Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Barcelona - Środa, 14 sierpnia 2002
Liga Mistrzów - III runda el.

 FC Barcelona

3-0

Legia Warszawa 

8 min. De Boer
80 min. Riquelme
90 min. Cocu





50. Omeljańczuk

Valdes
Puyol (84' Christanval)
De Boer
Navarro
Mendieta
Xavi
Cocu
Motta
Saviola
Luis Enrique (60' Riquelme)
Kluivert
SKŁADY Stanew
Jóźwiak
Omeljańczuk
Dudek
Szala
Majewski
Magiera
Kiełbowicz
Kucharski
(89' Svitlica) Vuković
(62' Wróblewski) Yahaya

SĘDZIA:
 Michal Benes (Czechy)
WIDZOWIE:
 55000

Relacja

Zimny prysznic - Legia kilka klas gorsza...

Dzisiejszy wieczór na Camp Nou zapowiadał się niezwykle emocjonująco. Z jednej strony coraz lepiej grająca w lidze Legia, ale za to osłabiona odejściem Karwana, Murawskiego, Piekarskiego oraz Sylwka Czereszewskiego. Z drugiej słynna katalońska Barcelona. Dla odmiany gospodarze, poza odejściem Rivaldo, tylko wzmacniali swoje szeregi. Przyszedł nowy - stary trener (Luis Van Gaal), Gaizka Mendieta oraz rewelacyjny Argentyńczyk Riquelme. W Polsce szanse Legii na odniesienie zwycięstwa oceniano na 9 do 1. Dopiero rzeczywistość pokazała, o ile trzeba było zmienić te liczby.

Spotkanie śmiało rozpoczęli podopieczni holenderskiego szkoleniowca. Od pierwszych minut ich przewaga nie podlegała żadnej dyskusji. Dominacja "Barcy" została udokumentowana już w 8 minucie. Rzut wolny z prawej strony fantastycznie egzekwował De Boer, a piłka wylądowała w samym "okienku" bramki Staneva. Po tej bramce Katalończycy nabrali jeszcze więcej zapału do gry. Legia raziła ogromnymi brakami technicznymi. Walki oczywiście nie brakowało, ale nawet w tym elemencie przeważała Barcelona. Cała gra wyglądała jak zabawa w kotka i myszkę. Legioniści nie potrafili rozegrać piłki nawet pod własnym polem karnym, co mogło kilkakrotnie skończyć się stratą gola. Najgorsze jest jednak wrażenie, że Barcelona nie grała na tzw. "100 %". Dla gospodarzy było to niczym typowy sparing z kolejnym przeciętnym rywalem. W końcu, po wielu minutach desperackiej gry w obronie, Legia przeprowadziła dwie składne akcje. W pierwszej Moussa Yahaya źle uderzył piłkę głową i ta wylądowała na górnej siatce bramki. Kolejna sytuacja to dobre dośrodkowanie z lewej strony Kiełbowicza, ale i tym razem żaden z napastników nie był w stanie oddać skutecznego strzału. Zdecydowanie najwięcej przy piłce (z legionistów) był Moussa Yahaya. Nie oznacza to jednak, że w mądry sposób futbolówką operował. Wręcz przeciwnie - w głupi sposób wdawał się w niepotrzebne dryblingi, a jego podania kończyły się na nogach gospodarzy. Kilka razy błysnął Czarek Kucharski, jednak w pojedynkę meczu się nie wygra. Najpewniejszy w pierwszej części gry był zdecydowanie Marek Jóźwiak. Jego pewne interwencje były jedynym pozytywnym obrazkiem z gry Legii. Za to Barcelona wcale nie chciała poprzestać na skromnym 1:0. Ataki sunęły na bramkę Staneva jeden po drugim. A to Kluivert, a to Saviola wręcz ośmieszali warszawskich obrońców. Ze zwinnym Argentyńczykiem zupełnie nie radził sobie Omeljańczuk. Jedyne, co mógł zrobić, to ciągle faulować swego rywala. Trzeba uczciwie powiedzieć, że do przerwy przewaga powinna być co najmniej dwubramkowa, jeśli nie większa...

