|
Warszawa - Sobota, 13 września 2008, godz. 18:00 Ekstraklasa - 5. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
2 (0) |
|
Arka Gdynia
| 0 (0) |
Sędzia: Hubert Siejewicz Widzów: 3068 Pełen raport |
|
Legioniści mają coraz więcej powodów do radości. Oby tak dalej! - fot. Piotr Galas |
Arka wyprzedzona
Legia Warszawa zasłużenie pokonała Arkę Gdynia 2-0. Pierwszą bramkę legioniści zdobyli dopiero w 70 minucie po pięknym uderzeniu głową Takesure Chinyamy, drugą w końcówce dorzucił Miroslav Radović, który otrzymał świetne podanie od Szałachowskiego. Tym samym „wojskowi” zrównali się punktami z drużyną z Gdynia, a do niedzielnego meczu Lecha Poznań z Wisłą Kraków usadowiła się nawet na fotelu lidera.
Wygrana z drużyną z Trójmiasta nie przyszła jednak legionistom łatwo. Szczególnie niepokojące w wykonaniu podopiecznych Jana Urbana były początkowe minuty każdej z połów. Na szczęście Jan Mucha nie musiał wyciągać piłki z siatki. Jego koledzy z pola rozkręcali się jednak bardzo powoli i aż do 70. minuty pachniało bezbramkowym remisem. Wszystko przez to, że gracze obu drużyn marnowali dogodne okazje. Piłka trafiała w słupki i poprzeczki, były akcje sam na sam, ale stadionowy zegar wskazywał nieubłagane 0-0.
W 70. minucie przebudził się jednak Radović. Serb dostał piłkę na prawym skrzydle. Pomknął pod pole karne rywala i dośrodkował wprost na głowę „Tejkszura”. A ten zrobił to, co do niego należało i Norbert Witkowski nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Kibice odetchnęli z ulgą. Pięć minut później ich nerwy znów zostały wystawione na poważną próbę. I znów w roli głównej pojawił się „Rado”.
Tym razem pomocnik Legii dość przypadkowo przejął piłkę. Nie namyślał się długo, tylko ruszył do ataku. A że przed sobą miał tylko golkipera Arki, wydawało się, że wystarczy dobry strzał i będzie 2-0. Nic bardziej mylnego. Radović kopnął obok bramkarza, ale także i obok słupka i Legia wciąż prowadziła tylko 1-0.
Po raz kolejny okazało się jednak, że racje ma przysłowie, mówiące, że co się odwlecze, to nie uciecze. W 88. minucie „Rado” w końcu dopiął swego celu i trafił do siatki. Gol był jednak zasługą Macieja Iwańskiego – prostopadłe podanie do Sebastiana Szałachowskiego – i właśnie „Szałacha”, który wyłożył Serbowi piłkę na pustą bramkę. Takiej okazji Radović nie mógł już zepsuć. Legia wygrała więc 2-0 i utrzymała kontakt z czołówką.
Wygrana z Arką pokazała, że słaby początek sezonu Legia ma już raczej za sobą. Jednak gra „wojskowych” wciąż nie zachwyca. Dodatkowo wykruszają się kolejni zawodnicy i Jan Urban przed każdym meczem ma problem z zestawieniem składu. Ale najważniejsze, że mimo to legioniści potrafią wygrywać.
Autor: Tomek Janus