|
Wodzisław Śląski - Niedziela, 17 sierpnia 2008, godz. 17:00 Ekstraklasa - 2. kolejka |
|
Odra Wodzisław
- 1' Aleksander
- 26' Aleksander
|
2 (2) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Adam Kajzer Widzów: 5100 Pełen raport |
|
Ponad 300 kibiców zjawiło się w niedzielne popołudnie w Wodzisławiu Śląskim - fot. Mishka |
Inauguracja na pół gwizdka
Wyjazd do Wodzisławia był okazją do wykrzyczenia się i rozpoczęcia ligowej rundy wyjazdowej w dobrym stylu. Na Łazienkowskiej protest, a wojaże zagraniczne to co prawda łakomy kąsek, ale jednak nie każdego na to stać. Niestety, w Wodzisławiu, zamiast świetnej zabawy z naszej strony, mieliśmy doping na pół gwizdka. Z różnych przyczyn, o których za chwilę.
Konflikt między kibicami a klubem trwa, chociaż władze KP próbują go marginalizować jak tylko potrafią. Doszło do tego, że kibice najwyraźniej nie mają zamiaru kupować biletów na wyjazdy w klubie, chociaż KP Legia wrócił po roku do dystrybucji wejściówek. Dla części fanów jest to próba wyciągnięcia dłoni przez działaczy, u innych wywołuje na twarzy niesmak. "Coś się zmieniło? To dlaczego wcześniej nie było można?" - zastanawiają się. Trudno odgadnąć dlaczego. Pewne jest jedno - w szczerość klubu mało kto już ufa, a że przez rok obowiązywania ustanowionego przez działaczy zakazu fani nawiązali wiele pozytywnych znajomości, to teraz to wykorzystują. I wykorzystali na Odrze.
Działacze i kibice Odry nie mieli nic przeciwko temu, żeby oddać legionistom sektor H - ostatni sektor na prostej, na której zasiadają miejscowi. Legioniści wchodzili dokładnie tym samymi bramkami co Odra, po czym mieszali się przez chwilę z wodzisławskim tłumem. Przy wejściu szybko zrobił się zator, więc część grupy, kierowana przez megafon czujnym głosem "nieobliczalnego fanatyka", jak o Janku "Malarzu" zwykł pisać w donosach były dyrektor do spraw bezpieczeństwa Stefan Dziewulski, udała się na sektor. To była dość nietypowa defilada, bo miała miejsce tuż za młynem Odry i całą trybuną prostą. Nasz przemarsz śledziły dziesiątki par oczu młodych wodzisławian. Było więc nie tak, jak się przyzwyczailiśmy, ale ostatni rok już pokazał nam, że "niemożliwe nie istnieje".
W końcu w sektorze H zasiadło ponad 300 legionistów. Nominalny sektor gości świecił pustkami. Po sektorze krążyła plotka, że w klubie wejściówkę kupiła jedna osoba, ale albo do Wodzisławia nie dojechała, albo po prostu usiadła gdzie indziej. "Gdzie masz kibiców, hej Miklas gdzie masz kibiców?" - padło więc pytanie do prezesa. A że prezes nie jest skory, by z kibicami rozmawiać, czy na jakiekolwiek ich pytania odpowiadać, fani odpowiedzieli sobie po chwili sami. "Mniej niż zero!" - dobitnie wskazali na klubowy sektor.
Sektor okazał się za mały na to, by można było wywiesić wszystkie zabrane na Śląsk flagi. Nie zabrakło oczywiście reprezentacyjnej Legii, Wielkiego CWKS-u, Kazimierza Deyny czy AMT, na Visitors zabrakło już jednak na płocie miejsca. Co do płotu, to zabrakło na nim również "Starucha". Nasz gniazdowy wszedł na niego tylko na chwilę, żeby przekazać, że tym razem dopingu nie poprowadzi. 40 stopni gorączki, kaszel i ledwo wydobywające się z gardła dźwięki mówiły wszystko - trzeba było szukać zastępcy. Niestety, dopingu nie chciał poprowadzić zastępca nr 1 - "Sz.". Dlaczego? Tego nie wie nikt. Podobno obchodził setny wyjazd. Jeśli tak, serdeczne gratulacje, połączone ze zdumieniem, że takiej rocznicy nie chciał połączyć z wyróżnieniem, jakim jest zagrzewanie kibiców Legii do dopingu. Tak czy owak zebrani w Wodzisławiu chyba zgodnie potwierdzą, że wymuszony zastępca "Starucha" nie potrafił wydobyć z kolegów i koleżanek po szalu tego, co każdy z nas daje z siebie na większości wyjazdów.
Na płocie, trochę niechętnie, pojawił się "Kelner" - stary kibic, który z niejednego pieca jadł chleb. Na początku było widać, że trema aż go zżera. Z każdą minutą było coraz lepiej, choć repertuar nowego gniazdowego nie powalał, delikatnie mówiąc, na kolana. A już tekst "będziemy trochę śpiewać, a trochę przeklinać" wiele osób przyjęło parsknięciem śmiechu. "Kelner" się starał, doping przez cały mecz trwał, ale bez "tego czegoś". Nie było mobilizacji i tyle. Nikt nie traktował przekrzyczenia gospodarzy w kategoriach życia i śmierci. I choć wodzisławian - poza klaskaniem - nie było na naszym sektorze słychać, to tą wyjazdową inaugurację ligową odbębniliśmy na pół gwizdka. Wypada tylko mieć nadzieję, że w Zabrzu będzie lepiej. I że będzie mniej bluzgów. Każdy może mieć swoje zdanie i ja także je mam - jest takie, że jedziemy na wyjazd dopingować Legię, a nie co chwila "pozdrawiać" ITI.
To co wyprawiali nasi piłkarze sprawiało, że nawet najbardziej chętnym do dopingu po prostu opadały ręce. Bramka w pierwszych sekundach meczu padła jeszcze zanim wszyscy zameldowaliśmy się na sektorze. Potem nie było już jednak na co patrzeć. Dno dna - tak wypada określić postawę zawodników Legii. Zresztą sami to potwierdzili w pomeczowych wypowiedziach, a Jan Urban (chcą go spuścić, czy co?) zdołał z siebie wykrztusić jedynie: "Przepraszam sympatyków Legii za ten mecz".
Z naszej strony żadnej oprawy - poza jedną racą - nie było, Odra pokazała choreografię z folii i sektorówki. Coś im zresztą nie wyszło, bo folie poszły w górę za wcześnie, albo sektorówka za późno. Chyba coś tam powtarzali, ale z perspektywy naszego sektora nie było wiele widać. Miejscowi dopingowali tak jak umieli - przez cały mecz aktywny był młyn, czasem do "Glasgow" wciągał on resztę stadionu. Co Odra śpiewała - nie wiem. Do nas dochodziło tylko klaskanie.
Na koniec meczu pod nasz sektor przybiegli piłkarze. Podejść pod płot za bardzo nie chcieli, ale odwracającą się już od nas plecami gromadkę przywołali "Rocky" i "Vuko". "Walczyć, trenować, Warszawa musi panować" - usłyszeli legioniści, ale czy oby wzięli sobie to do serca? Żadnej większej krytyki ze strony kibiców nie było, choć każdy kto oglądał ten mecz przyzna chyba, że akurat w niedzielę musieliby ją przyjąć z pokornie spuszczonymi głowami. Nie wypada jednak kopać leżącego.
Frekwencja: 5100
Kibiców gości: 320
Flagi Odry: 6
Flagi Legii: 5
Doping Odry: 7
Doping Legii: 4
Autor: turi