W przerwie żaden trener nie dokonał zmian. Barcelona nic a nic nie zmieniła stylu gry - cisnęła jak się dało. Jednak w tej części gry wspaniałą partię rozegrał Stanew. Jego fantastyczne interwecje raz za razem ratowały legionistów. Ok. 60 minuty gry do ataku niespodziewanie ruszyła Legia. Nie było to jednak spowodowane siłą gości, lecz lekkim odpoczynkiem, jaki zafundowali sobie Katalończycy. Akcje Legii nabierały coraz większego tempa. Kilkakrotnie było gorąco pod bramką Barcelony, ale żadna z tych akcji nie kończyła się strzałem (zazwyczaj w końcowej fazie padał, nie wiadomo dlaczego, Yahaya). Trener Dragomir Okuka nie mógł już dłużej patrzeć na to, co wyprawiają jego podopieczni i zdecydował się na zmianę. Zmęczonego Yahaye zastąpił Radek Wróblewski. Tym samym został obalony mit, że Yahaya gra dobrze tylko na wyjazdach. Już kilka minut po tej zmianie (73 minuta) kapitalną akcję przeprowadził Wróblewski. "Wróbel" znalazł się sam przed golkiperem "Barcy" lecz jego strzał nie znalazł drogi do bramki. To jednak nie koniec. Piłkę do pustej bramki mógł dobić Kucharski, ale (podobnie jak we Wronkach) posłał ją nad poprzeczką. To była właśnie ta jedna okazja, którą miała mieć Legia w Hiszpanii. Niestety od tej chwili zaczęły się przysłowiowe schody... W 80 minucie na 2:0 strzelił niedawno wprowadzony Riquelme. Piłka wprawdzie przeszła po rękach Stanewa, ale w końcu limit szczęścia Bułgara musiał się skończyć. W tym momencie stało się jasne, że awans do następnej rundy Barcelona ma już pewny. Z drugiej strony, taki rezultat niczego jeszcze ostatecznie nie przesądzał. Jednak 92 minuta (realnie patrząc) zamknęła drzwi dla Legii do Ligi Mistrzów. Po ładnie wykonanym rzucie rożnym piłkę do bramki skierował tym razem Cocu. Wynik 3:0 nie oddaje jednak prawdziwego obrazu meczu. Najbardziej sprawiedliwy byłby wynik conajmniej 4 bramkowy, tak więc generalnie Legia może mówić o dużym szczęściu. Mecz ten pokazał, jak nam daleko do piłkarskiej Europy. Najpierw nauczmy się grać, a potem porywajmy na takich gigantów, jak Bracelona. Mimo wszystko na rewanż warto będzie przyjść, "bo to w końcu wielka, słynna Barcelona"...


Autor: Michał Szmitkowski

Pomeczowe wypowiedzi:

Dragomir Okuka, trener Legii: "Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę. Nasza gra nie wyglądała tak źle, ale moi zawodnicy nie potrafili zdobyć bramki nawet w stuprocentowych sytuacjach. Na obrazie pierwszej połowy zaciążyła bramka zdobyta szybko przez Franka de Boera, ponieważ później moi gracze spisywali się już dobrze. W drugiej połowie piłkarze uwierzyli, że Barcelonie można strzelić bramkę, ruszyli do przodu i stało się - straciliśmy dwa kolejne gole"
Dariusz Dudek: "Pilnowałem Patricka Kluiverta. Było ciężko - Holender umie się świetnie zastawiać. Jestem zadowolony, że nie udało mu się strzelić bramki, ale z drugiej strony - przy takim wyniku - cóż to dla mnie za pociecha"
Cezary Kucharski: "Jedna bramka z pewnością nam się należała. Czego nam zabrakło do osiągnięcia dobrego wyniku? Wszystkiego. Nawet dobrego sędziego, ponieważ arbiter w sposób łatwy do zauważenia faworyzował Barcelonę"

