygnie się więc za tydzień w Lubinie. Oby tam „wojskowi” zagrali równie skutecznie jak w Krakowie, gdzie pokonali faworyzowaną Wisłę Kraków.
Autor: Tomek Janus