Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Płock - Wtorek, 23 września 2008, godz. 20:00
Puchar Polski - 1/16 finału
Herb Wisła Płock Wisła Płock
  • 22' Wiśniewski
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 80' Iwański
  • 102' Iwański (k)
2 (0)

Sędzia: Piotr Wasielewski
Widzów: 3500
Pełen raport
Legioniści przeważali pod każdym względem, ale większość meczu przegrywali 0-1 - fot. Mishka

Niepotrzebne męczarnie

Zupełnie niepotrzebnie i chyba niezasłużenie legioniści męczyli się z Wisłą Płock. Drużyna Jana Urbana przez 120 minut posiadała miażdżącą przewagę, ale przez większość meczu przegrywała 0-1 po golu Wiśniewskiego w 21. minucie. Wyrównanie padło dopiero w 80. minucie za sprawą pięknego uderzenia Iwańskiego z rzutu wolnego. W dogrywce ten sam zawodnik pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Arruabarrenie.

W pierwszym składzie trener Jan Urban nie wystawił Rogera, Chinyamy, Wawrzyniaka, Iwańskiego i Radovicia. Początkowo w obronie obok Dicksona Choto miał wystąpić Pance Kumbev, ale w ostatniej chwili z powodu kontuzji został zastąpiony przez Inakiego Astiza. Początek zawodów zdecydowanie należał do legionistów, którzy zamknęli "nafciarzy" na ich połowie. Niestety ataki stołecznej drużyny nie przyniosły żadnego wymiernego rezultatu. Kilka razy w pole karne dośrodkowywał Edson. Raz Brazylijczyk zdecydował się na uderzenie, ale Artur Melon był na posterunku. Niespodziewanie w 21. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Prawą stroną popędził Łukasz Grzeszczyk i wyłożył piłkę na 5. metr do Bartosza Wiśniewskiego, który bez najmniejszych problemów pokonał Wojciecha Skabę. Mimo utraty bramki, Legia grała swoje. Kilka okazji miał Piotr Giza, który próbował uderzenia z przewrotki (zupełnie nieudane) i z 15 metrów - piłka tylko otarła się o poprzeczkę. Bardzo pozytywnie prezentował się powracający po kontuzji Bartłomiej Grzelak, jednak częściej podawał kolegom niż strzelał. W 37. minucie Edson uderzał celnie z 18 metrów, ale Melon zdołał obronić strzał legionisty. Kilka minut później podobną próbę podjął Rybus, ale piłka przeleciała wysoko nad poprzeczką. W pierwszej części gry legioniści mieli rozregulowane celowniki, bo na 12 strzałów, aż 10 było niecelnych. Tuż przed przerwą z przewrotki, po złym uderzeniu głową Aleksandara Vukovicia, strzelał Grzelak, ale piłka przeleciała obok bramki.

Na drugą część gry legioniści wyszli bez zmian. Nie zmienił się również obraz gry. Legia często zamykała płocczan na własnej połowie. W 56. minucie przed szansą na zdobycie gola stanął Edson, ale jego uderzenie z rzutu wolnego trafiło w mur obrońców. Dopiero w 80. minucie regularne ataki Legii przyniosły efekt. Rzut wolny z 25 metrów wykonywał Iwański - uderzył pięknie i nie do obrony! Ostatnie 10 minut to prawdziwa nawałnica legionistów. Piłka co chwilę lądowała w polu karnym Melona, ale nie chciała po raz drugi wpaść do siatki. Sędzia doliczył jeszcze 3 minuty i następnie zarządził dogrywkę.

Początek doliczonego czasu gry wyglądał tak jak regulaminowe 90 minut. Legia non stop w ataku. Na drugą bramkę doczekaliśmy się w 103. minucie, kiedy to sprytnym prostopadłym podaniem popisał się Piotr Giza. Do piłki ruszył Mikel Aarruabarrena i został sfaulowany w polu karnym. Sędzia wskazał na "wapno". Do futbolówki podszedł Iwański i pewnym uderzeniem pokonał Melona. Od tego momentu gra siadła. Trochę odważniej zaczęli grać gospodarze, ale legioniści kontrolowali przebieg gry. W 113. minucie po podaniu Gizy Mikel Arruabarrena trafił w poprzeczkę - piłka spadła na linię bramkową i wyszła w pole.

Przed meczem Urban zapowiadał, że konieczna będzie mobilizacja, bo bez niej trudno wygrać. Legionistom mobilizacji nie zabrakło, ale na pewno szczęście nie było po ich stronie. Ostrzeliwane słupki i poprzeczki mogły śnić się im po nocach. Na szczęście w deszczowy wtorkowy wieczór piłka w końcu wylądowała w siatce tyle razy ile powinna. Pierwsza przeszkoda na drodze do obrony Pucharu Polski została pokonana. Pora na następne.