Autor: PAP


Relacja z trybun

Jak w teatrze

Po wylosowaniu Barcelony w III rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów, zaczęły się kombinacje, jak dotrzeć do tego miasta. Pierwsze pomysły padły podczas meczu sparingowego z Okęciem Warszawa. Już wtedy decyzja była jedna - trzeba jechać. Początkowo planowałem podróż pociągiem, jednak gdy okazało się, że koszt takiego przejazdu jest porównywalny z samolotem, ta opcja odpadła. Pozostały jeszcze dwie - samochód i autokar. Przez moment wydawało się, że wypali samochód, jednak ostatecznie zdecydowaliśmy się na autokar. Znajomy poinformował mnie, że jego kumple jadą autokarem do Lloret de Mar i że koszt takiego wyjazdu "jest do zniesienia". Bez zastanawiania zdecydowałem się.

Pozostało jeszcze sprawdzenie, czy paszport jest nadal ważny, wymiana waluty i w drogę. Wyjazd planowany był z Warszawy Zachodniej o godzinie 0:15, w nocy z niedzieli na poniedziałek. Powrót dokładnie tydzień później. Na dworcu okazało się, że ten sam autokar wybrali także inni kibice i podróżowało nim 15 kibiców Legii. Chwila niepewności pojawiła się, gdy po planowanej godzinie odjazdu, autokaru nadal nie było. Gdy dowiedzieliśmy się o małym spóźnieniu naszego autotka, ruszyliśmy do dworcowego baru, zaopatrzyć się w butelki ze złocistym napojem. Kierowca dotarł dopiero o 2 i niektórzy wyglądali już na nieco zmęczonych... Woźnica poprosił, abyśmy nie roznieśli pojazdu i szczęśliwie dotarli do Katowic. Tam nastąpiła przesiadka do "właściwego" autokaru, który zawiózł nas do Lloret de Mar. Po drodze, w związku z naszą zabawą, było kilka problemów. Jedna z osób nie wytrzymała ostrego tempa picia i... ubrudziła siedzenie. Kierowcy wpadli na pomysł, że zadzwonią po Policję i wysadzą nas z autokaru. Na szczęście tak się nie stało. Jeszcze większy cyrk urządzili, gdy jedna z osób zapaliła papierosa na pokładzie. Zdecydowana postawa kibica uchroniła go od opuszczenia autokaru już we Francji. Po drodze nie brakowało oczywiście śpiewów osławiających nasz ukochany klub. A że w autokarze było tylko 20 pasażerów (z czego 15 kibiców, a autokar miał 80 miejsc), zabawa była na całego. Na miejsce dojechaliśmy we wtorek o godzinie 11. Następnie czekała nas podróż miejscowym autobusem do Blanes, gdzie planowaliśmy się rozbić. Znaleźliśmy najtańsze pole namiotowe i już można się było nastawiać na mecz z Barceloną...

Do Barcelony wyruszyliśmy w środę z samego rana. Około 70 km przebyliśmy koleją. Na dworcu w stolicy Katalonii jeden z naszych kolegów stracił wszystkie pieniądze na rzecz kieszonkowców. Nie oznaczało to oczywiście, że nie obejrzy meczu Legii. Pierwszym naszym celem był zakup biletów na to spotkanie. Rzecz wydawała się z pozoru prosta... jednak zajęła nam grubo ponad godzinę. Miejscowi nie bardzo znają angielski i nie mogliśmy się dowiedzieć, gdzie sprzedają bilety na sektor kibiców przyjezdnych. W końcu udało się. Bilety, o czym wiedzieliśmy już w Warszawie, kosztowały 30 euro. Część z nas zdecydowała się obejrzeć muzeum na Camp Nou. Kibice Barcy znajdą tam wiele ciekawostek, jednak na nas nie zrobiło ono większego wrażenia. Oczywiście o muzeum Legii możemy tylko pomarzyć. Zwiedzając muzeum można wejść na trybunę główną stadionu. Robił on ogromne wrażenie, tak jak... kibice Legii na barcelończykach. Dookoła stadionu znajduje się wiele stoisk i sklepów, w których można kupić wiele pamiątek katalońskiego klubu. W ofercie znajdują się nawet... chipsy.

