Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Poznań - Niedziela, 5 października 2008, godz. 17:00
Ekstraklasa - 8. kolejka
Herb Lech Poznań Lech Poznań
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
      0 (0)

      Sędzia: Robert Małek
      Widzów: 23331
      Pełen raport
      Wojciech Szala w walce o piłkę z Arboledą - fot. Mishka

      Sprawiedliwy remis

      Bez bramek zakończyło się spotkanie zapowiadane jako hit kolejki między Legią i Lechem. W pierwszej połowie lepsi byli legioniści, w drugiej przeważali lechici, ale żadnej z drużyn nie udało się zdobyć gola. Przed meczem zastanawiano się czy Legia przełamie wreszcie porażek w Poznaniu. Miejscowi dumali zaś nad kondycją fizyczną lechitów po spotkaniu z Austrią Wiedeń. Okazało się, że Lech nie biega zbyt żwawo, ale legioniści nie potrafili tego wykorzystać. Do Warszawy wrócili więc z połowicznym sukcesem w postaci jednego punktu.

      Przed spotkaniem w Poznaniu Jan Urban zapowiadał, że tym razem nie będzie piłkarskich szachów. I faktycznie jego piłkarze szybko ruszyli do ataków, jakby chcieli od pierwszej sekundy rozpocząć niszczenie Lecha. Od początku zepchnęli lechitów do obrony. Szkopuł w tym, że ich akcje były składne tylko do 20 metra od bramki gospodarzy. Później wszystko psuło się i zamiast goli oglądaliśmy festiwal niecelnych strzałów. Sam siebie przechodził Takesure Chinyama. Napastnik rodem z Zimbabwe zdołał już przyzwyczaić chyba wszystkich, że dostrzeganie partnerów nie jest jego mocną stroną. Próby strzału z ponad 30 metrów, zakończone płaskim i słabym uderzeniem obok bramki to jednak lekka przesada. Tym bardziej, gdy obok stali inni legioniści. Ale to właśnie „Tejksiu” mógł w pierwszej połowie otworzyć wynik spotkania. Jego uderzenie z 12. metrów minimalnie chybiło jednak celu.

      W 21. minucie plan przygotowany na niedzielny wieczór przez Urbana musiał zostać mocno zmieniony. Wtedy to boisko opuścił powracający do wysokiej formy Edson. Jego miejsce zajął Maciej Rybus. Pomocnik Legii starał się jak mógł, żeby godnie zastąpić Brazylijczyka. Dwa razy był bliski pokonania Krzysztofa Kotorowskiego. Pierwsze uderzenie wzdłuż bramki było jednak niecelne. Strzał głową padł zaś łupem golkipera gospodarzy. Najlepszą okazję do otworzenia wyniku zmarnował jednak Jakub Wawrzyniak. Obrońca Legii pomknął lewym skrzydłem i wpadł w pole karne. Próba umieszczenia piłki przy dalszym słupku bramki Lecha została jednak obroniona przez Kotorowskiego.

      Po przerwie gra się wyrównała. Okazało się, że lechici całkiem dobrze znieśli trudy meczu z Austrią. A gdy już brakowało im sił uciekali się do faulu i sprytnego zwalniania gry. Legioniści nieco podłamani nieskutecznością z pierwszej połowy, zaczęli walczyć o zachowanie bezbramkowego remisu. Lechici też jakoś nie kwapili się do ataków i tempo meczu siadło. Najgroźniej pod bramką Jana Muchy było w 57. minucie. Wtedy to Robert Lewandowski tak oddawał piłkę w geście fair play, że ta wylądowała na poprzeczce Legii. Jeszcze z przewrotki strzelał Hernan Rengifo. W niedzielny wieczór plan nie przewidywał jednak gol i piłka nie wylądowała w siatce.

      Remis spowodował, że Legia straciła pozycję lidera. Punkty straciła jednak także i Wisła Kraków, więc legioniści wciąż mają tyle samo punktów co lider. Teraz przerwa na mecze reprezentacji. A Jan Urban wciąż ma jedno bardzo ważne zadanie – poprawić skuteczność legionistów. Bo to właśnie jej brak jest przyczyną tego, że z Poznania wróciliśmy z zaledwie jednym oczkiem.

      Autor: Tomek Janus