|
Lubin - Środa, 30 kwietnia 2008, godz. 17:45 Puchar Polski - 1/2 finału |
|
Zagłębie Lubin
|
1 (1) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Jarosław Żyro Widzów: 5000 Pełen raport |
|
Ok 200 osobowa grupa kibiców Legii dopingowała w Lubinie - fot. Mishka |
Europa czeka, a teraz czas na majówkę!
Zakopane, działeczka, jeziorko, góry, morze - takie plany wyjazdowe snuła zapewne połowa narodu, korzystająca z uroków długiego majowego weekendu. 150 osób miało jednak trochę inne plany. Wyjazd na działkę - a jakże - ale najpierw to, co najważniejsze, a więc wspieranie swojego klubu w ciężkim meczu, o było nie było dużą stawkę. Dla tych 150 osób, które przedkładały wyjazd za Legią na koniec świata nad atrakcje na działce czy szaleństwa na łódce, jasne było jedno - żeby weekend był udany, musiał się rozpocząć w Lubinie!
150 osób to nie jest liczba na miarę naszych możliwości, ale... jak na środowy wieczór otwierający długi weekend i odległość ponad 400 kilometrów, chyba i tak nie mamy co narzekać. Taką liczbą nie pogardziłaby zapewne większość ekip z krajowego podwórka, tyle że przecież to oni do nas równają. Niedosyt więc na pewno jest, jednak z drugiej strony ci co byli, mają podwójną satysfakcję - to na ich oczach Legia zdobyła upragniony awans do pucharów.
Wejść na stadion udało się ponownie dzięki pomocy Zagłębia. Ta ekipa już nie raz pokazała, że tzw. "zakaz wyjazdowy", jakim w lipcu "obdarował" nas nasz własny zarząd, nie robi na nich większego wrażenia. - Chcecie wejść? Ok, byleby nie w dużej liczbie, mamy remont - usłyszeli fani Legii. I mogli spokojnie robić to, do czego stworzeni są kibice - dopingować. Może kiedyś ktoś w przytulnym gabinecie na Łazienkowskiej (Wiertniczej?) zmądrzeje i przyzna, że idiotyczny zakaz, który od początku do końca był nieprzemyślany, trzeba po prostu zdjąć, by dłużej się nie kompromitować. Kibice Legii od lipca pokazują, że potrafią się doskonale bawić na wyjazdach i nie ma mowy o żadnych incydentach, które przynosiłyby jakiekolwiek straty. Panowie działacze - czy będziecie chcieli pozbawić piłkarzy Legii dopingu także podczas finału Pucharu Polski w Bełchatowie? Popsujecie to święto, w którym powinien mieć prawo uczestniczyć każdy zainteresowany warszawiak i krakus? Postawicie "na swoim"? A przecież tylko o to chodzi. Bo o cóż innego?
Wróćmy jednak na daleki stadion w Lubinie. Lubinianie wpuścili nas na trybunę na łuku, położoną najbliżej starego sektora dla gości. Kto był na tym ciekawym obiekcie ten wie, że to taki trochę mniejszy Stadion X-lecia. Teraz jednak... połowy stadionu po prostu nie ma. Została trybuna główna, część łuków za bramkami i tyle. Po drugiej stronie stadionu pusta dziura, jakby ktoś zrzucił bombę i w pewnym miejscu po prostu wyrwał na dobre ogromne betonowe płaty. Na dole wielki plac budowy, ale widać, że lubinianie robią wszystko, by nowy stadion stanął jak najszybciej. Wylewane są już zresztą fundamenty nowej trybuny, która zacznie rosnąć w górę lada dzień. Miejmy nadzieję, że władze Warszawy równie sprawnie zabiorą się do budowy nowych trybun przy Łazienkowskiej, tak by pożegnanie kibiców z Żylety z meczami trwało jak najkrócej.
Na razie rozbudowa stadionu w Lubinie nie dotknęła młyna Zagłębia, położonego przy trybunie głównej. I lubinianie dają z siebie podczas meczów wszystko. Na Puchar Polski niezbyt się jednak zmobilizowali. Ich doping był słyszalny na naszym sektorze tylko w pierwszej połowie, w której z kolei to my "cieniowaliśmy". Ale nie bez powodu.