Jako że do rozpoczęcia spotkania pozostało jeszcze kilka godzin, postanowiliśmy udać się na miasto w celu... wiadomym. W knajpce spotkaliśmy dwóch kibiców Zagłębia Sosnowiec. Razem z nimi kontynuowaliśmy zabawę. Dowiedzieliśmy się o zbiórce kibiców Legii na jednym z placów, jednak dotarliśmy tam za późno. Złocisty płyn spożywaliśmy w parku przy samym stadionie. Dla miejscowych byliśmy nie lada atrakcją. Rozśpiewani ludzie, poubierani w czerwono-biało-zielone barwy, którzy przebyli ponad 2000 km, aby zobaczyć mecz swojego klubu - to było niezrozumiałe dla miejscowych, którzy robili nam zdjęcia. Ciekawie było też w jednym ze sklepów, w którym robiliśmy zakupy. Jego właściciel okazał się kibicem Espanyolu i życzył nam wysokiego zwycięstwa, a produkty sprzedał nam po niższej cenie. Na stadion zaczęliśmy wchodzić na półtorej godziny przed meczem. Najpierw kontrola biletu, następnie rewizja osobista i już można się było... wspinać na górę. Nasz sektor był usytuowany na samej górze, za jedną z bramek, na wysokości 6 piętra. Mimo to widoczność była całkiem niezła. Na sektorze wisiało już kilka flag, a miejsca na wszystkie nie wystarczyło. Kibiców Barcelony jeszcze na 30 minut przed pierwszym gwizdkiem było niewielu. Nasz sektor się zapełniał. Łącznie zasiadło nas ponad 350. Około 50 osób to zwykli turyści, którzy przy okazji wypoczynku, postanowili obejrzeć mecz Legii.
Kibiców Barcy zebrało się około 54000, jednak nie pokazali nic godnego odnotowania. My oczywiście rozpoczęliśmy doping od "Mistrzem Polski jest Legia...". Doping z naszej strony nie ustawał ani na chwilę. Kierował nim "Tulipan". Wszystko było extra zgrane, a najlepiej nam wychodziło "CeCeCeWu....", które niosło się po całym stadionie. Początkowo nie wiedzieliśmy, czy mimo ogromnych wysiłków, nasze śpiewy słyszane są na murawie (odległość naszego sektora od boiska była bardzo duża). Wątpliwości nasze rozwiał Rado Stanew, który podziękował nam za skandowanie jego nazwiska. W ósmej minucie spotkania niestety to miejscowi ryknęli z radości. Po pięknym strzale De Boera, Stanew był bez szans. Radość miejscowych była krótka, po chwili znów wszyscy usiedli na krzesełkach i oglądali mecz, jakby byli w teatrze. Oczywiście był mały młynek, który starał się coś śpiewać (w większości tylko "Barca, Barca"), ale była to bardzo mała grupa. Zajmowała ona miejsce po przeciwległej stronie stadionu, na samym dole. Katalończycy mieli bodajże 3 flagi na kijach i... 2 na płocie (a raczej na reklamach, bo płotu na Nou Camp nie ma). Utrata bramki nie wpłynęła ujemnie na doping warszawskich fanatyków. Wszyscy staraliśmy się pomóc naszym piłkarzom. Do przerwy przegrywaliśmy tylko 1-0, co wielu z nas odbierało jako korzystny wynik.

Na stadionie można było kupić piwo. Może nie było ono tanie (2 euro za mały browarek), ale dla nas to nadal nowość. Niestety na trybunach podczas meczu był zupełnie niepotrzebny incydent - zamieszanie z Policją. Policjanci już na początku przyczepili się, że flagi wiszące na dole sektora będą przeszkadzać kibicom siedzącym na sektorze niżej. Gdy "niebiescy" chcieli wyprowadzić z naszego sektora jednego z kibiców, duża grupa ruszyła na funkcjonariuszy. Ci wyciągnęli pałki i zaczęła się wymiana argumentów. Całe zamieszanie trwało kilka minut i już do końca meczu "coś wisiało w powietrzu". Na sektor przyszedł lekarz, aby opatrzeć rannych fanów. Atmosferę starali się załagodzić kibice Legii, znający język hiszpański, którzy starali się przekonać, że to obecność Policji na naszym sektorze jest już postrzegana jako prowokacja.

