Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Bełchatów - Wtorek, 13 maja 2008, godz. 17:00
Puchar Polski - Finał
Herb Wisła Kraków Wisła Kraków
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
      0 (0)

      Sędzia: Ryszard Gilewski
      Widzów: 5000
      Pełen raport
      Puchar jest nasz, Puchar do Legii należy - fot. Woytek

      Puchar jest nasz!

      Po dramatycznym meczu Legia pokonała Wisłę w rzutach karnych 4-3 i tym samym wywalczyła 13. w historii Puchar Polski. Trofeum powinno powędrować do Warszawy po regulaminowych 90 minutach. "Wojskowi" od 20. minuty dominowali bowiem na boisku. Co z tego, skoro nie potrafili potwierdzić swojej przewago choćby jednym golem.

      Tym razem nie było żadnego kombinowania. Jan Urban wystawił najmocniejszy skład. Problemy kadrowe dotknęły za to Wisłę. Maciej Skorża kwaśną minę miał już po rozgrzewce. Urazu żeber doznał podczas niej Paweł Brożek. Jego miejsce w wyjściowej jedenastce zajął Radosław Matusiak. Reprezentant Polski zagrał jednak na tyle bezbarwnie, że drugą połowę oglądał już z perspektywy ławki rezerwowych. A oglądać było co. W początkowych minutach przewagę uzyskali co prawda wiślacy, ale legioniści szybko otrząsnęli się z finałowej tremy.

      Niczym tur z przodu walczył Takesure Chinyama. Tym razem napastnik rodem z Zimbabwe trafił jednak na godnego siebie rywala. Cleber do ułomków nie należy i starał się przeszkadzać „Tejkszurowi”, jak mógł. W 24. minucie wydawało się jednak, że starania napastnika Legii zostaną w końcu uwieńczone sukcesem. Znów dał o sobie znać brazylijski obrońca, który po strzale Chinyamy wybił piłkę niemalże z linii. Po tej sytuacji na murawie zapanowało małe zamieszanie. Legioniści domagali się rzutu karnego po faulu na Macieju Rybusie. Po konsultacjach z arbitrem bocznym sędzia Grzegorz Gilewski postanowił nie dyktować „jedenastki”.

      Przewaga Legii nie zmalała w drugiej połowie. W 51. minucie znów bliski szczęścia był „Chini”. Tym razem piłka po jego uderzeniu głową z ostrego kąta wylądowała na poprzeczce. Dobijać futbolówkę próbował jeszcze Bartłomiej Grzelak, ale został zablokowany. Dominacja „wojskowych” była jednak niepodważalna. Rzuty wolne i rożne piłkarze z Warszawy bili seriami i na długie minuty zamykali wiślaków na ich połowie. I tylko gole nie chciały padać. Wisła zepchnięta do defensywy, swojej szansy upatrywała w kontrach. Tyle tylko, że we wtorkowe popołudnie „Biała Gwiazda” w niczym nie przypominała ekipy, która zdominowała ligę. Tym razem to Wisła była zdominowana.

      Z każdą minutą rósł napór Legii. W 75. minucie przerwali go... kibice Legii. Między trybunami zaczęły latać race. Za nimi na murawie szybko pojawili się osobnicy, chcący ręcznie udowodnić swoje racje. Mecz udało się wznowić po 10 minutach. Wymuszona przerwa przygasiła legionistów. Wiślacy odzyskali nieco sił i mecz się wyrównał. Obie strony zaczęły wyczekiwać dogrywki. Ta nie przyniosła jednak rozstrzygnięcia i losy pucharu miały zależeć od rzutów karnych.

      Te były prawdziwym horrorem. Pierwsza kolejka to pewne strzały Arkadiusza Głowackiego i Wojciecha Szali. Nie pudłował tez Marek Zieńczuk, Roger, Cleber i Marcin Smoliński. Czwartą serię rozpoczął Paulista, ale Jan Mucha obronił jego strzał. Legia była już blisko piłkarskiego nieba, by szybko spaść do piekła. Tylko w poprzeczkę trafił Aleksandar Vuković. Wciąż było 3-3 i jeszcze jedna kolejka. Ale Legia miała w swoich szeregach Muchę. Słowak wyciągnął się jak długi i obronił strzał Marcina Baszczyńskiego. Teraz tylko i aż Jakub Wawrzyniak musiał strzelić gola. I popularny „Rumiany” zrobił to, na co czekały tysiące fanów. Gol i Puchar Polski powędrował do Warszawy!

      Po meczu piłkarze Legii cieszyli się jak dzieci. Pod niebo na rękach piłkarzy fruwał Jan Urban. A wiślacy jak niepyszni błyskawiczne opuścili stadion w Bełchatowie. Bo choć są mistrzem Polski, to wiosną musieli uznać wyższość Legii aż trzy razy.

      Autor: Tomek Janus