Przed meczem, zanim jeszcze cała warszawska grupa dotarła na sektor, doszło do bardzo nieprzyjemnego zdarzenia. W związku z tym w pierwszej połowie musieliśmy sobie radzić bez naszego etatowego gniazdowego, który zamiast wejść na stadion, musiał pojechać do szpitala. Trzeba przyznać, że całkowicie rozbiło to grupę. Nie było osoby, która "pociągnęłaby" innych za sobą. Co jakiś czas z tłumu zarzucane były pojedyncze okrzyki, ale słabiutko to wyglądało.
Zagłębie prezentowało się w tym czasie dużo lepiej. Miejscowi przygotowali na wejście oprawę (nie widzianą przez nas, bo dotarliśmy na sektor już po pierwszym gwizdku), a potem głośno wspierali swój zespół. "Zagłębie, chcemy pucharu!" - mobilizowali piłkarzy sponsorowanych przez KGHM. Ci chyba wzięli sobie do serca prośby fanów, bo szybko strzelili gola i w tym momencie to lubinianie grali w finale.
W drugiej połowie w naszych szeregach wreszcie doszło do mobilizacji. Przede wszystkim na sektorze pojawił się "Staruch", który szybko zebrał towarzystwo w zwartą grupę i skończyło się wylegiwanie na ławkach, a zaczął doping z prawdziwego zdarzenia. W 150 gardeł na takim molochu może i ciężko się dobrze zaprezentować, ale na pewno nasi piłkarze słyszeli wsparcie. W międzyczasie zrobiło się zresztą 1:1, pełna ekstaza na naszym sektorze i cisza na pozostałych trybunach.
Z minuty na minutę doping u nas robił się coraz lepszy. W końcu legioniści pozbyli się koszulek, co spotkało się z jednym, wielkim gwizdem ze strony lubinian. Zresztą wcześniej gospodarze kilka razy głośno obrażali Legię, ale na ich zaczepki nikt nie miał zamiaru odpowiadać. "Odpowiemy im śpiewem, niech sobie krzyczą co chcą" - oznajmił "Staruch" i z sektora poleciało "najgłośniej jak umiemy" - "Ole, ole, ole, ola i tylko Legia, Legia Warszawa"... Zabawa była przednia, ale na boisku wciąż mieliśmy nerwówkę. Dlatego dla rozluźnienia głośno przywitaliśmy dawnego idola trybun na Łazienkowskiej, Piotrka Włodarczyka. "Włodar" chyba się ucieszył z pozdrowień, bo szybko skiksował, nie trafiając w piłkę przy samej linii. Legenda musi przecież trwać ;)
Ostatni gwizdek przyniósł nam wiele radości. Piłkarze tańczyli jeszcze na boisku, a potem podbiegli pod nasz sektor i dalej skakali w rytm naszych piosenek. W tym czasie my zbiegliśmy do zawodników, na sam dół sektora. Wszystko stało się jasne chwilę później, gdy dowiedzieliśmy się o wygranej Wisły w drugim półfinale. Świętowaliśmy więc nie tylko awans do finału Pucharu Polski, lecz także do rozgrywek Pucharu UEFA! Nic więc dziwnego, że "Vuko" i "Rado" rozkręcili pod naszym sektorem mały "młyn". W tłum poleciała koszulka Radovicia, potem Rogera, były wzajemne oklaski.
"Zaśpiewajcie razem z nami!" - zarzucił na koniec "Staruch" i co bardziej żwawi piłkarze jeszcze raz tańczyli z kibicami w rytm piosenki "Legia, Legia Warszawa". A potem już parking, samochody i powrót do Warszawy lub wyprawa w świat. "Majówka długa nie będzie, bo już w sobotę wyjazd na Ruch" - śmiali się wychodząc ze stadionu legioniści.
PS. Piotrek, wracaj do zdrowia!
Frekwencja: 5000
Kibiców gości: 150
Flagi gości: 0
Doping Zagłębia: 6
Doping Legii: 6
Autor: turi