Mimo tego incydentu, nasz doping nie ustawał. Wszystkie melodie staraliśmy się śpiewać jak najdłużej. Dwa razy już nawet skakaliśmy do góry z radości, ale jednak ani Yahaya, ani Wróbel z Kucharzem nie umieścili piłki w siatce. Barca coraz bardziej nacierała i większość z nas liczyła już tylko na wywiezienie 0-1. Olbrzymią porcję braw otrzymał witany przez gospodarzy Riquelme, który zmienił Luisa Enrique. To właśnie nowy nabytek Barcelony pokonał Stanewa na 10 minut przed końcem spotkania. Przycichliśmy tylko na 5 sekund, a później jeszcze głośniej śpiewaliśmy. Niestety sędzia tego dnia wyraźnie nie sprzyjał legionistom. W ostatniej minucie Cocu dobił nas. Mimo to podziękowaliśmy naszym zawodnikom za walkę. Kibice gospodarzy opuścili stadion bardzo szybko, a pozostaliśmy na nim tylko my - smutni kibice Legii. Niektórzy próbowali obrócić tą porażkę w żart, ale fakt jest taki, że nikomu nie było w tym momencie do śmiechu. Po około 30 minutach mogliśmy opuścić sektor.

Swe kroki skierowaliśmy do pobliskiego parku, w którym już przed meczem umówiliśmy się z poznanymi fanami Zagłębia. A jako, że powrót do naszego campingu mieliśmy dopiero o 6 (pierwszy pociąg), mieliśmy sporo czasu na umacnianie zgody. Do Warszawy wróciliśmy w poniedziałek nad ranem. Należy jednak podkreślić, że wielu kibiców wracało do stolicy już dzień po meczu. Fani do Hiszpanii podróżowali na różne sposoby (samolot, samochód), jednak najbardziej popularne były busy i autokary.
Teraz chcielibyśmy trafić atrakcyjnieszego pod względem ultras rywala w Pucharze UEFA...

Autor: Bodziach

Minuta po minucie:
Informacje na temat meczu bedą podawane co 15 minut
1 min. - Początek meczu.
8 min. - Z rzutu wolnego bramkę strzelił Frank De Boer
1-15 min. - Już od początku meczu widać zdenerwowanie w grze Legionistów. Raz co raz obrona popełnia karygodne błędy. Koło 8 minuty, po znakomicie wykonanym rzucie wolnym, Barcelona objęła prowadzenie. Bramkarz hiszpański raz miał piłkę w rękach po zagraniu Szali.
15-30 min. - Gra Legii wygląda coraz lepiej. W 18 minucie w znakomitej sytuacji znalazł się Yahaya, który trafił główką w górną siatkę. Gra wojskowych polega na zmasowanej obronie i czekaniu na kontrę. W paru sytuacjach znakomicie zachował się Kiełbowicz. Nie do przejścia jest Jóźwiak.
30-45 min. - Przez ostatnie 15 minut pierwszej połowy Legioniści rozpaczliwie się bronili, aż dziw bierze, że nie skończyło się na kolejnych bramkach. Najlepszym naszym zawodnikiem był Marek Jóźwiak. Ciekawe tylko, czy „obrona Częstochowy” wystarczy, aby utrzymać ten wynik do końca...
46 min. - Początek II połowy.
46-60 min. - Legia zaczyna wreszcie grać swoje. Kucharski koło 55 minuty otrzymał znakomite zagranie, jednakże nie wykorzystał go. Wreszcie ładnie prezentuje się Yahaya. Jeśli wojskowi będą grać tak dalej, możliwe jest wywiezienie korzystnego wyniku.
62 min. - Yahaye zastępuje Wróblewski
60-75 min. - Drużyna Okuki trochę zwolniła tempo, jednak nadal spokojnie kontroluje grę. Znakomicie prezentuje się Stanew, obrona gra bardzo spokojnie. Napastnicy Barcelony często pudłują. W okolicach 73 minuty Legioniści mieli najlepszą akcję w meczu, kiedy to najpierw Wróblewski, a później Kucharski, nie trafili w 100% sytuacji.
80 min. - 2-0 dla Barcelony. Gola strzałem z 30 metrów zdobywa Riquelme
90 min. - Cocu i 3-0...
75-90 min. - Końcówka meczu należała do Barcelony, po stracie bramki wojskowi już się nie podnieśli. Szkoda, bo mało brakowało do wywiezienia naprawdę korzystnego wyniku.
Autor: lfanatic

