|
Moskwa - Czwartek, 28 sierpnia 2008, godz. 16:00 Liga Europy - 2. runda eliminacyjna |
|
FK Moskwa
|
2 (1) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Paolo Dondarini Widzów: 3500 Pełen raport |
|
Około 80 kibiców dopingowało Legię w Moskwie - fot. Tomek Janus |
Do Moskwy przez Rygę
Na losowanie 2. rundy Pucharu UEFA czekała cała Legia. Już w trakcie podróży powrotnej z Homla większość kibiców zastanawiała się, gdzie rzuci nas los. Co poniektórzy mieli ochotę ponownie odwiedzić Wiedeń, najbardziej jednak wymarzonym oraz oczekiwanym miejscem był stadion Slovana na Słowacji.
Po losowaniu mogliśmy jednak powiedzieć: kierunek Moskwa! Zaczęły się więc gorączkowe przygotowania, sprawdzanie połączeń lotniczych, pociągowych oraz załatwianie wszelkich formalności wizowych.
Większość zainteresowanych osób zdecydowała się na skorzystanie z najtańszej opcji - przejazdu pociągiem relacji Brześć - Moskwa. Niestety, już w Warszawie pojawiły się problemy z wyrobieniem wiz białoruskich. Oficjalny powód: brak możliwości wyrobienia wiz w terminie ze względu na liczbę złożonych wniosków. Nieoficjalnie jednak dowiedzieliśmy się w ambasadzie, że "komuś" wyjątkowo zależało na tym, abyśmy w ogóle nie stawili się na stadionie FK Moskwa. "Ktoś" się jednak przeliczył. Po raz kolejny okazało się, że dla kibiców Legii słowo "niemożliwe" nie istnieje. I tak w podróż do Moskwy wybrała się ok. 70 osobowa grupa ze stolicy.
W związku z zablokowaniem wiz białoruskich, termin wyjazdu przesunął się na wtorek wieczór, a większość osób wybrała opcję dotarcia do Moskwy transportem łączonym - samochodem do Rygi, następnie pociągiem do Moskwy. Z Rygi do Moskwy ruszały jedynie dwa wieczorne pociągi, ale większość z nas przybyła do Rygi już rano, aby bez problemów zaopatrzyć się w bilety na kolej.
Jako że mieliśmy mnóstwo wolnego czasu, część ekipy ruszyła zwiedzać miasto, część zaś umilała sobie czas w miejscowych pubach. W końcu, po całym dniu spędzonym w Rydze, doczekaliśmy się pociągu do celu - o godzinie 18 czasu lokalnego siedzieliśmy już w pociągu, czekając na odjazd. Pociągi łotewskie jak się okazało miały standard tych białoruskich – wagony bez przedziałów, wypełnione były jedynie łóżkami.
Sama podróż do Moskwy minęła w sympatycznej atmosferze. Wszelkie zapasy zakupione w Rydze zostały skonsumowane, a koniec zapasów zacna część wycieczki postanowiła skwitować... pójściem spać, tak by już o 7 rano obudzić się już w Moskwie. Tam wszyscy kibice natychmiast zaczęli szukać zarezerwowanych wcześniej hoteli, by jak najszybciej po długiej podróży wskoczyć pod prysznic. Wycieczka ruszyła w kierunku moskiewskiego metra i szybko oczy otworzyły nam się szeroko ze zdumienia. Zgodnie z powiedzeniem "Ruscy mają rozmach", metro okazało się tak rozbudowanym środkiem transportu, że ciężko było połapać się w kolorach linii, nie wspominając już o nazwach stacji. Jeżeli chodzi o samą Moskwę, to można śmiało powiedzieć, że pomimo tak rozbudowanego metra, miasto tonie w korkach, na ulicach zaś można zobaczyć zarówno luksusowe samochody jak i stare, rozpadające się Łady. Społeczeństwo moskiewskie to przekrój wszystkich stylów mody.
Kilka godzin przed spotkaniem trudno było dostrzec miejscowych kibiców i poczuć meczową atmosferę. My, na około godziny przed meczem, zbieramy się na jednej ze stacji metra, mieszczącej się niedaleko stadionu. Tam czeka już na nas "Omon” oraz inne rosyjskie służby mundurowe. Kiedy zebraliśmy się prawie wszyscy, mogliśmy ruszyć w kierunku stadionu, a przemarsz przez miasto był kontrolowany przez rosyjską policję, która ku naszemu zdumieniu zablokowała cała ulicę oraz skrzyżowanie, tylko po to, aby przeprowadzić naszą grupę na stadion. Całą drogę towarzyszył nam głośny śpiew sławiący Legię, Warszawę oraz Polskę.
