Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Czwartek, 14 sierpnia 2008, godz. 18:00
Liga Europy - 2. runda kwalifikacyjna
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 66' Roger
1 (0)
Herb FK Moskwa FK Moskwa
  • 53' Cesnauskis
  • 63' Samiedow
2 (0)

Sędzia: Jouni Hyytia (Finlandia)
Widzów: 3000
Pełen raport
Legioniści nie stworzyli zbyt wielu okazji do zdobycia bramki w meczu z FK Moskwa - fot. Mishka

Żal było patrzeć...

Niewielu kibiców, zero gry i porażka - tak w skrócie wyglądał pierwszy mecz z FK Moskwa. Goście z Rosji byli słabi, a drużyna Legii żałosna. Podopieczni Urbana delikatnie obudzili się dopiero przy stanie 0-2. Honorowe trafienie zaliczył Roger po podaniu Iwańskiego. Czwartkowe spotkanie było rywalizacją dwóch równie słabych drużyn. Niestety zwycięsko wyszli z niej Rosjanie.

Przed meczem celem legionistów było wypracowanie sobie zaliczki, która pozwoliłaby na w miarę spokojny wyjazd do Moskwy. Obserwatorzy meczu przecierali jednak oczy ze zdumienia, patrząc co wyczynia się na murawie. Obie ekipy grały, jakby ich celem było niepodchodzenie pod bramkę rywala. Nic więc dziwnego, że w pierwszej połowie nie zanotowano ani jednego celnego strzału. W Legii okazję na otworzenie wyniku mieli Aleksandar Vuković i Takesure Chinyama. Obaj jednak nie trafili w bramkę Jurija Żewnowa.

Na żenująco niskim poziomie grali Rosjanie. Okazało się, że FK Moskwa nieprzypadkowo okupuje dolne rejony tabeli. Ale cóż to dla Legii, która nie tak dawno temu nie mogła sobie poradzić z ówczesną austriacką czerwoną latarnią, czyli Austrią Wiedeń. W czwartkowy wieczór przez pierwsze trzy kwadranse widzowie mieli więc wątpliwą przyjemność oglądania sennego i nudnego meczu.

Emocje pojawiły się po przerwie. Najpierw te czysto sportowe. Dwie szybkie kontry i zawodnicy ze wschodu Europy prowadzili 2-0. Katami Legii okazali się Edgaras Cesnauskis i Aleksandr Samiedow. Na niespełna 25 minut przed końcem meczu legioniści zamiast zaliczki mieli pokaźny bagaż straconych bramek. Siły wystarczyło na błyskawiczną odpowiedź Rogera po ładnej akcji Macieja Iwańskiego.

Gdy skończyły się emocje sportowe, pojawiły się te pozasportowe. Rosjanie wobec rosnącego naporu Legii, która wreszcie zaczęła grać choć trochę lepiej, zaczęli nerwowo wyczekiwać końca meczu. I imali się wszelkich sposobów, które pozwalały im zyskać choćby kilka sekund. Stoję obok piłkarza w białej koszulce? No to myk i już leżę, a troskliwy sędzia przerywa mecz. A czas leci. Tak wyglądała taktyka FK Moskwa na koniec meczu. W końcu nerwy zaczęły puszczać i piłkarzom, i kibicom. Tym bardziej, gdy poważne kontuzje Rosjan, cudownie ustępowały po znalezieniu się za linią boczną. Kiedyś lecznicze właściwości murawy przy Łazienkowskiej zadziałały na Grzegorza Piechnę. W czwartkowy wieczór "Kiełbasa" znalazł wielu naśladowców zawodowego symulowania.

Z udawaniem czy też bez to jednak Rosjanie wywieźli z Warszawy komplet punktów. Przed rewanżem legioniści nie stoją jednak na straconej pozycji. Przede wszystkim dlatego, że FK Moskwa jest słabą drużyną i wygranie z nią 2-0 nie jest wielką sztuką. Jest tylko jeden warunek. Legia musi zagrać zdecydowanie lepiej niż w pierwszym meczu. Futbolowe dyletanctwo nie może dać bowiem awansu. Jan Urban musi więc postarać się, żeby jego zawodnicy znów zaczęli grać jak zawodowi piłkarze.

Autor: Tomek Janus