Fotoreportaż z meczu - 28 zdjęć

Typowanie wyniku
477 osób wzięło udział w typowaniu rezultatu. 22 graczy przewidziało porażkę 3-0: PIOTOR, szczawik, Meser, egon, Krasz, Thomson, mega, Mike, Biały, paziu, szydziak, flshsc, rosa, rocqej, rogal, Hammer, Witas, Wielim Fan, Mojain, Heli_Łuków, blank, Kamil.


Zapowiedź

Camp Nou czeka!

Na ten mecz już od kilku tygodni czekają wszyscy kibice Legii. W III rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów warszawski klub trafił na słynną FC Barcelonę. Reakcje fanów były jedne: „gorzej trafić nie mogliśmy!”. Trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ patrząc na zestaw par, można było trafić na Sturm Graz, Lokomotiv Moskwa, czy AEK Ateny. Nie należy się jednak załamywać. Wystarczy, że przytoczymy zacięty bój wojskowych w 1/16 Pucharu Zdobywców Pucharów z 13.09.1989 roku. Wówczas na Camp Nou padł wynik 1-1, a Katalończycy mogą mówić o dużym szczęściu. W rewanżu na Łazienkowskiej Barcelonie udało się wygrać 1-0 i to oni awansowali dalej.

Legia nie zaczęła sezonu najlepiej – z czterech spotkań jedno wygrała i trzy zremisowała. Jednak postawa podopiecznych Okuki napawa optymizmem. Chyba wszyscy czekają na powrót do składu Jacka Zielińskiego, który byłby dużym wzmocnieniem obrony. W znakomitej formie znajdują się: Cezary Kucharski (4 mecze - 4 gole i 2 asysty), Tomasz Kiełbowicz, którego dośrodkowania sieją spustoszenie w szeregach rywali, oraz Siergiej Omieljańczuk – obecnie najlepszy kryjący w lidze polskiej. To właśnie jemu przypadnie rola pilnowania Patricka Kluiverta. W drużynie Barcelony prawdopodobnie zagrają już kontuzjowani Puyol i Reiziger. W Hiszpanii nie zaczął się jeszcze sezon, ale drużyna Barcy rozegrała kilkanaście sparingów. Oto wyniki najciekawszych: 3-0 z Newcastle United, 3-4 z Ajaxem Amsterdam, 4-2 z AC Parmą, 2-0 z Lausanne Sports, 0-1 z Grenoble.

Warszawski szkoleniowiec z pewnością wystawi identyczny skład jak w pierwszych czterech meczach tego sezonu. Chyba, że do gry powróci Jacek Zieliński - wówczas mogą być roszady. Po kolei: w bramce Stanew, w obronie: Jóźwiak, Omieljańczuk i Dudek, w pomocy: Szala, Majewski, Magiera, Vuković i Kiełbowicz, a w ataku: Kucharski i Yahaya. W składzie Barcelony roi się od gwiazd. Puyol, Reiziger, Gabri, Frank de Boer, Xavi, Cocu, Mendieta, , Saviola, Luis Enrique, Riquelme, Kluivert – te nazwiska mówią wiele kibicom piłki nożnej.

Do Hiszpanii wybiera się kilkuset fanów Legii, którzy liczą na niespodziankę w konfrontacji Dawida z Goliatem. Jak będzie? Przekonamy się już w środę wieczorem.

Autor: Woytek


Wasze pomeczowe komentarze (0)