Po przybyciu na stadion bez problemu mogliśmy kupić bilety na mecz, bilety dla nas okazały się jednak dużo droższe niż dla miejscowych, a panie w kasie nie dawały się przechytrzyć nawet tym, którzy dość dobrze władali językiem rosyjskim. Przy samym wejściu dość szybka i sprawna kontrola biletów, a za bramkami czekała na nas... orkiestra przygrywająca na rosyjską nutę. Po sesji zdjęciowej z orkiestrą witającą kibiców, zostajemy skierowani na nasz sektor. Przy samym wejściu na sektor czeka nas ponownie kontrola flag oraz kontrola osobista. I tu, ku naszemu zaskoczeniu, wyłoniła się postać dobrze nam znana - nowy szef bezpieczeństwa Legii Warszawa, Bogusław Błędowski.
Mimo początkowych problemów z wniesieniem flag, ostatecznie wszystkie pojawiły się na sektorze. Pozostało nam więc tylko czekać na pierwszy gwizdek sędziego. W międzyczasie na bieżni koło boiska pojawia się nowy szef bezpieczeństwa, którego gorąco "pozdrawiamy". Stadion powoli się zapełnia, jednak i tak pozostało bardzo wiele pustych miejsc.
Na wejście piłkarzy standardowo śpiewamy "Mistrzem Polski jest Legia", a potem hymn Polski. Początkowo nasz doping stoi na średnim poziomie, ale mobilizacja ze strony "Starucha" spowodowała jego znaczącą poprawę. Prezentujemy niemal wszystkie nasze pieśni - "Mojaaa jedyna miłość", "Legia Warszawa", i inne.
W pierwszej połowie kibice z Moskwy zaczęli utarczki słowne (podobno na trybunach obecni byli przedstawiciele innych moskiewskich klubów), co nie pozostaje bez echa z naszej strony. Hitem w drugiej połowie okazała się piosenka "Ole Ole... i tylko Legia, Legia Warszawa", przy której odpalamy dwie race. Potwierdzeniem głośnego dopingu są sms-y z Polski z informacją, że nasz doping jest bardzo dobrze słyszalny.
Zarówno w trakcie pierwszej, jak i drugiej połowy, przypominamy koncernowi ITI o naszej obecności oraz kilkakrotnie śpiewamy znaną już piosenkę na nutę disco-polo: "Dla mnie luty dla ciebie maj...".
Gospodarze, poza wywieszeniem jednej flagi, zaprezentowali także oprawę, która z perspektywy naszego sektora była mało widoczna, a o jej treści dowiedzieliśmy się od osób oglądających mecz w TV oraz z późniejszych relacji zamieszczonych w Internecie. Drużyna FK Moskwa okazała się zbyt mocna na słabo grających w tym dniu legionistów - kolejne padające bramki oddalały nasze marzenia o kolejnej rundzie Pucharu UEFA. Pomimo tego cały nasz sektor głośno dopingował do ostatnich minut. Niestety, po zakończeniu spotkania piłkarze nie podbiegli do nas podziękować za doping, co przez większość zostało skwitowane piosenką "Legia to MY".
Po zakończeniu spotkania, postanowiliśmy zrobić sobie grupową pamiątkę z Moskwy, wszak taki wyjazd zdarza się niezwykle rzadko. Wtedy w ruch poszły wszystkie dostępne kamery i aparaty. Chwilę później opuściliśmy stadion, na którym zakończyliśmy nasz występ w Pucharze UEFA. Większość z nas udała się do centrum Moskwy, by zobaczyć Plac Czerwony oraz inne atrakcje turystyczne. Nasze zwiedzanie zakończyło się w parku przy fontannach, nieopodal Placu Czerwonego. Tam też pod wpływem wypicia napoju wyskokowego, kilka osób wpadło na pomysł zdobycia fontanny, który oczywiście zrealizowali. Dalsza zabawa przeniosła się najpierw poza centrum Moskwy, następnie do pokoi hotelowych, gdzie imprezowano do białego rana.
Kolejny dzień w Moskwie upłynął na ponownym zwiedzaniu oraz zakupach - na przykład słynnych "matrioszek". W tym samym dniu w godzinach wieczornych zebraliśmy się na dworcu Ryskim, skąd odjeżdżał nasz pociąg. Praktycznie całą noc wagon zajmowany przez legionistów tętnił życiem. Co poniektórzy, próbując zamówić u konduktora "herbatę z przerębla", otrzymywali odpowiedź, że nie ma cytryny... co kwitowane było gromkim śmiechem.
W godzinach rannych dotarliśmy ponownie do Rygi, tam część z nas udała się na szybki obiad przed dalszą podróżą do Polski. Większość kibiców Legii pojawiła się w stolicy późnym wieczorem, tak by już następnego dnia rano wyruszyć w ponowną podróż - tym razem do Zabrza.
Autor: Anula
Frekwencja: 3500
Kibiców gości: 80
Flagi gości: 5
Doping FK Moskwa: 4
Doping Legii: 6