|
Warszawa - Sobota, 27 września 2008, godz. 17:30 Ekstraklasa - 7. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 11' Édson
- 37' Glik (sam.)
- 55' Chinyama
|
3 (2) |
|
Piast Gliwice
| 1 (0) |
Sędzia: Włodzimierz Bartos Widzów: 3966 Pełen raport |
|
Miroslav Radović po raz kolejny szalał na prawej stronie. W meczu z Piastem gola nie strzelił, ale zaliczył asystę - fot. Mishka |
Łatwe punkty
Po golach Edsona, Takesure Chinyamy, samobójczym trafieniu Kamila Glika oraz honorowym Łukasza Krzyckiego Legia łatwo wygrała u siebie z Piastem 3-1. Przewaga "wojskowych" nie podlegała dyskusji i powinni oni strzelić kilka goli więcej. Po meczu trener Jan Urban nie ciszył się jednak z wygranej, a słał gromy na swoich piłkarzy, którzy znów byli na bakier ze skutecznością. Problemy z wykańczaniem akcji legioniści mają od dłuższego czasu. Mimo to nie tracą punktów i są już liderem rozgrywek.
Nie zmienia to jednak faktu, że w sobotni wieczór "wojskowi" najzwyczajniej w świecie zlekceważyli rywala. W przekonaniu o własnej wyższości utwierdziła ich szybko zdobyta bramka. Stadionowy zegar wskazywał dopiero 11. minutę gry, gdy prawą stroną pomknął Miroslav Radović. Serb, który znów zagrał dobry mecz, wpadł w pole karne i podał w poprzek bramki. Tam już czekał Edson, który dostawił nogę i było 1-0. Z każdą kolejną minutą przewaga Legii rosła, a Piast ograniczył się do nielicznych kontr. Te były jednak rozbijane przez warszawską defensywę.
Gorzej było z ofensywą legionistów. "Mając kilka wariantów do wyboru, przeważnie wybierali ten najgorszy" - denerwował się po meczu na piłkarzy Urban. Ale i było się o co wściekać. Tym bardziej, że szkoleniowiec Legii przestrzegał przed nonszalancką postawą. Jego słowa musiały nie trafić do zawodników. Mnożyły się niecelne strzały, a kibice raz po raz zakrywali twarze dłońmi. Kolejnego gola udało się jednak zdobyć. Z pomocą legionistom przyszedł zawodnik gości. Tym razem akcja przeprowadzona była lewą stroną boiska. Maciej Iwański ostro dośrodkował w pole karne, a Glik interweniował na tyle nieszczęśliwie, że wpakował piłkę do własnej bramki. Do przerwy Legia prowadziła 2-0.
W drugiej odsłonie obraz gry nie uległ zbyt wielu zmianom. Znów atakowali legioniści i znów ich celowniki były mocno rozregulowane. Ale trzeciego gola udało się zdobyć szybko. Tym razem w roli asystenta wystąpił Edson. Pewne dośrodkowanie w pole karne, tam najwyżej do futbolówki wyskoczył Chinyama i prowadzenie zaczęło nabierać okazałych rozmiarów. Kibiców, którzy liczyli na kolejne gole, spotkał jednak srogi zawód. Zamiast strzelaniny obejrzeli festiwal marnowania dogodnych sytuacji. A podwyższyć wynik próbowali chyba wszyscy zawodnicy Legii. Sam Mikel Arruabarrena cztery razy mógł pokonać Grzegorza Kasprzika. Próbował także Piotr Giza, ale wdawał się w niepotrzebne pojedynki z obrońcami i nawet nie oddawał strzałów na bramkę.
To czego nie udało się osiągnąć legionistom, dokonali piłkarze z Gliwic. Zamieszanie pod bramką Jana Muchy wykorzystał Łukasz Krzycki, zdobywając dla Piasta honorową bramkę. Na więcej gości nie było stać i trzy punkty pozostały przy Łazienkowskiej.
Wygrana cieszy, ale martwi brak skuteczności. O ile Cracovię Kraków czy Piasta Gliwice można ograć marnując sytuację na potęgę, to z Lechem Poznań nie będzie już tak łatwo. Przed legionistami stoi więc zadanie poprawienia skuteczności. Maja na to tydzień czasu. A czy przepracują go dobrze, przekonamy się za tydzień podczas meczu na Bułgarskiej.
Autor: Tomek Janus